Szlak Orlich Gniazd, dzień 1: Częstochowa - Olsztyn (29 km)

Wstajemy dosyć wcześnie. Ogarniamy się szybko i zmierzamy na Jasną Górę na poranną Mszę Świętą. To idealne rozpoczęcie pierwszego dnia naszej wędrówki Szlakiem Orlich Gniazd.
A potem nie pozostaje nam już nic innego jak tylko zarzucić plecaki na plecy, pewnie chwycić kijki i wyruszyć. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo organizmy mocno już dopominają się o tradycyjną poranną kawę. 


Na szczęście po kilkuset metrach udaje nam się kupić po kubku aromatycznego napoju. Siadamy więc na ławeczce w Alei NMP, konsumujemy śniadanko i rozkoszujemy się kawą i w ogóle pobytem w Częstochowie. Heh, chyba jakoś niespieszno nam opuścić to miasto ;)

Ale nie ma co, przecież Droga wzywa. Po porannym posileniu się duchowym, a teraz i tym fizycznym, w końcu zbieramy się do wyjścia. Pogoda dopisuje, jest idealna.
Na dziś zaplanowałyśmy niezbyt długi ok. 22-kilometrowy odcinek z Jasnej Góry do Olsztyna, ot tak na rozgrzewkę. Nie powinno więc być problemów, zresztą nasze ciała, póki co, nie są przyzwyczajone do długiego marszu z plecakami, tym bardziej więc ten odcinek wydaje się taki w sam raz.


Wędrujemy przez Częstochowę, początkowo śledząc mapę w telefonie, aż docieramy na Stary Rynek i ulicę Mirowską, gdzie znajdujemy pierwszy drogowskaz i słupek z oznaczeniem Szlaku Orlich Gniazd. Super!


Będzie nas prowadził czerwony szlak...To oznaczenie przypomina mi również wędrówkę z Polski do Santiago de Compostela, a dokładniej etap z Le Puy en Velay, gdzie podążałam właśnie za identycznym oznakowaniem szlaku GR65… Aż trudno uwierzyć, że od tamtej pory minęło już prawie dwa lata…
Piękne to wspomnienia, ale czas wrócić do rzeczywistości i zanurzyć się w drodze, którą właśnie rozpoczynamy. Witaj Juro Krakowsko-Częstochowska!

Opuszczamy miasto, wędrując przyjemnie wzdłuż ulicy Mirowskiej, która w ten sobotni poranek jest niemalże oazą spokoju, ruch jest naprawdę znikomy. Towarzyszy nam soczysta, wiosenna zieleń.


Podążamy za oznakowaniem, po jakimś czasie mijając widniejące w oddali, dymiące kominy Koksowni Częstochowa Nowa.
Po drodze czeka mnie też przemiła niespodzianka – jakubowa muszla na jednym ze słupów. Jakie to miłe i jak cieszy się serce widząc oznakowanie, ukochanej przecież, Jakubowej Drogi :)
I choć teraz wędrujemy innym szlakiem, to jakubowe znaki zawsze będą budziły ciepło w moim sercu.

Postanawiamy nieco odbić w lewo od szlaku i przejść przez Górę Ossona.
Po ok. godzinie marszu od Rynku naszym oczom ukazuje się pierwszy na naszej drodze, piękny, bielejący na tle niebieskiego nieba, ostaniec. 


Zatrzymujemy się na małą chwilę… Figura Matki Bożej na tej skale przywodzi w myślach nasze wspólne zdobywanie Tatr i Matkę Bożą na Zawracie, na który przecież kiedyś wdrapywałyśmy się razem. Wspomnienia, wspomnienia… Tutaj na pewno nie zamierzamy się wdrapywać na tę pionową ścianę, to byłoby dla nas zupełnie niewykonalne… Na szczęście nie ma takiej konieczności, boczną ścieżką mozolnie podążamy dalej do góry…
Potem jest już w miarę płasko i przyjemnie…

Schodzimy z Góry Ossona i ponownie dołączamy do oznakowanego Szlaku Orlich Gniazd, wędrując przyjemnym lasem.


W pewnej chwili tej sielskiej wędrówki nagle szum i wiu… wiu… To nic, to tylko rozpędzeni rowerzyści. W pędzie przepraszają, że nas wystraszyli i znikają w dali na swoich jednośladach… a my krok za krokiem wędrujemy dalej. Szutrową drogą idzie się wyśmienicie, ale tak łatwo nie może być cały czas. Niebawem czeka nas trochę podejścia do góry…


A przed nami Jaskinia w Zielonej Górze… Choć z zewnątrz wygląda niepozornie, to ponoć w jej wnętrzu znajdują się unikatowe w Polsce, piękne formy stalaktytów i stalagmitów oraz kolumn naciekowych. Widząc taką „dziurę” trudno wyobrazić sobie, że dalej, gdzieś w jej głębi, ciągnie się 140 metrów podziemnych korytarzy i sal… Nie zamierzamy jednak sprawdzać tego osobiście, wierzymy internetowi „na słowo” 😉

Jaskinia w Zielonej Górze

Rezerwat Zielona Góra rzeczywiście "na całego" tętni zielenią…


W miarę upływu czasu jesteśmy coraz bardziej zmęczone, a i plecaki zdaję się być coraz cięższe. Dlatego też, gdy za miejscowością Kusięta mijamy drogowskaz wskazujący Góry Towarne, postanawiamy zostawić je „w spokoju” i obejść się smakiem. No cóż, wdrapywanie się do góry zostawimy na inny raz ;) Podążamy dalej za oznakowaniem szlaku wzdłuż drogi…

Przed Olsztynem mijamy pomnik „Bohaterom Walk o Wolność Ojczyzny pomordowanych w latach 1939-1945”. Chwila zadumy…


Do Olsztyna wchodzimy już naprawdę zmęczone. Upał daje nam się we znaki. Jeszcze tylko zakupy w napotkanym sklepie i zmierzamy na miejsce noclegu. Zatrzymujemy się w Agroturystyce pod Świerkami. Nasi gospodarze to bardzo miłe małżeństwo. Otrzymujemy przytulny pokój z łazienką, obok jest aneks kuchenny, nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba.

Na naszym liczniku jak na razie jest 22,5 km. Po krótkim odpoczynku czas ruszyć na dalsze wojaże i zobaczyć atrakcje, które oferuje Olsztyn. Postanawiamy dotrzeć do zamku nieco okrężną drogą… wybierając się najpierw na dwie pobliskie góry: Biakło i Lipówki.


Podchodzimy lekko pod górę, skąd możemy podziwiać piękny widok na olsztyński zamek… Jest tu wprost bajecznie i nasze serca całymi sobą chłoną otaczający nas świat i wszystkie jego wspaniałości…



Podziw wzbudzają wspinacze, którzy niestrudzenie pną się do góry po pionowych ścianach okolicznych ostańców…


Góra Biakło
Idziemy również na górę Biakło… 
Ostatecznie siadam na jej szczycie pod krzyżem, choć muszę przyznać, że miałam nieco strachu widząc świecące w słońcu i wyślizgane skałki i kamienie…




Jeszcze chwila, by pobuszować w skałkach i cieszyć się pobytem tutaj, tak po prostu….



… a potem zmierzamy już do zamku, podchodząc nieco na wapienne wzgórze.
Malownicze ruiny zamku strzelają w niebo wyróżniając się z krajobrazu, a jednocześnie tworząc to miejsce w jakiś sposób pięknym i tajemniczym.





W końcu czas wracać na nocleg, odpocząć i zebrać siły na kolejny dzień. Jesteśmy nieco zaskoczone widząc, że nasz popołudniowy spacer i harce po okolicznych górkach, skałach i zamku to kolejne 6,5 km.
Jakże się cieszymy, że właśnie w Olsztynie przypadł nam pierwszy nocleg, że bez pośpiechu i na lekko (bez plecaków) mogłyśmy spędzić tu całe popołudnie.
To był wspaniały, piękny dzień 😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz