Dzień 17 : Murowana Goślina - Swarzędz (29 km)

Dziś było dosyć chłodno... Rano dość pochmurnie z przejmującym wiatrem, potem nawet zaczęło wyglądać słoneczko, by na końcu dnia symbolicznie pokropić nas kilkoma kroplami deszczyku. Pierwsza połowa dnia to kontynuacja wędrówki przez Puszczę Zielonka. Tylko drzewa, drzewa, drzewa… Cudnie.
Później przez małe miejscowości, pola i znów lasy...


Taka pielgrzymka to również spotkania z ludźmi. Nie zawsze rozbawione i „rozchachane”, czasem w jakiś sposób trudne, bo dotykające spraw wobec których jesteśmy bezradni...

Gdy po pierwszym etapie szukaliśmy miejsca na krótki odpoczynek, nie znaleźliśmy nic oprócz ławeczki przed jednym z domów. Postanowiliśmy przysiąść na kilka minut. Po chwili zjawiła się przy nas starsza pani zaintrygowana tym cóż to się dzieje przed jej domem. Oczywiście pozwoliła nam odpocząć, wywiązała się rozmowa.
Szczerze mówiąc „trudne” są sytuacje, gdy ktoś widząc pielgrzyma zaczyna opowiadać o swoich bolesnych sprawach, problemach, tragediach, gdy pojawiają się łzy... Człowiek jest taki bezradny wobec czyjegoś cierpienia…
Mówi się, że z ludzkich oczu można czytać jak z księgi. Oczy… smutne, zamglone bólem i rozpaczą oczy matki, która straciła swoje dziecko. To nie tak miało być, nie taki jest naturalny porządek świata… Kobieta opowiada nam swoją historię..., historię swojego syna, który pojechał do pracy za granicą i już nie wrócił… Przywieźli tylko jego ciało…
Czas płynie, pozwala przeżyć żałobę, potem stopniowo uzdalnia, by dalej jakoś żyć… ale ból matczynego serca nie minie nigdy.
Są sprawy gdy żadne słowa nie będą na miejscu, gdy nawet nie znajduje się słów pocieszenia. Jedyne co można to po prostu być obok, być i współdzielić ten ból… Chciałoby się wtedy po prostu objąć taką osobę i w tym prostym geście dać całe swoje serce i współczucie.


Ta sytuacja bardzo zapadła mi w serce... ale też uświadomiła, że nasze zwykłe, czasem szare, zwyczajne, ale spokojne życie, wcale nie musiałoby takie być i że naprawdę człowiek ma za co dziękować Bogu…
Poranne spotkanie z tą panią jak echo powraca w duszy, dając do myślenia... Mam nadzieję, że również Jarkowi, który wciąż walczy z syndromem „startu”. Bo choćby nie wiem jak była trudna nasza droga, to różne nasze pielgrzymie bolączki są „niczym” wobec ogromu ludzkich cierpień…
Fizyczny ból, wcześniej czy później minie… To co przeżyła ta kobieta, nigdy nie minie, nigdy już się nie zmieni, nigdy nie będzie inaczej… jej syn nigdy nie wróci.


Wędrujemy dalej. Niestety wieża widokowa w Dziewiczej Górze jest zamknięta, więc nici z podziwiania panoramy bliższej i dalszej okolicy. Ale to nic, Droga sama w sobie dzisiaj jest urocza…
Codziennie wciąż od nowa odkrywam jak piękny jest świat... pięknie płynące po niebie chmury, soczysta trawa i wschodzące zielone zboże cudnie mieniące się w słońcu, symfonia ptasich śpiewów... Wszystko to co widzę i słyszę codziennie, niby tak banalnie proste a jakże piękne w tej prostocie...
Wędrówka aleją starych, przepięknych drzew, rozwijających ku niebu zalążki liści, wprost roztapia duszę w zachwycie…


I tylko w sercu wciąż tkwi wspomnienie spotkanej rano kobiety. Życie jest takie kruche i nikt z nas nie zna dnia ani godziny, gdy przyjdzie nam rozstać się z tym światem.
Jakże często zbyt mało szanujemy życie, jakże często zbyt mało je kochamy z jego zwykłą prostotą i codziennym pięknem… Jakże często brak nam wdzięczności za życie, za różne duże i małe sprawy, może nawet za błahostki, które tworzą mozaikę codzienności…
Może trzeba nam ludziom śpiewać za Edytą Geppert:
„Och życie, kocham cię, kocham cię, kocham cię w zachwycie…”

Kochać życie…, ale nie tak jak proponuje dzisiejszy świat kolorowych pism, wszechwiedzących mediów czy korporacji… nie tak, by złudnie czuć się „panem świata”, by myśleć, że „wszystko mi wolno”.
Kochać życie tak Prawdziwie, w Prawości serca i obyczajów, kochać je bo jest nam dane i zadane, kochać – bo mamy je tylko jedno i to jedno musi wystarczyć.

Dzień zakończyliśmy w Swarzędzu u rodziny Magdy i Jarka. Cudowni i życzliwi ludzie :)
I znów mam do dyspozycji „swój” pokój. I znów śpię w pachnącej pościeli. Bajecznie, zwykłe proste sprawy, które też są nam "dane" i którymi w naturalny sposób się cieszymy 😀

3 komentarze:

  1. Bardzo pięknie opisane,czekam z nie cierpliwością na dalsze opisy,serdecznie pozdrawiam,Piotr.

    OdpowiedzUsuń
  2. 44 years old VP Accounting Douglas Ferraron, hailing from Swift Current enjoys watching movies like The Private Life of a Cat and Cycling. Took a trip to Himeji-jo and drives a Optima. przejsc do mojego bloga

    OdpowiedzUsuń