Szlak Orlich Gniazd, dzień 2: Olsztyn - Złoty Potok (28 km)

No i są. A jakże. Nieproszone i niechciane, a nawet „znielubiane” od zawsze… a jednak z uporem maniaka minuta po minucie coraz bardziej rozgaszczają się na moich stopach. Czyż mogłoby się bez nich obejść? Jak zwykle, start i początek wędrówki muszę okupić bólem i dokuczającymi pęcherzami. Bąble coraz śmielej poczynają sobie na moich stopach, tu jeden, tam tworzy się drugi i… wiem, że to jeszcze nie koniec. Oj, niełatwe dni przede mną…


Poranek rozpoczynamy piękną wędrówką przez Rezerwat Sokole Góry. Jaki tu spokój i cisza… Po ok. godzinie wychodzimy z lasu i zbliżamy się do Zrębic. Międzyczasie spotykamy inną wędrowniczkę… która nocowała w tej miejscowości, a teraz wraca troszkę w stronę Sokolich Gór, by uwiecznić je na zdjęciach. Przystajemy na chwilę pogawędki. Mnóstwo pozytywnej energii i błysk radości piechura w oczach - nasza nowa koleżanka aż tryska entuzjazmem wędrowania. Jestem pewna, że jeszcze spotkamy Ulę na naszym szlaku.

św. Idzi w Zrębicach
W Zrębicach wita nas figura św. Idziego. Niebawem docieramy do tutejszego zabytkowego kościoła z 1789 roku, również pod wezwaniem św.Idziego. Wokół rosną ok. 300-letnie lipy… Dziś jest niedziela i tutaj zamierzamy uczestniczyć we Mszy Świętej. Jest jeszcze trochę czasu, siadamy na przykościelnej ławce i odpoczywamy, z czego bardzo cieszą się moje zbolałe nogi. Sielsko tu…

kościół św. Idziego w Zrębicach
Niebawem schodzą się tutejsi mieszkańcy, tacy niedzielnie odświętni. A my, jak to w drodze, ubrane jesteśmy raczej turystycznie. Ale nikogo nie dziwi ani nasz strój, ani duże plecaki.

Po Mszy Świętej czas wyruszyć dalej. Postanawiamy nieco zmodyfikować trasę i podążamy wciąż asfaltem, mając nadzieję, że zahaczymy o Pustynię Siedlecką. 

czy to już Pustynia Siedlecka czy jeszcze nie?
I rzeczywiście w pewnym momencie napotykamy sporo piasku… jednak na pustynię nam to nie wygląda. A jest zbyt pod górę, by w tym piasku brnąć z plecakami dalej. No cóż, przyjdzie nam poczekać do następnej pustyni, która przed nami za kilka dni…
Słyszymy tylko warkot i ryk silników, coraz dobitniejszy i zbliżający się do nas. Po chwili mija nas „stado” rozpędzonych quadów, wzbijając tumany kurzu wokół…
Jak się później zorientowałyśmy, po prostu chciałyśmy dojść na pustynię od niewłaściwej strony i dlatego nasze zamiary spełzły na niczym…


Idziemy dalej wśród cichych pól… by za miejscowością Siedlec odbić w lewo, dojść do szlaku i ponownie zanurzyć się w zieleni lasu…


Jest bardzo duszno, a pęcherze dają mi mocno do wiwatu. I choć mamy dziś w nogach dopiero kilkanaście kilometrów, to idzie mi się nad wyraz ciężko… i dość mocno spowalniam naszą wędrówkę. Na szczęście Marta jest wyrozumiała dla moich bolączek ;)

Przed Złotym Potokiem zatrzymują nas dwie idące z naprzeciwka dziewczyny. Pytają czy idziemy z Olsztyna, ile to kilometrów i jaka jest droga, bo właśnie zamierzają się tam przejść… No dobrze, dobrej drogi… choć popołudnie wydaje nam się dość późną porą na rozpoczęcie takiego spaceru.

W końcu dochodzimy do centrum tej niewielkiej miejscowości, mijamy rynek, kościół i udajemy się pod zarezerwowany adres. Lokum jakie otrzymujemy w tradycyjnej agroturystycznej cenie zaskakuje nas mega pozytywnie – pomieszczenie  w domku z odrębnym wejściem, składające się z pokoju, kuchni i łazienki oraz zadaszonego „tarasu”. Tego byśmy sobie nie wymarzyły, istny rarytas 😀

Na naszych aplikacjach na razie 20,6 km. Chwila odpoczynku, prysznic, pranie i trzeba by pójść coś zjeść. A skoro jesteśmy w Złotym Potoku, to oczywiście musi być pstrąg. Idziemy więc nad jezioro Amerykan. Pogoda jest już zgoła inna niż rano, na świecie zrobiło się szaro i chyba… czyżby to były jakieś dalekie pomruki burzy?

Po kilkunastu minutach jesteśmy nad jeziorem i nawet jakimś cudem udało nam się znaleźć miejsce w pstrągarni, bo chętnych na rybkę jest tu sporo. Podczas gdy jedna z nas „pilnuje” stolika, druga idzie złożyć zamówienie. I wtedy zaczyna się „dyskoteka”, łubu dubu... Kosmos jakiś… Burza, która jeszcze kilka minut temu wydawała się daleka, uderza z całym impetem, pokazując swoje oblicze…
I chyba nikomu teraz nie jest do śmiechu. Stoliki są co prawda pod dachem, ale wspartym na palikach… wściekły deszcz zacina ze wszystkich stron świata, wyganiając niektórych gości z przyjemnych dotychczas miejscówek…
Grzmoty ciskają się jak szalone, dudniąc i rozszarpując niebo nad nami… a świadomość, że przecież jesteśmy nad wodą wkręca się gdzieś w umysł…
No nie powiem, po prostu się bałam :) Na szczęście nie trwało to długo i niebawem burza, tak szybko jak się pojawiła, równie szybko poszła sobie dalej, gdzie indziej siać strach i spustoszenie…

Jezioro Amerykan
Po pysznym obiadku czas na mały spacer. Spacerujemy wzdłuż jeziora Amerykan…

Zahaczamy również o Grotę Niedźwiedzią, choć do środka nie wchodzimy. Jaskinia została odkryta i nazwana przez Zygmunta Krasińskiego i jest ponoć dosyć łatwo dostępna.

Nieopodal naszą uwagę przyciągają też inne skałki i wejście do kolejnej skalnej komory…


Dalej mijamy Źródło Spełnionych Marzeń, którego nawet za bardzo nie ma jak sfotografować. Miejsce to wcale nie rzuca się w oczy i gdyby nie tabliczka informacyjna, łatwo byłoby je przeoczyć. No cóż, wyobrażałyśmy je sobie zupełnie inaczej i do zachwytu nieco nam daleko. Ale i tak fajnie, że takie miejsce jest. Czy rzeczywiście spełniają się tu marzenia…? Ech, gdy to było takie proste 😉

staw "Nocy Letniej"
Zdecydowanie bardziej podoba mi się staw „Nocy Letniej”, w którego tafli jak w zwierciadle przeglądają się okoliczne drzewa… Ponoć staw zmienia kolor i wygląd w zależności od pory roku… Legenda zaś mówi, że zapamiętuje ludzkie twarze, a letnią nocą w srebrnej poświacie księżyca odtwarza ich wizerunki. Ładnie tu, otula nas tajemniczość i urok tego miejsca…


Po wcześniejszej burzy, na spacer wychodzą również ślimaki, centymetr po centymetrze dzielnie przemierzając swój mały świat ;)

A my ponownie spotykamy Ulę!

Dopełnieniem popołudniowych wycieczek staje się przeciwległy kraniec Złotego Potoku, z uroczym kompleksem parkowym i Pałacem Raczyńskich.

Pałac Raczyńskich
Tuż obok znajduje się dworek Krasińskich, w którym mieści się Muzeum Zygmunta Krasińskiego.

Dworek Krasińskich
Można sobie tylko wyobrazić jak kiedyś,w czasach świetności tego miejsca, toczyło się tu życie… jaki to był świat, zwyczaje, ludzie…

Długo można by rozmyślać, a jeszcze dłużej cieszyć się pięknem tego miejsca, gdyby pogoda zachęcała do dalszych spacerów albo zabiwakowania na trawce. Tymczasem zasnute niebo i mżawka przypominają, że może czas już udać się na odpoczynek?

Dzień, pomimo zawirowań pogodowych i dokuczających pęcherzy uważam za udany. I znów trudno uwierzyć, że tak sobie spacerując po Złotym Potoku nabiłyśmy dodatkowe 7,4 km ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz