Ostatnio trudno cokolwiek planować, bo
droga sama w sobie daje nam w kość. Nie inaczej było dzisiaj. Od rana bardzo
żmudne ciężkie podejście do góry. Początkowo asfaltem, potem leśną ścieżką,
potem przez mokre trawy, coraz wyższe, sięgające kolan... Aż dziw, że biegnie
tędy szlak. A jednak...
Po tym podejściu nie było już odwrotu i
możliwości szukania innej drogi. Już po pierwszej godzinie marszu miałyśmy
przemoczone buty. Dziwę się, że długie godziny spędzane w ostatnich dniach w
przemoczonych butach, jeszcze nie zaowocowały żadnym przeziębieniem.
Mam już tego serdecznie dosyć!!! Tego
deszczu, tych mokrych traw i mokrych buciorów, tych niby dróg, które wcale
drogi nie przypominają...
Na domiar złego wczoraj na ostatnim
odcinku rozerwałam sobie stuptuta. Trudno się dziwić, ścieżynka była wśród
leśnych zarośli, jakiś krzaków, jeżyn... gdzieś coś pociągnęło i rozdarcie
gotowe. Naprawdę mam dziś dosyć :(
Agnieszka chciała dziś zatrzymać się w
Trier, żeby móc długo i spokojnie zwiedzać miasto. Może być, choć dzisiejszy
etap jest rzeczywiście bardzo krótki. Ale to nic, chętnie skorzystam z dłuższej chwili odpoczynku, tym bardziej że nasze przemoczone buty mocno wołają o wysuszenie.
Na miejsce dotarłyśmy ok. południa.
Na miejsce dotarłyśmy ok. południa.
![]() |
Porta Nigra - Trier |
Nie muszę chyba wspominać ile naszukałyśmy
się noclegu. Wbrew pozorom, w dużym mieście wcale nie jest łatwo znaleźć dach nad
głową, może nawet patrząc z perspektywy pielgrzyma, jest trudniej niż w małych
miejscowościach…
Kolejne telefony i nic, bo albo nie ma
miejsca, albo cena zwala z nóg. Ostatnią deską ratunku były dla nas siostry
benedyktynki. Zamiast dzwonić, po prostu poszłyśmy do sióstr, uznając, że tak
będzie lepiej... i rzeczywiście okazały się naszym kołem ratunkowym :)
Przemiła przełożona s. Miriam przyjęła nas
bardzo ciepło i serdecznie, i udostępniła nam mały domek nieopodal klasztoru.
![]() |
jak to dobrze, że mój plecak jest jednak trochę mniejszy ;) |
![]() |
Trier - katedra |
Popołudnie spędziłyśmy w mieście. Katedra,
wizyta w biurze informacji dla pielgrzymów...
Kupiłyśmy credencjale na dalszą drogę.
Sprzedają tu te ujednolicone paszporty hiszpańskie, trochę szkoda, bo już
niedługo granica i miałam nadzieję na jakąś wersję typowo francuską.
Zasięgnęłyśmy też języka i porad odnośnie
drogi na najbliższe dni. Ech, nieciekawie to wygląda, bo może być niezbyt
wesoło z możliwościami noclegu...
Trudno uwierzyć, że już od ponad miesiąca
wędrujemy przez Niemcy. A jeszcze trudniej uświadomić sobie, że przeszłam na
własnych nogach już prawie cały ten kraj… Za kilka dni wejdziemy do Francji.
Znów pojawia się mnóstwo pytań. Jak tam będzie?
Dalsze popołudnie przeznaczam na
odpoczynek. Mój organizm potrzebuje na regenerację zdecydowanie więcej godzin niż
Agnieszka, wymaga sporo czasu by odzyskiwać siły na kolejny dzień wędrówki.
A Agnieszka całe popołudnie biega po
mieście i zwiedza. Wciąż ma niespożytą energię. Podziwiam ją, że ma tyle siły…
Spotykamy się dopiero wieczorem na
nieszporach u naszych przemiłych sióstr…
Teraz, nawet pomimo coraz większego
zmęczenia, po przejściu już ponad półtora tysiąca kilometrów, coraz bardziej
wierzę, że dojdę do Celu, że to się naprawdę uda. Santiago de Compostela już
nie jawi mi się jako nierealne wyzwanie i zbyt śmiałe marzenie, ale jako coś całkiem
realnego i możliwego do osiągnięcia, pomimo tego, że wciąż jest dosyć odległe i
jeszcze miesiące wędrówki przede mną…
Moje dojrzewanie do decyzji, że jeśli
Agnieszka się odłączy to i tak pójdę dalej sama, również ta nasza rodzinna
intencja, która stała się w jakiś sposób najważniejsza oraz nieustanne i
namacalne doświadczanie Bożej Opatrzności – to wszystko sprawia, że czuję w
sobie ogromną wewnętrzną siłę i wolę „walki” o każdy kolejny kilometr, nawet
mimo tego, że tak po ludzku najnormalniej w świecie - czasami miewam „dosyć”.
Wzbudzona
ostatnio na nowo Motywacja i poczucie ogromnego Sensu Drogi z niestrudzoną siłą
pchają mnie do przodu, pomagając przezwyciężać kolejne trudności.
Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia!
„Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle
warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać
niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.” (
Flp 4, 12-13)
Wiolu, teraz z jeszcze większą niecierpliwością będziemy czekać na Twoje relacje, gdyż nasz tegoroczny etap Camino skończył się właśnie w Trewirze. Do tej pory czytaliśmy więc o szlaku w dużej mierze nam znanym, gdyż nasza trasa w większości pokrywała się z Twoją. A teraz - w nieznane :-)
OdpowiedzUsuńPewnie macie już zarys planowanych przyszłych etapów. Ciekawa jestem, którędy zamierzacie dalej podążać?
UsuńMamy :-) My zamierzamy jechać z Trewiru do Vezelay, a dalej Via Lemovicensis. Prace przygotowawcze trwają :-)
UsuńEkstra, te przygotowania i czekanie są wspaniałe :) Ja poszłam w stronę Le Puy en Velay. Życzę Wam wiele radości z realizacji planów i zapraszam do dalszego czytania :)
UsuńWiolu! Czytam z permanentnym podziwem i zachwytem. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę szczęśliwego 2018 roku!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Również serdecznie pozdrawiam i życzę Ci wielu radosnych caminowych przeżyć w nadchodzącym roku 2018 :)
UsuńWiola to w Trier mielismy sie osobiscie poznac. Taki byl plan.Jarek skontaktowal sie ze mna przed wyjsciem i odpowiedzialem mu na wiele pytan dot przejscia przez niemcy, ktorego bardzo sie obawial.Po przejsciu granic w Zgorzelcu mialem z nim kontakt telefoniczny, ktory urwal sie w Wacha. Po tygodniu dowiedzialem sie ze mial kontuzje i jest juz w domu. Szkoda. Bylismy umowieni ze dojade do Trier i zorganizuje Wam popoludnie, ugoszcze Was, bo mieszkam w niemczech od 30 lat i pobawie sie dla Was w gospodarza chociaz jeden dzien. No nie wyszlo. Pozdrawiam Ciebie serdecznie i z wypiekami na twazy czytam dalej, bo ciekawie piszesz.
OdpowiedzUsuńHmm, szkoda, że Jarek nie przekazał nam namiarów do Ciebie. Fajnie byłoby się spotkać :) No ale cóż, może przy innej okazji. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBardzo chcialem sie z Wami spotkac w Trier i sledzilem na mapie Wasza droge. Poprostu doceniam wysilek wedrowca, bo nim jestem i wiem, co to znaczy, choc osobiscie bylem w drodze najdluzej tylko 44 dni. Oprocz tego chcialem bardzo poznac osobiscie Jarka i uslyszec od niego opinie po przejsciu Niemiec o Niemcach, jako ludziach, gospodarzach Camino. Jak Was przyjeli i jak widzicie ich Wy, jako pielgrzymi. Wiem, ze ludzie w Polsce maja bardzo niekorzystna opinie na ten temat. Jarek bal sie bardzo, bo taka opinie mu stworzono, przekazano i on ja przyjal.
OdpowiedzUsuńWiolu nie jestes pierwsza osoba, ktorej wspomnienia przejscia Camino z Polski przez Europe opisujesz. Twoja relacja jest juz czwarta z koleji, ktora czytam. Przyjemnie jest mi poczytac, ze byliscie mile potraktowani i bylo mniej nieprzyjemnych sytuacji niz we wlasnym kraju. Camino wygladza bardzo dokladnie utarte, krzywdzace, czesto niesluszne uprzedzenia.
Zycze Tobie by to Camino w Tobie ciagle trwalo
Staszek