Dzień 29 : Zgorzelec i Gorlitz - odpoczynek

Jak miło było pospać dziś dłużej, bez nastawiania budzika, tak całkowicie na luzie.
Dziś jest niedziela. Uczestniczymy we Mszy Świętej w pobliskiej parafii św. Jana Chrzciciela.
Potem wracamy do siebie i oczekujemy na przybycie Agnieszki. O umówionej godzinie zmierzamy na dworzec PKP. Nareszcie, w końcu możemy osobiście się poznać.
Nie przedłużamy zbytnio spotkania, nasza towarzyszka ma załatwiony nocleg u jakiejś znajomej swojej koleżanki, niech więc odpocznie, ogarnie się. Od jutra wędrujemy we trójkę, jeszcze będzie czas na rozmowy :)

Most Staromiejski  Zgorzelec - Gorlitz
Po południu Jarek odpoczywa, a ja robię sobie mały krajoznawczy wypad. Przechodzę mostem łączącym oba kraje. Jak to dobrze, bez żadnych wiz, paszportów, kontroli, idziesz i po chwili jesteś w drugim państwie.
Spaceruję po Gorlitz i oswajam się z Niemcami, z tym brzmiącym wokół obcym językiem.  Pierwsze wrażenia po niemieckiej stronie są bardzo pozytywne, wszędzie ład, porządek, uśmiechnięci i życzliwi ludzie, oby tak dalej :)

Tutaj, po drugiej stronie Nysy Łużyckiej nie działa mi już internet w telefonie, a żadnego niemieckiego starteru nie udało mi się na razie kupić. Spaceruję więc bez mapy, z nieco szybciej bijącym sercem, bacznie pilnując, żeby się nie zgubić. I trochę czuję się jak „odkrywca nowych światów” ;)

Zaglądam do informacji turystycznej, ale tam nikt nie mówi po angielsku. Szok! Jednak na migi, posługując się jedynymi na razie znanymi mi słowami po niemiecku „pilger” i „jakobswege” jakoś udaje mi się wytłumaczyć o co mi chodzi i nabyć dla nas wszystkich niemieckie paszporty pielgrzyma.
Credencial to po ichniejszemu „pilgerausweis”, można połamać sobie język :)

Potem zmierzam do Katedry św. Jakuba. To trochę daleko, ale nie szkodzi. Być w Gorlitz w trakcie pielgrzymki do Santiago i nie nawiedzić tej świątyni, to przecież niemożliwe… 
Zanurzam się w ciszy pięknej katedry…

Katedra św. Jakuba - Gorlitz
Biuro parafialne jest zamknięte, w końcu dziś jest niedziela. Niestety nie udaje mi się znaleźć nikogo, kto mógłby przystawić pieczątki w credencjalach. Wielka szkoda…
Wracam więc do centrum, chłonąc całą sobą ten przedsmak świata czekającego mnie przez najbliższy miesiąc...

„Pierwsze koty za płoty” – pierwsza „większa” rozmowa w Niemczech w kościele św. Piotra i Pawła, gdy prosiłam o przystawienie pieczątek w paszportach, a przy okazji wywiązała się rozmowa dokąd idę, skąd wyruszyłam itd. Pani tylko po niemiecku, ja mieszanką polsko-angielską, ale gdy obydwie strony chcą, to jakoś można się dogadać. Pani nawet obiecała „trzymać kciuki” abym doszła do celu swojej wędrówki :)

Ciekawe jak to będzie od jutra. Z jednej strony strach i lęk przed tym wszystkim co Nieznane, a z drugiej strony jakaś wewnętrzna fascynacja właśnie tym Nieznanym...
Wierzę, że Pan Bóg będzie nas prowadził  :)
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę,
Ty tylko mnie poprowadź, Panie mój" 

1 komentarz: