Dzień 21 : Osieczna - Wschowa (38 km)

Wyruszamy wcześnie rano, bo przed nami dość długi etap. Wędrujemy głównie przez lasy i wioski…
Na jeden z postojów zatrzymaliśmy się przy ławce na placu zabaw dla dzieci. Starszy pan opiekujący się wnuczką zainteresował się nami i naszą podróżą. Krótka, sympatyczna rozmowa, obiecał nawet „trzymać kciuki” :)

Przechodzimy przez Leszno. Droga mija tak po prostu, bez większego echa. Głowę mam zajętą zupełnie czymś innym… i kolejny dzień umykają mi wszystkie przyrodnicze aspekty tej wędrówki.
W Święciechowej napotykamy kolejny kościół św. Jakuba. Tym razem udaje nam się dostać pieczątkę.

Jarek, jak postanowił tak robi, wczoraj już zarezerwował nam miejsce na dziś u Ojców Franciszkanów we Wschowie.

A mnie gniecie cała ta sytuacja, wszystko to co działo się wczoraj…
Może jest w tym trochę racji, może chociaż na najbliższe dni warto mieć zapewniony nocleg, skoro Jarek tak bardzo się przestraszył. Może… Ale tę sprawę można było załatwić delikatniej. Trzeba szczerze rozmawiać ze sobą, próbować wspólnie znaleźć rozwiązanie, słuchać siebie wzajemnie, osiągnąć jakiś kompromis…
Na to na razie chyba nie ma co liczyć…

Każdy ma prawo myśleć inaczej czy nawet zmienić swoje wcześniejsze zdanie, ale to nie oznacza, że jest to jedyna słuszna opcja… Jarek ma swoje nowe racje, ale i ja też mam swoje racje… Musimy przyjąć wzajemnie drugiego człowieka z odmiennością jego myślenia. Nie ma się co spierać, które racje są ważniejsze, bo tu nie ma ważniejszych. Każdy ma swoje i zarówno jedne jak i drugie powinniśmy uwzględnić we wspólnym wędrowaniu. I najrozsądniej byłoby postępować tak „po pół”, czasem iść po prośbie, czasem rezerwować te noclegi… Niestety, próżne moje nadzieje…

Nie wiem co dalej będzie z nami pielgrzymami… Trochę się boję, że takie sytuacje wywierania nacisku i stawiania mnie pod ścianą, w różnych aspektach mogą się powtarzać. A na to na pewno już więcej nie pozwolę…
Dziwne to wszystko… Gdzieś w umysł złowieszczo wkręca się pytanie o sens tego wszystkiego, o to czy iść razem, czy raczej osobno? Co będzie lepsze dla nas?
A jeśli się rozdzielimy, to co z Agnieszką? To też byłoby bez sensu… Przecież żadne z nas, nawet Jarek jako facet, nikt z nas nie jest gotowy do samotnego pielgrzymowania poza Polską… Tylko razem jesteśmy w stanie stawić czoła wędrówce przez obce kraje...

Uważam, że może czasem (no dobrze, w połowie) można rezerwować te noclegi, jestem w stanie to przyjąć, nagiąć się do czyjejś takiej potrzeby. Ale „zawsze”? Nie, tego „zawsze” nie mogę przyjąć, nie chcę tak…
Takie postępowanie kłóci się z ideą pielgrzymowania, z tym wszystkim, co ustalaliśmy wcześniej… Iść przed siebie i prosić o nocleg – może to jest bardziej trudne, może nieraz na takim myśleniu można się srodze zawieść, może… ale takie właśnie jest pielgrzymowanie do Santiago…
No i w tym wszystkim jest jeszcze, a może przede wszystkim, Pan Bóg. Nie zapominajmy o tym. Czy mamy polegać jedynie na swoich siłach? Na własnym przewidywaniu? Czy my wiemy lepiej co dla nas lepsze? O nie…

Długo czekałam na tą pielgrzymkę… To jest PIELGRZYMKA, nie kombinowanie zawsze po swojemu. To Ufność w Boże Miłosierdzie pozwoliła mi wyruszyć teraz, w tym Jubileuszowym Roku.
Jeśli zacznę zbytnio przejmować się przyszłymi noclegami (i już dziś rezerwować miejsce na jutro), jeśli zacznę bać się tego, że ktoś może być niezbyt miły, że może mnie przegonić spod swoich drzwi, jeśli zacznę kalkulować po swojemu, to natychmiast okaże się, że wcale nie powinno mnie tu być. Ale jestem, bo to nie ułomności pielgrzyma ani różne trudności – nie to wszystko jest istotą Drogi.
Pewność i Zaufanie to sztandary mojej pielgrzymki… i choć czasem duchowo potykam się o kamyki trudności, choć koleiny różnych emocji nieraz chwieją moim krokiem a kurz myślenia „po swojemu” nieraz wpada do oczu, to zbieram się i idę dalej, wciąż od nowa ucząc się ufać…
„Jezu, ufam Tobie!” – czyż nie tak?

przetrzyj oczy
jak każdego poranka
przecierasz okulary
i
spróbuj żyć z Bogiem
dziś
a ON
zaplanuje
twoje jutro
Bożena Fabiani „Przetrzeć oczy”

Niech więc Pan Bóg działa, bo ja nie widzę sensownego wyjścia z tej naszej głupiej, napiętej sytuacji.
Ufam więc… Ufam, że to wszystko się jakoś poukłada…
Na razie przystanę na to, że zawsze z wyprzedzeniem musimy mieć nocleg. Nawet codziennie, tyle mogę zrobić na razie. Ale tylko na razie… żeby nie zaogniać sytuacji. Może potrzeba trochę czasu, by opadły emocje, by załagodzić nerwy…  Na razie zostawię to tak jak jest. Niech Pan Bóg działa…
Może potrzeba czasu…
Czas… tego akurat mamy bardzo dużo. Droga daje nam mnóstwo czasu na najróżniejsze przemyślenia…

Ojcowie Franciszkanie we Wschowie przyjęli nas życzliwie.
Dziś był długi etap, z radością więc zanurzam się w swoim śpiworku. Plusem takiego pielgrzymiego zmęczenia jest to, że zasypia się momentalnie, nie ma już czasu na rozmyślania. Kraina snu wyciąga ku mnie swe ramiona, a ja zanurzam się w nie z iście ogromną przyjemnością i zadowoleniem.
Błogosławiony sen pielgrzyma :)

1 komentarz:

  1. W Święciechowej spotkaliśmy pieszych pielgrzymów, którzy w ramach trzydniowego pielgrzymowania szli z Leszna do Jakubowa. Bardzo mi sie podoba, że ludzie podejmują takie pielgrzymowanie etapowe - nie każdy może sobie pozwolić na porzucenie codzienności na 3-4 miesiące...

    OdpowiedzUsuń