Dzień 71 : Domrémy-la-Pucelle - odpoczynek

Dziś odpoczywamy u św. Joanny d'Arc.
Jak cudownie jest obudzić się z myślą, że mam wolny dzień, że nie obowiązuje mnie dziś dyscyplina pielgrzyma, że nie wstaję rano, nie „muszę” iść niezależnie od pogody, że mogę poleżeć dłużej w łóżku. Rewelacja :)

Rano czeka na nas w kuchni świeża bagietka i chleb. Niesamowite :) Widać, że pan gospodarz jest całym sercem życzliwy i przychylny pielgrzymom. Nareszcie mamy również okazję poznać jego żonę, bardzo sympatyczną i serdeczną panią. Wspaniali ludzie, całe serce oddają przybyszom.

Domremy-la-Pucelle  -  Basilique du Bois Chenu
O godz. 11 jest Msza Święta. Cudownie, bo dziś jest niedziela. Już sam fakt, że nie musimy się martwić o niedzielną Mszę Świętą, że nie musimy zabiegać, kombinować, że Eucharystia jest tuż obok – to wszystko jest dla nas wspaniałe.


Bazylika jest piękna, nad głównym ołtarzem figura św. Joanny d'Arc, wzdłuż kościoła obrazy ze scenami z jej życia.
Naszą uwagę zwraca kilkanaście kobiet z założonymi dużymi szkaplerzami karmelitańskimi, narodowości zdecydowanie nie-francuskiej, bardziej z Indii i Afryki. Po Mszy Świętej oczywiście je zagadujemy, pytamy czy to jakiś zakon. Okazuje się, że nie zakon, ale chyba coś jak u nas instytut świecki. Mają tutaj swój dom i przygotowują się do wyjazdu na misje.


Po południu przygotowujemy obiad. Do całego ekwipunku dostałyśmy od naszych gospodarzy jeszcze gotowane mięsko z kurczaka. Cudownie cudowna rewelacja!
Jean-Louis i Bernardette to wspaniali, otwarci ludzie, jakże wrażliwi na drugiego człowieka :)

Przeprowadzamy też niewielkie zabiegi na mojej kurzajce. Dobrze, że przezornie zabrałam z Polski specyfik na takie rzeczy. Oby tylko pomógł… bo sytuacja na razie nie wygląda różowo. Na dłuższą metę przecież nie da się iść, gdy boli każdy kolejny stawiany krok…

A potem już tylko słodki odpoczynek... Z okna mamy wspaniały widok na kamienny krzyż i przepiękną dolinę.


Jakże bardzo potrzebny był to dzień. Dopiero dziś czuję jak bardzo jestem zmęczona... Wiem, że jeden dzień odpoczynku to za mało, ale mam nadzieję, że i tak pozwoli on choć w części naładować wewnętrzne i fizyczne akumulatory.
A gdy już wrócę do domu to będę odpoczywać chyba z tydzień, nic tylko odpoczywać. Ale to jeszcze bardzo daleko...

Wieczorem dotarła tutaj inna pątniczka. Pani Ilona z Belgii też zmierza do Santiago i pielgrzymuje samotnie, na szczęście zna język francuski, co na pewno znacznie ułatwia jej wędrowanie.
Krótka rozmowa, wspólna modlitwa z naszymi gospodarzami, niesamowite wzruszenie... 
I kolejna niespodzianka – na kolację dostałyśmy pyszny ryż zapiekany z warzywami. Normalnie brak słów wdzięczności za to wszystko...
Dzień powoli chyli się ku zachodowi i aż trochę żal, że już się kończy... 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz