Dzień 96 : Nasbinals → Saint-Côme-d'Olt (33 km)

Wczorajszy dzień był bardzo ciepły, noc chłodna, więc rano na namiocie jest mnóstwo rosy. Cóż, trzeba zwinąć taki mokry... początkowo zostawiam za sobą strużkę cieknącej wody…
To jest minus spania w namiocie, potem w ciągu dnia trzeba go rozkładać i suszyć, co zajmuje sporo cennego czasu. Ale ogromnym plusem namiotu jest to, że ma się swój mały domek :)


Pogoda dziś również jest przepiękna. Wokół góry i cudne widoki. Wędrówka cieszy serce tak jak przez ostatnie dni. Wspaniały to czas...

Saint-Chely-d'Aubrac  -  kościół Notre Dame des Pauvres (Matki Bożej Ubogich)
W Saint-Chély-d'Aubrac spotykam kilkoro pielgrzymów, którzy właśnie zbierają się do wyruszenia. Krótka rozmowa, potem chwila by przycupnąć na ławce i zaczerpnąć oddechu, a potem ponownie zanurzam się w wędrówce… 


Dzisiejsza droga jest równie zachwycająca jak wczorajsza. I to niebo… Cudownie niebieskie niebo, które tutaj ma tak bajeczny odcień, że aż napatrzeć się nie mogę…

Gdzieś na szczycie z daleka już widać krzyż na tle tego bajecznego nieba. Prosty krzyż przy wędrownym szlaku... przypomina pielgrzymom o tym, że życie jest Drogą ku Życiu...


krzyżu zatknięty na szlaku
wędrowania naszego
krzyżu z prostego drzewa
jak życie moje
z nieociosanych kamieni
jak moje sumienie
krzyżu co bolisz
w noce nieprzespane
krzyżu którego ramiona
są jak ramiona Chrystusa
przyciągnij mnie do siebie
i pomóż uwierzyć
że jesteś drogą ku życiu
      ks. Marek Chrzanowski

W południe przysiadam gdzieś na pastwisku, rozkładam i wystawiam namiot do słońca i błogo odpoczywam przez godzinę, aż nieco podeschnie. Rewelacja, rozłożyć karimatę w cieniu drzewa i z lubością rozkoszować się wypoczynkiem :) A potem z jeszcze większą radością ruszyć w dalszą Drogę.


Po drodze spotykam jadącą rowerem Niemkę. Katherina też wyruszyła z domu, z Bonn. Chwilę rozmawiamy. Moja piesza wędrówka z Polski wzbudza jej ogromny podziw, bo to przecież już tyle kilometrów i czasu... Taki podziw czasem wprawia mnie w zakłopotanie, ale ogólnie mówiąc, najczęściej są to miłe chwile, bo ludzie szczerze życzą mi dobrej dalszej drogi i dotarcia do celu. I kibicują mi ze szczerego serca :)

Ja z kolei bardzo podziwiam Katherinę. Wybrać się rowerem w taką długą podróż, to jest dopiero wyzwanie i wyczyn. Na nogach to może i tak można, ale rowerem? Za nic nie dałabym tak rady. No cóż, ja raczej rowerowa nie jestem i gustuję zdecydowanie bardziej w wyprawach pieszych. Uznanie dla tych co chcą i mogą tak pedałować setki i tysiące kilometrów.
Katherina częstuje mnie czekoladą, a właściwie ogromną połową tabliczki czekolady. I tłumaczy mi, że przecież wędruję od miesięcy i na pewno potrzebuję energii… Fajne to i śmieszne – ja nie wyobrażam sobie, że można pedałować na rowerze tak długo jak Katherina, a ona nie wyobraża sobie jak można iść tak długo…
Ten kawałek czekolady, ofiarowany ze szczerego serca przez drugiego pielgrzyma, bardzo wiele znaczy. Cóż za niesamowita życzliwość i wrażliwość w stronę drugiego człowieka.

Dziś śpię w alberdze donativo w Saint-Côme-d'Olt. Mówię alberga, choć często wygląda to tak, że ludzie udostępniają część swojego domu pielgrzymom, oddają im całe serce, zapraszają na kolację. Tak samo jest dziś. Gospodarz przygotował dla pielgrzymów całe poddasze, udostępnia swoją łazienkę, wspólnie z żoną zapraszają mnie i dwie nocujące tu francuskie studentki na kolację. I tylko ta bariera językowa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz