Z moimi nogami jest coraz lepiej. Jeszcze
nie idealnie, ale widzę już zdecydowaną poprawę. Nareszcie :) Nawet wczoraj nie
było wcale źle, pomimo sporej wspinaczki i trudnego dystansu. Tak bardzo się
cieszę, bo wizja konieczności powrotu do domu była naprawdę blisko.
Dziś dzień w miarę spokojny, trochę w dół,
czasem troszkę w górę.
„Trzeba umieć odejść pustym szlakiem,
W góry, tam, gdzie mieszka Miłość”
SDM „Na sierpniowym
balkonie”
Wczoraj po drodze, a także wieczorem w
albergue, spotkałam Dawida. Szczerze mówiąc narobił mi smaku, by dziś podążyć
aż do Pampeluny. Ale to ponad 40 kilometrów, z moimi nie do końca jeszcze zdrowymi
nogami, zmęczeniem, w palącym dzisiaj słońcu, byłoby to z mojej strony
nieodpowiedzialne i chyba trochę lekkomyślne. Muszę pamiętać, że przecież mój
organizm jest już przemęczony i jeśli chcę dojść cało i zdrowo do św. Jakuba to
nie mogę przedobrzyć.
Rozsądek bierze więc górę i zatrzymuję się w Larrasoana w
alberdze San Nicolas.
A poza tym jutro jest niedziela i akurat postaram
się tak dojść do Pampeluny, żeby ok. południa być na Mszy Świętej. Dawid jest
młody, szybki i ma zapas sił przywieziony z Polski, to prawdopodobnie bez
problemu doszedł tam już dzisiaj.
Tak na marginesie – pierwsze co zrobię po
powrocie do Polski to... pójdę do fryzjera. Moja czupryna bardzo już woła o strzyżenie
i niemalże sama siebie nie poznaję w lustrze, heh ;)
Pozbyłam
się namiotu. Tak po prostu... zostawiłam hospitalero w alberdze w Larrasoana,
może komuś się przyda. Jestem coraz bardziej zmęczona i odciążenie pleców o prawie
2,5 kg jest naprawdę na wagę złota.
Niedziela
minęła szybko, z przerwą w Pampelunie na Mszę Świętą w katedrze. Potem jeszcze
małe zakupy i odpoczynek w centrum miasteczka. Na zwiedzanie niestety nie mam
siły…
Idę
dalej. Jestem na najpopularniejszym szlaku Camino, często więc można uzyskać
pieczątki w credencjalu. Korzystam z tego, a jakże, później po latach jest to
niesamowita pamiątka.
Zatrzymałam
się w Cizur Menor. Przebywam w jednym pokoju z grupą Hiszpanek i… dobitnie
doświadczam hiszpańskiego temperamentu. Szczerze mówiąc, po jakimś czasie
zaczęły doprowadzać mnie do szału, trajkoczą, gadają, zapalają światło mimo że
jest już po 22. Jazgot, ciągły jazgot w sypialni… No cóż, hiszpańska krew ;)
Ale też muszę przyznać, że dziewczyny bardzo ładnie i kulturalnie zareagowały
gdy zauważyłam, że jest już późna pora. Efekt był prawie natychmiastowy :)
Wiolu, czytamy, czytamy cały czas i nieraz się niecierpliwimy, gdy jest kilkudniowa przerwa... Taaaka droooga, tyyyyle dni - to naprawdę godne podziwu! Czekamy, czekamy na każdy kolejny dzień!
OdpowiedzUsuńAgula dzięki wielkie za dobre słowo i wierne czytanie tego bloga :) Ale to ja Was podziwiam za Waszą rowerową Drogę. Buen Camino na kolejne etapy :)
Usuń