Dzień 37 : Wurzen - Sommerfeld (24 km)

Żywot pielgrzyma to nie tylko „ochy” i „achy”, ale czasem również najzwyklejszy „niechciej" czy zmęczenie.
A dzisiaj jest jeszcze inaczej. Idę bo idę. I już. Bez żadnych rozmyślań, bez wzniosłych myśli, bez zachwytów i bez narzekań. Po prostu idę przed siebie... nie widząc chyba właściwie nic… tak trochę „tępo” pokonuję kolejne kilometry.


Może to mocno letnie temperatury ostatnich dni wysysają z nas pokłady wewnętrznych witalnych sił? A może pielgrzymowi też potrzebne są takie dni „pustki" bez myślenia?
Może czasem po prostu nie chcemy „myśleć" i podświadomie odgradzamy się od tego co w jakiś sposób trudne...
Właśnie tak jest dziś ze mną. I nie chodzi tu tylko o sprawy, o których już pisałam, bo one nagle bledną w obliczu innych trudnych spraw…
Jest coś jeszcze, coś większego i potężniejszego, co przygniata serce i umysł… wieści, które docierają do mnie z Polski, z domu…  te nie najlepsze zdrowotne informacje o moim Tacie…
Wiem, że muszę się z tym zmierzyć, stawić czoła temu co trudne, może podjąć jakieś decyzje. Wiem, że muszę, że nie ucieknę od tego co wydaje się bezsensowne, co na razie jest jeszcze ponad moje wewnętrzne siły… Wiem, że muszę. Ale jeszcze nie dziś, nie teraz, może musi upłynąć trochę czasu… żeby Pan Bóg poukładał to jakoś w moim sercu i głowie. Jemu to zostawiam… a sama wewnętrznie z całych sił odgradzam się od „myślenia”.

Dzień mija tak po prostu. Krok za krokiem, upał. I tyle. I chyba niewiele po drodze dziś zauważam. Ale podążamy przed siebie…
Są dni kiedy idziemy nieco mniej i mamy niewielkie dystanse, ale też bywa tak jak wczoraj, kiedy idziemy znacznie więcej. Stopniowo posuwamy się do przodu. Miło jest wędrować palcem po mapie, widząc ile drogi jest już za nami.

Dotarliśmy do Sommerfeld, czyli przedmieść Lipska. A to oznacza, że jutro przed nami niełatwy dzień, bo wędrówka przez duże miasto...


Widzimy tu mały dystansowy drogowskaz. Ale chyba jakiś „oszukany”, no chyba że mierzy drogę na przełaj przez pola i rzeki, bo nawet od Wurzen według przewodnika wyszło nam trochę więcej kilometrów niż jest tu podane. Nie mówiąc już o dystansie do Santiago… ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz