Dzień 138 : Vega de Valcarce → Fillobal (29 km)

Rano, pierwsze co robię po przebudzeniu, to sprawdzam pogodę za oknem, bo wczoraj wieczorem ciut postraszyło deszczem. Ale to był tylko „straszak”.
Na szczęście nie ma chmur, jest piękny księżyc, a więc i nadzieja na ładną pogodę. Zbieram się szybciutko, bo dziś będzie mocno pod górę. 


Początkowo w ciemnościach, potem wraz ze wschodzącym słońcem i nastającym świtem zdobywam kolejne kilometry. Jak dobrze, że rano jest jeszcze chłodno, dzięki temu wędrówka pod górę nie jest mocno uciążliwa. Im dalej, tym bardziej pod górę, a podejście do La Faba jest już naprawdę ostre…


Raz po raz oglądam się za siebie, by w pierwszych promieniach słońca podziwiać wspaniałą dolinę, z której dziś zmierzam. 


Leciutkie mgły powstające z dolin i snujące się pomiędzy górami nadają im niesamowitego piękna… Z entuzjazmem podążam dalej, a serce otoczone majestatem gór, rozpływa się w dziękczynieniu za ten cudownie piękny świat… Każdy krok, każda kropla potu i każde uderzenie serca, stają się modlitwą uwielbienia Boga w pięknie Jego dzieła Stworzenia…


Całą sobą zanurzam się w te góry, chłonę je całym sercem… Jestem ich częścią, jestem częścią tego cudownego świata :)
Serce dudni ze zmęczenia, oddech staje się „niedźwiedzi” a strużki potu spływają po twarzy… jest ostro pod górę, to wybitnie górski etap. Ale za to jakie widoki :)


Przez chwilę towarzyszy mi zabłąkany pies, na szczęście nie groźny. Dla bezpieczeństwa trzymamy się od siebie w odpowiedniej odległości ;)


Długi cień pobliskiego szczytu daje przyjemny chłód w tym coraz bardziej upalnym dniu.


Później przekraczam granicę prowincji i wchodzę już do Galicji. Przypomina o tym duży galicyjski słupek. Tutaj w Galicji kolejne caminowe słupki będą wskazywały odległość do Santiago. Fajnie, w drodze będzie widać jak ubywa kilometrów.


Jeszcze trochę do góry, jeszcze trochę wysiłku i zdobywania wysokości, by po raz n-ty obejrzeć się za siebie, spojrzeć na cudowną dolinę pozostawioną za plecami i odetchnąć pełną piersią. W końcu jest O Cebreiro :)

O Cebreiro - najstarszy na Camino kościół - Santa Maria la Real (IX w.)
O Cebreiro to miejsce szczególne na Camino. Mała miejscowość ze skromnym, starym Kościołem, który kryje w środku Skarb. To właśnie tutaj w 1300 roku miał miejsce Cud Przemienienia, W błogim chłodzie i ciszy Kościoła strudzony pielgrzym może pochylić się nad tą Tajemnicą, może zanurzyć się w modlitwie, w refleksjach, w kontemplacji… może zgiąć kolana przed Cudem Eucharystii i uwielbiać Boga, dziękować, prosić, rozmyślać…

Santo Milagro - Kaplica Świętego Cudu
Będąc tutaj nie sposób nie wspomnieć wielkiego ambasadora i promotora Camino de Santiago, księdza Eliasa Valinę Sampedro, proboszcza z O’Cebreiro, który z wielkim zapałem popularyzował tą Drogę… To właśnie on w drugiej połowie XX wieku zapoczątkował ideę oznaczania Drogi żółtymi strzałkami. A dziś setki tysięcy pielgrzymów dzięki tym znakom przemierzają szlak jakubowy bez obaw, że zabłądzą, że zgubią drogę. To właśnie tutaj ukochane przez nas żółte strzałki, nasi „przyjaciele Drogi” mają swój początek.

Trochę czasu spędzam na O Cebreiro, a potem ponownie zanurzam się w majestacie gór… Wspaniałe (choć przypiekające) słońce, bajecznie niebieskie niebo i cudne szczyty gór wokół… To jakaś niebiańska kraina :)


                                                   Z dala od ludzi
                                                   blisko Ciebie w górach
                                                   może to właśnie tutaj
                                                   jest przedsionek nieba
                                                   wzrokiem biegnę ku szczytom (…)
                                                       ks. Marek Chrzanowski


Dalsza wędrówka to trochę w dół, trochę pod górę. Niebawem jestem na szczycie Alto do Poio, gdzie wędrowców wita charakterystyczny pomnik pielgrzyma.

Pielgrzym na Alto do Poio (1330 m n.p.m.)
W końcu rozpoczyna się zejście do Triacasteli. Widoki wciąż są bajeczne i dusza cały dzień rozpływa się w zachwycie :)


Gdzieś w barze spotykam grupę Polaków, zapraszają mnie do stolika, wypijamy kawę, rozmawiamy. To takie miłe spotkać rodaków. To ich pierwszy dzień, a wszystkich jest kilkanaście osób. Mamy nadzieję, że będziemy spotykać się na szlaku.

Zatrzymuję się w Fillobal, jestem już bardzo zmęczona i nie chce mi się iść jeszcze kilku kilometrów do Triacasteli. A wszyscy zmierzają do miasteczka i póki co, wciąż jestem tu sama. Oj, żeby pojawili się jacyś pielgrzymi...

Na szczęście wieczorem dotarł jeszcze Tom z Korei oraz jedna pątniczka, więc nie musiałam się martwić o ewentualne samotne spanie w alberdze.
Było kameralnie, cicho, po prostu fajnie :)
To był cudowny dzień 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz