Rano po pysznym śniadaniu ksiądz
Krzysztof wraz z mamą wyprawili mnie w dalszą drogę, zaopatrując sowicie w
prowiant na cały dzień. Z kapłańskim błogosławieństwem i serdecznym uściskiem
pani gospodyni, wyruszam przed siebie.
Zgodnie
ze wskazówkami księdza nie poszłam przez najbliższe wioski, ale udałam się w
stronę wałów nadwiślańskich. Dzięki temu pierwszy etap znów wspaniale upływał
mi wśród zieleni i ptasich śpiewów. Cisza przeplatana jedynie ptasim świergotem.
Tylko Pan Bóg i ja...
Później skręciłam w stronę kolejnych
wiosek prowadzących aż do przedmieść Płocka. Tutaj
odbiłam oczywiście do Płocka Imielnicy, bo jest tam kościół pod wezwaniem św.
Jakuba. Niestety moja "chrapka" na pieczątkę jakubową okazała się
płonnym marzeniem. Jak to jest, że gdy w danej chwili nie ma proboszcza, to
nikt nie jest władny przystawić mi pieczątki?
A
później na dodatek zaczęło padać. Nogi bolały mnie już okropnie, więc wlokłam
się krok za krokiem w tempie... lepiej nie mówić.
![]() |
rynek w Płocku |
Siostry
przyjęły mnie cudownie. No po prostu brak słów. Już na furcie dwie napotkane
siostry otaczają mnie życzliwością, ale też troszkę się martwią, bo w Domu
Pielgrzyma jest dużo gości. Dlaczego nie zadzwoniłam wcześniej i nie
powiedziałam, że przyjdę? Bo idę tam gdzie mnie nogi poniosą, tam gdzie Pan Bóg
zaprowadzi… Na szczęście wolny pokój znajduje się bez problemu, jutro byłoby
trudniej bo wszystkie miejsca są zarezerwowane, ale dziś przytulny pokoik jakby
czeka akurat na mnie. Czyż to nie wspaniałe doświadczanie prowadzenia Bożej
Opatrzności?
Wieczorem
mogę też uczestniczyć we Mszy Świętej w tutejszym pięknym sanktuarium.
Rzeczywiście
doświadczam tutaj ogromu miłosierdzia dla strudzonego pielgrzyma, nieprzebranej
Bożej dobroci okazywanej przez serca dobrych ludzi :) Siostra
Aleksandra, przydzielona do posługi gościom, pięknie wypełnia swoją pracę. Nie
pod przymusem, nie dlatego że tak każą, ale naprawdę z wielką Miłością. To
wielki dar, umieć tak służyć drugiemu człowiekowi… W każdym jej geście, słowie,
spojrzeniu, przebija się coś Wielkiego, Głębokiego, Niepojętego… Miłość do
Boga, a przez Niego i do ludzi… I Miłość Boga do nas, okazywana przez ręce
drugiego człowieka…
Siostra z nadzwyczajną starannością i
gorliwością troszczy się o mnie, byleby mi niczego nie zabrakło. Gorący posiłek
to dla pielgrzyma prawdziwa uczta… potem jeszcze kolacja i zapas jedzenia na
cały jutrzejszy dzień, bo rano siostry będą w kaplicy, a ja wyruszam dosyć
wcześnie.
I oczywiście o żadnej zapłacie czy
złożeniu ofiary nie ma mowy, siostra nie chce o tym słyszeć, bo przecież
jeszcze taka długa droga przede mną, wystarczy modlitewna pamięć...
Pod
koniec dnia znajduję jeszcze odrobinę sił na mały spacer po okolicy. Jest
pochmurno, chłodno, ale na szczęście już nie pada. Zachód słońca nad Wisłą… a
potem powracam do swojego pokoiku i zanurzam się w zasłużonym odpoczynku
rozmyślając nad nieprzebranym Miłosierdziem Boga okazywanym mi dziś przez
miłosierne ręce i gesty ludzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz