Dzień minął tak po prostu... Na tak
długiej pielgrzymce bywa czasem tak, że idzie się jakby mechanicznie, jak
„robot”. Jest cel, zadanie do wykonania, dystans który trzeba przejść. I tyle.
Bez wzniosłych myśli, bez zachwytu krajobrazami, w takim trochę „otępieniu”,
idzie się byle osiągnąć cel danego dnia. Na szczęście takie dni nie zdarzają
się zbyt często :)
![]() |
Navarrete |
Niemniej, w tym „otępieniu” nie umykają
mojej uwadze słupki kilometrażowe. Do Santiago naprawdę już coraz bliżej :)
Alberga w Najera, w której się
zatrzymałam, jest bardzo przyjemna i przyjazna pielgrzymom. „Moje” dormitorium
jest ośmioosobowe, bardzo przestronne, na dole kuchnia, salon. I wogóle
wszędzie jest mega czysto. Rewelacja.
I niespodzianka, bo ponownie spotkałam tu
Dawida. A myślałam, że pognał do przodu. Cóż za miłe spotkanie :)
W Najera w końcu kupiłam hiszpański
starter do telefonu. Tutaj nawet karty prepaid nie kupi się bez okazania
dokumentu tożsamości. Na szczęście pomógł mi sprzedawca w sklepie – od razu
wszystko zarejestrował, aktywował i dzięki temu nie miałam problemu z
uruchomieniem internetu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz