Wszyscy jeszcze śpią, a ja tradycyjnie
wyruszam po 6, gdy tylko zaczyna się rozwidniać. O brzasku czyściutkie niebo
przynagla do drogi... O poranku idzie się wyśmienicie... Rześkie jeszcze
powietrze dodaje mi skrzydeł…
Potem, gdy słońce już na dobre gości na niebie, jest już nieco ciężej... Upał robi swoje, spowalniając znacznie tempo marszu. Ale to nic ;)
Jest tak ślicznie, coraz bardziej żółto,
coraz piękniej… Dorodne, piękne słoneczniki wyglądają wprost bajecznie na tle
cudownie niebieskiego nieba. Nie mogę się napatrzeć na te cudeńka :)
Czasem spotykam jakiegoś pielgrzyma. Każdy
jest już nieco zmęczony, a strużki potu spływają nam spod kapeluszy... Uśmiechamy
się do siebie, pozdrawiamy i wędrujemy dalej zmagając się z tym tropikalnym
skwarem :)
Dziś zatrzymałam się w Lectoure w
parafialnym schronisku przy katedrze za donativo. To piękne, że część plebani jest przeznaczona dla
pielgrzymów. W końcu to parafia św. Jakuba :)
Po południu trochę spaceruję po
miasteczku, staram się też „wybadać” drogę na jutrzejszy poranek.
W katedrze zastaję niecodzienny widok –
kapłan z mopem w ręce zmywa posadzkę w prezbiterium. I sądząc po ubraniu, raczej
nie jest to „zwykły” ksiądz. To też dla mnie i innych pielgrzymów piękne
świadectwo…
Wieczorna kolacja a później wspólne
zmywanie naczyń, jednoczą pielgrzymów w tym przyjaznym schronisku. Jest nas tu
parę osób.
Wybiegam już trochę myślą do przodu i
wprost doczekać się nie mogę... bo już tak niedaleko do Lourdes, jeszcze tylko
kilka dni. Tak bardzo się cieszę :)
Ale zanim dotrę do Lourdes to jawi się
szansa na mały odpoczynek. I to po polsku 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz