Dzień 78 : Messigny-et-Vantoux → Nuits-Saint-Georges (34 km)

Nocleg w stodole był całkiem, całkiem... i nawet nie było zimno. I myszy chyba nie harcowały :)
Rano Filip wstał przed nami i przygotował śniadanie. Niesamowity człowiek :) Z Henrim pożegnałyśmy się wczoraj, dziś jeszcze śpi, bo zamierza iść tylko do Dijon. Tam zabawi dwa dni, bo przyjeżdża do niego żona i przyjaciel. Pewnie już się nie spotkamy, więc Buen Camino :)

Agnieszka chciałaby zostać dziś w Dijon, bo jest tam dużo do zwiedzania. To oznaczałoby, że dziś przejdziemy tylko 10 km. To mało… Poza tym nie mamy tam żadnych namiarów noclegowych, a znalezienie czegoś w tak dużym mieście pewnie graniczyłoby z cudem… Nie uśmiecha mi się też po raz kolejny tak skracać dnia z powodu zwiedzania…
Zresztą tak naprawdę nie do końca zależy to od nas, bo czekamy na rozwiązanie sprawy dzisiejszego noclegu. Agnieszka napisała maila do Stowarzyszenia czy Przyjaciół Dróg św. Jakuba w Dijon, prosząc o jakieś namiary noclegowe w okolicach…

Dziś jest niedziela. Na przedmieściach Dijon uczestniczymy w porannej Mszy Świętej. Potem idziemy do zakrystii, uzyskujemy pieczątki, międzyczasie ostatecznie też rozwiązała się sprawa dzisiejszego noclegu, bo telefonicznie dostałyśmy namiary noclegowe w Nuits-Saint-Georges.

Sprawa wyjaśniła się więc chyba sama.
Niestety wciąż mamy inne spojrzenia i wyobrażenia dzisiejszego dnia.

Ostatecznie postanawiamy jednak rozdzielić się na ten dzień. To najlepsze rozwiązanie, Agnieszka będzie zwiedzać do woli, a ja spokojnie i powoli pójdę do przodu.

Do Nuits-Saint-Georges jest jeszcze ponad dwadzieścia kilometrów, których przemierzenie zajmie trochę czasu, po prostu nie dam rady spędzić w Dijon paru ładnych godzin (albo i całego popołudnia), biegać i zwiedzać, a potem jeszcze dojść do miejsca noclegu. To byłoby ponad moje siły, tym bardziej że noga wciąż jest obolała…

Z jakąś niewysłowioną ulgą ruszam w dalszą drogę…
Staram się jak najszybciej opuścić Dijon, nie lubię iść przez duże miasta... 


A potem wkraczam w zupełnie inny świat... świat winnic... jak okiem sięgnąć wszędzie hektary winorośli...


Jak pięknie, jak zielono, jak cudownie. Idę powoli, spokojnie, rozkoszując się widokami wokół. Serce oddycha tu na całego ;)


A tam w mech odziany kamień
Tam zaduma w wiatru graniu
Tam powietrze inny ma smak (…)
      Wolna Grupa Bukowina „Bez słów”


Ta samotna wędrówka przez te piękne winnice pozwala mi złapać nieco dystansu do wielu trudnych spraw. Wiem, że to jeszcze nie koniec, że temat chwilowo „zamieciony” bardzo szybko powróci… I dobrze, bo chyba naprawdę musimy się porządnie rozmówić.
Postanawiam jednak nie przyspieszać biegu wydarzeń, niech życie toczy się swoim rytmem…
Zobaczymy co będzie dalej…


Stopniowo mijają kolejne kilometry przybliżając mnie do Nuits-Saint-Georges. Nie spieszę się, idę „na pewniaka”…  
Gdy dotarłam pod wskazany adres, moim oczom ukazał się ogródek działkowy z niedużym, fajnym drewnianym domkiem. Ale ekstra! Cały domek dla nas i w końcu będziemy spać na łóżkach. Taka błaha sprawa, a ile daje radości!

 
Dziś prawdopodobnie stuknęło mi w nogach 2000 kilometrów. Niewyobrażalne to dla mnie, a jednak prawdziwe 😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz