Podjęcie decyzji, zgoda na pielgrzymowanie – to pierwsze kroki na caminowej Drodze. Jednak do takiej wędrówki trzeba też przecież się przygotować, nie tylko duchowo, ale też tak zewnętrznie.
Wiemy i ufamy, że Bóg będzie nas prowadził. To On jest tu głównym Reżyserem. Ale mamy też świadomość, że ze swojej ludzkiej strony, powinniśmy zrobić wszystko co możemy i potrafimy, by przygotować się jak najlepiej.
Zastanawiamy się jak iść, przez które kraje i którymi szlakami jakubowymi. Wybór pada na trasę:
Zgorzelec – Frankfurt nad Menem – Trier – Metz – Le Puy en Velay – Lourdes – Saint Jean Pied de Port – Santiago de Compostela.
Może to nie jest najkrótsza trasa, może szybciej byłoby przeciąć Francję „na wskroś” zamiast robić takie półkole, ale z różnych względów, wybieramy właśnie taki wariant Drogi.
Wiadomo, że na tak długą wędrówkę nie zabierzemy książkowych przewodników, więc wszystkie informacje jakie udaje nam się znaleźć, lądują w telefonach. Jak to fajnie, że to wszystko mieści się w tym małym urządzeniu ;)
Udało mi się też znaleźć w internecie ślady GPS szlaku jakubowego w poszczególnych krajach. Przy naszych ograniczeniach językowych wydaje nam się to cudownym „wynalazkiem” – planowana trasa biegnie przez mapę niebieską linią, a mały punkcik pokazuje nasze położenie względem szlaku i w ogóle na mapie. Rewelacja :)
Jednym z ważniejszych, o ile nie najważniejszym, aspektem przygotowań jest konieczność zadbania o kondycję. Siedząca praca i brak sportu na co dzień, w zderzeniu z tysiącami kilometrów i związanym z tym wysiłkiem, raczej nie będą wróżyły nic dobrego. Dlatego, chcąc nie chcąc, trzeba też zająć się tym tematem.
Od stycznia, czyli przez ostatnie trzy miesiące, porządnie trenuję. Chodzę coraz dłużej, coraz dalej, z coraz cięższym plecakiem. Muszę się przygotować fizycznie jak najlepiej, żeby organizm nie doznał szoku na nieustanny wysiłek. Czy nie dozna? Nie wiem, trudno mi to wszystko sobie wyobrazić. Przyzwyczajam ciało do zmęczenia, plecy do ciężaru a stopy do nowych butów. A przy okazji mam możliwość podziwiania przyrody w zimowej aurze, co oczywiście mocno osładza i wynagradza mi trud tych przygotowań.
Jarek, z tego co mówi, trenuje dużo mniej. Uważam, że zdecydowanie zbyt mało. Nie jesteśmy nastolatkami, trzeba rozchodzić nogi, mięśnie, stawy… Jak go przekonać, że powinien chodzić nie czasami, ale systematycznie i to długie dystanse z obciążeniem na plecach, że musi się porządnie przygotować, bo „cokolwiek” może nie wystarczyć?
Agnieszka wciąż nie jest pewną współtowarzyszką, wciąż niby chce iść, ale jeszcze nie wie czy pójdzie… A czas płynie… Do startu coraz bliżej…
Muszle też już czekają :) Duża, tradycyjnie na plecak. Mała – znaleziona kiedyś na plaży Finisterry, u kresu mojego pierwszego Camino. Wystarczyło trochę czerwonego lakieru, wiertarka, kawałek sznurka - i wyszła pielgrzymia muszla na szyję :)
Kamień sprzed domu też musi być... Według tradycji pielgrzym jakubowy niesie przez całą pielgrzymkę właśnie kamień sprzed domu, by złożyć go u stóp krzyża na Cruz de Ferro...
I oczywiście paszport pielgrzyma. Na razie na drogę przez Polskę.
Zastanawiamy się jak iść, przez które kraje i którymi szlakami jakubowymi. Wybór pada na trasę:
Zgorzelec – Frankfurt nad Menem – Trier – Metz – Le Puy en Velay – Lourdes – Saint Jean Pied de Port – Santiago de Compostela.
Może to nie jest najkrótsza trasa, może szybciej byłoby przeciąć Francję „na wskroś” zamiast robić takie półkole, ale z różnych względów, wybieramy właśnie taki wariant Drogi.
Wiadomo, że na tak długą wędrówkę nie zabierzemy książkowych przewodników, więc wszystkie informacje jakie udaje nam się znaleźć, lądują w telefonach. Jak to fajnie, że to wszystko mieści się w tym małym urządzeniu ;)
Udało mi się też znaleźć w internecie ślady GPS szlaku jakubowego w poszczególnych krajach. Przy naszych ograniczeniach językowych wydaje nam się to cudownym „wynalazkiem” – planowana trasa biegnie przez mapę niebieską linią, a mały punkcik pokazuje nasze położenie względem szlaku i w ogóle na mapie. Rewelacja :)
Jednym z ważniejszych, o ile nie najważniejszym, aspektem przygotowań jest konieczność zadbania o kondycję. Siedząca praca i brak sportu na co dzień, w zderzeniu z tysiącami kilometrów i związanym z tym wysiłkiem, raczej nie będą wróżyły nic dobrego. Dlatego, chcąc nie chcąc, trzeba też zająć się tym tematem.
Od stycznia, czyli przez ostatnie trzy miesiące, porządnie trenuję. Chodzę coraz dłużej, coraz dalej, z coraz cięższym plecakiem. Muszę się przygotować fizycznie jak najlepiej, żeby organizm nie doznał szoku na nieustanny wysiłek. Czy nie dozna? Nie wiem, trudno mi to wszystko sobie wyobrazić. Przyzwyczajam ciało do zmęczenia, plecy do ciężaru a stopy do nowych butów. A przy okazji mam możliwość podziwiania przyrody w zimowej aurze, co oczywiście mocno osładza i wynagradza mi trud tych przygotowań.
Jarek, z tego co mówi, trenuje dużo mniej. Uważam, że zdecydowanie zbyt mało. Nie jesteśmy nastolatkami, trzeba rozchodzić nogi, mięśnie, stawy… Jak go przekonać, że powinien chodzić nie czasami, ale systematycznie i to długie dystanse z obciążeniem na plecach, że musi się porządnie przygotować, bo „cokolwiek” może nie wystarczyć?
Agnieszka wciąż nie jest pewną współtowarzyszką, wciąż niby chce iść, ale jeszcze nie wie czy pójdzie… A czas płynie… Do startu coraz bliżej…
Muszle też już czekają :) Duża, tradycyjnie na plecak. Mała – znaleziona kiedyś na plaży Finisterry, u kresu mojego pierwszego Camino. Wystarczyło trochę czerwonego lakieru, wiertarka, kawałek sznurka - i wyszła pielgrzymia muszla na szyję :)
Kamień sprzed domu też musi być... Według tradycji pielgrzym jakubowy niesie przez całą pielgrzymkę właśnie kamień sprzed domu, by złożyć go u stóp krzyża na Cruz de Ferro...
I oczywiście paszport pielgrzyma. Na razie na drogę przez Polskę.
a skąd się bierze taki paszport w Polsce?
OdpowiedzUsuńJa kupowałam w Warszawie w księgarni katolickiej na Miodowej (można też zamówić na ich stronie internetowej) :)
Usuń