"I nagle wezwało mnie Camino. Kiedy Droga cię woła, to jest
już koniec stabilizacji. Nie możesz spać ani pracować spokojnie, nie cieszy cię
to "nic", które wydawało ci się dotąd "wszystkim". Nie
zaznasz spokoju, dopóki nie powiesz: Tak, wyruszam". Emilia i Szymon
Sokolikowie „Do Santiago”
Tak
dokładnie było. Jak pisałam w poprzednim poście, Camino wezwało mnie
niespodziewanie. Jednak do podjęcia decyzji o Drodze do Santiago od progu domu
musiałam stopniowo dojrzeć,
upłynęło sporo czasu zanim wewnętrznie zgodziłam się na to, co od dawna nurtowało moje serce. Lecz kiedy już pozwoliłam by to pragnienie rozkwitło w mojej duszy i umyśle, gdy zaczęłam się nim cieszyć i dążyć do jego realizacji, całą sobą czułam, że „to jest to”, że decyzja o wyruszeniu w Drogę jest jedyną słuszną decyzją. Dać się porwać marzeniom to jest cudowne!
upłynęło sporo czasu zanim wewnętrznie zgodziłam się na to, co od dawna nurtowało moje serce. Lecz kiedy już pozwoliłam by to pragnienie rozkwitło w mojej duszy i umyśle, gdy zaczęłam się nim cieszyć i dążyć do jego realizacji, całą sobą czułam, że „to jest to”, że decyzja o wyruszeniu w Drogę jest jedyną słuszną decyzją. Dać się porwać marzeniom to jest cudowne!
To
był całkowity przewrót, nagle całe moje życie zostało całkowicie podporządkowane
Drodze, wszystkie inne sprawy odeszły na drugi plan, najważniejsze było to, co
mnie czeka za kilka miesięcy… Ta Droga już zaczęła trwać we mnie, a wszystko
inne stało się odległe i mniej ważne. I choć nadal pracowałam, jadłam, spałam,
wykonywałam codzienne czynności, choć moje życie na pozór się nie zmieniło, to
jednak wszystko było inne, każda moja komórka, każda myśl i uderzenie serca
miały w sobie radosne podekscytowanie i niepokój oczekiwania…
Na swoją Drogę Życia postanowiłam udać
się w Jubileuszowym Roku Miłosierdzia. To był dla mnie idealny czas na taką pielgrzymkę,
by niczym średniowieczny pielgrzym wyruszyć pieszo od progu domu i powędrować
do grobu św. Jakuba Apostoła w Santiago de Compostela. I właśnie teraz
przyszedł moment, by podjąć to wezwanie.
Przede mną długa droga... Droga pełna
chwil radości, ale też na pewno wielu trudów i bólu.
Czy dam radę? Nie wiem. Ale chcę
wyruszyć i iść jak daleko nogi poniosą, jak długo starczy sił…
Cieszę się i lękam jednocześnie. I chyba
wciąż w jakiś sposób nie dowierzam, że chcę się wybrać na taką tułaczkę. Po
ludzku wydaje mi się to niewykonalne… ale przecież dla Boga wszystko jest
możliwe. To On dał mi to marzenie, potem pozwolił by nabrało realnych kształtów
i ufam, że On też pomoże mi tę Drogę przejść.
Może to jest pewnego rodzaju powołanie do
odbycia takiej pielgrzymki? Coś co odczytuję w duszy jako Boże zaproszenie i
wezwanie, by zostawić na jakiś czas dom, rodzinę, przyjaciół, pracę i… „pójść za głosem serca. Wyjść poza to, co znane i pewne, i
rzucić się w tę przygodę, jaka wyrosła ni stąd, ni zowąd na horyzoncie naszego
życia” (M. Kunicka „Jeden krok mi wystarczy”).
A
więc wstanę i pójdę do Santiago!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz