Dzień 116 : Mauléon-Licharre → Saint-Just-Ibarre (22 km)

Dziś cały dzień również idę po swojemu, poza szlakiem. Układam sobie drogę tak, by iść tylko po asfalcie i żadną inną drogą, ani polną ani szutrową. Wszelkie nierówności, kamyki czy kamienie, wciąż powodują dodatkowy ból stóp i tylko prosty asfalt pozwala iść jako tako.
Swoją drogą jak to dobrze, że istnieją telefony komórkowe, gpsy, mapy i internet, że mogę dowolnie zmienić i dostosować trasę do swoich możliwości i aktualnych potrzeb.


Jako, że jestem poza szlakiem, na tych lokalnych drogach nie spotykam pielgrzymów. W ogóle nie spotykam prawie nikogo, czasem tylko przemknie jakiś samochód. Ale widoki i krajobrazy też mam przednie.

Tak sobie rozmyślam nad całą tą pielgrzymką.
To jest niesamowite doświadczenie i dotknięcie czegoś zupełnie innego niż zwykła, szara codzienność powszedniego życia. Zawsze będę powtarzać, że życie pielgrzyma jest nie tylko trudne, ale przede wszystkim Piękne.

Czasami czuję się jak jakaś „pustelnica”, oderwana na jakiś czas od wiru tego świata, od istniejącej gdzieś tam rzeczywistości, od sieci spraw i problemów istniejących w „normalnym” świecie, odosobniona całkowicie od pędu życia. Zanurzona w czymś zupełnie innym. To co czuje i przeżywa pielgrzym jest niemal nie do opisania.



„Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe.” (Mt 26, 41b)
O tak, ostatnio doświadczam mocno tej słabości ciała… Serce i dusza rwą się do przodu, ale ciało i zbolałe nogi nie podzielają tego entuzjazmu. Idę, chwilami niemalże wbrew sobie, zaciskając zęby, czasami nawet przełykając łzy, które wyciskają te okropne odbicia na stopach… Wiem, że się nie poddam. Ufam… I mam wrażenie, że najgorsze już było (wczoraj) i że będzie już coraz lepiej…

Całe to ostatnie doświadczenie bólu, cały ten kryzys to też jakże potrzebna lekcja… by doświadczony już pielgrzym nie wpadł w pychę, by zrozumiał jak nieraz jedna chwila może zmienić wszystko i jak niewiele on sam może, by docenił to wszystko co wydaje się oczywiste (choć przecież oczywiste być nie musi) i by dziękował… zawsze i za wszystko…


W Saint-Just-Ibarre śpię w gite dla pielgrzymów Maison Dominicateia. Jest tu bardzo miło, czysto i przyjemnie. Właścicielka przeznaczyła na gite część swojego domu, a że jestem tu dziś jedynym pielgrzymem to... mam całe piętro dla siebie.
Odpoczywam na całego w ogromnym łożu. Rozkoszuję się ciszą i spokojem... bo to ostatni taki nocleg przez co najmniej najbliższy miesiąc.
Od jutra, od Saint-Jean-Pied-de-Port, będzie zdecydowanie więcej pielgrzymów, więc o popołudniowej ciszy i samotnym noclegu można zapomnieć. Wręcz obawiam się, że niejednokrotnie będzie problem ze znalezieniem wolnego miejsca.
No ale zobaczymy. Na razie cieszę się, że Hiszpania już coraz bliżej… 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz