Dzień 77 : Poiseul-lès-Saulx → Messigny-et-Vantoux (31 km)

Dzień spokojny. Czasem idziemy razem, czasem rozdzielamy się na kilka godzin. Tak nam to wychodzi ostatnio i to chyba dobry układ.
Ponownie miałyśmy farta, bo deszcz zaczął padać w trakcie naszego postoju. Wskutek tego jeden z naszych odpoczynków przedłużył się do prawie godziny, ale za to byłyśmy bezpieczne i suche pod daszkiem przystanku autobusowego.


A gdy już się wypadało i wiatr przewiał resztę chmur, to nawet wyjrzało słońce.
Nie chciało mi się smarować kremem z filtrem, bo już jestem opalona to nic mi nie będzie a i droga zbliża się ku końcowi... O ja niemądra, a wieczorem zbieram skutki tego na ręce wystawionej do słońca. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie :)

W Messigny-et-Vantoux tradycyjnie rozglądamy się za noclegiem. Wpadła nam w oczy tabliczka kierująca do biblioteki i do parafii. Bliżej jest biblioteka, więc idzie na pierwszy ogień. Trzy panie bardzo chcą nam pomóc znaleźć nocleg na miarę naszych możliwości, zastanawiają się, dyskutują, w końcu gdzieś dzwonią... Po niedługim czasie przychodzi pan, proponuje byśmy z nim poszły, zobaczyły co i jak i wtedy dopiero zdecydujemy, bo... ma miejsce w stodole. Tego jeszcze nie było, heh, czyżby kolejne nowe doświadczenie?

nocleg w stodole Filipa
W stodole nie jest najgorzej, są nawet jakieś sienniki wypchane słomą, chyba czasem nocują tam pielgrzymi. Początkowo cena wynosi 10 euro, potem spada do 5, w tym ma być również kolacja. Może spaść jeszcze bardziej, jeśli popracujemy w ogrodzie. Na to jednak jestem chyba zbyt zmęczona. Zostajemy, zobaczymy co z tego wyniknie, choć jestem nieco „przerażona” wizją spania w stodole. No dobra, przyznaję się, po prostu boję się myszy i innych dziwnych stworzeń, które w stodole mogą urzędować, heh.

Generalnie pan Filip jest przesympatyczny i nieba by nam uchylił. I mówi bardzo dobrze po angielsku, co jest dla nas sporym pozytywnym zaskoczeniem, bo jak na razie rzadko zdarzało się, by Francuzi mówili w jakimkolwiek innym języku.
Dostajemy czyste ręczniki, możliwość skorzystania z prysznica, materiał który możemy położyć na sienniki, by było nam czysto, kołdrę żeby nie zmarznąć. Niesamowicie dobry człowiek.
Filip ma również pokój do wynajęcia (ciekawe w jakiej cenie), ale dziś i tak będzie zajęty, bo zarezerwował go inny pielgrzym.
I tak niebawem poznaję Henriego, pielgrzyma z Holandii. Idzie sam i też zmierza do Santiago od progu domu. Jak miło jest spotkać takiego pielgrzyma :)

W wieczornym słońcu możemy w końcu wysuszyć śpiwory, które po dwóch ostatnich chłodnych nocach (a zwłaszcza po tej w łazience) załapały trochę wilgoci i są nieco nieprzyjemne. Na szczęście ciepłe promienie słońca zrobią z tym porządek ;)

z Filipem
Filip troszczy się o nas jak o najlepszych swoich gości. Pilnuje by nic nam nie zabrakło, najpierw zasiadamy w ogrodzie przy gofrach i soku, potem jest wspólna pyszna kolacja. Co za niesamowity człowiek, całym sercem oddany pielgrzymom.
Naprawdę fajnie. Ciekawe tylko jak to będzie spać w stodole?

2 komentarze:

  1. Noclegi w stodole są fajne. Kilka pielgrzymek do Częstochowy tak przespałam :-) No fakt, że to było w młodości, więc nie wiem, jak reagowałabym teraz. Pamiętam, że czułam czasem jak jakaś myszka po mnie przebiegła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, też tak spałam na pielgrzymkach do Częstochowy. Ale to było dawno temu... i chyba nieco "zapomniałam" jak to jest spać w stodole ;)

      Usuń