Dzień 70 : Vaucouleurs → Domrémy-la-Pucelle (25 km)

Od rana pada deszcz. Znowu... Niełatwe to doświadczenie dla pielgrzyma…
Trzeba się mocno zmobilizować, by niezależnie od wszędobylskiej wilgoci i szarości wokół, strużek wody ściekających po pelerynie i kropel deszczu „dudniących” w głowie, by pomimo wszystko zanucić pod nosem:
„Dziękować Ci Panie nigdy nie przestanę
Za deszcz, za chmury, za wiersze śpiewane…”
          Dom o zielonych progach „Idę"


Ciężko mi się idzie, ostatnio mam coraz większy problem z nogą. Oj, niedobrze... Dawna kurzajka na palcu u nogi, niby od miesięcy zagojona, znów daje znać o sobie, „odżyła” i tępym bólem przy każdym kroku przypomina mi o swoim istnieniu…

Na dodatek pokręciłam drogę i wskutek mojej pomyłki mamy trasę wydłużoną o kilka kilometrów. No nieźle... Ale plus tego jest taki, że idziemy odsłoniętą drogą i cały czas możemy podziwiać zamglone nieco krajobrazy.


Jak zwykle nie ma gdzie odpocząć. W jakiejś małej miejscowości napotykamy w końcu ni to szopę, ni pseudo-garaż... najważniejsze, że ma dach. W końcu można zdjąć mokrą pelerynę, plecak i chwilę odetchnąć.
Zadowolone siadamy na drewnianej palecie i wcinamy kanapki. Wtedy nadjeżdża właściciel owej budowli, ale oczywiście nie ma sprawy, możemy sobie tu siedzieć. Pan nawet potem chciał nas zaprosić do domu, ale podziękowałyśmy, bo byłyśmy takie brudne, mokre, w przemoczonych butach... nie chciałyśmy mu nabrudzić i trochę było nam wstyd tak iść do kogoś.

A potem znowu zanurzamy się w deszcz. Na szczęście po drodze jest otwarty kościół, więc tam właśnie urządzamy sobie kolejny odpoczynek. Zanurzyć się w ciszy świątyni, nareszcie zdjąć pelerynę, usiąść na chwilę... i ruszyć dalej przed siebie :)


Dziś mija już tydzień odkąd jesteśmy we Francji. Kraj, przez który wędrówki tak się bałyśmy, okazał się bardzo przyjazny, a ludzie naprawdę życzliwi i pomocni.
A ja mam tu dodatkowo swojego „prywatnego” ludzkiego „anioła stróża” :) Ania, siostra mojej koleżanki, mieszka w Paryżu i dzięki temu, że mam francuski numer telefonu, jesteśmy w stałym telefonicznym kontakcie. I choć nie dane nam spotkać się osobiście, bo Paryż jest bardzo daleko, to jednak Ania naprawdę „opiekuje się” mną w takim wymiarze duchowo-mentalnym. To bardzo miłe kiedy dzwoni, interesuje się czy wszystko jest ok., podtrzymuje na duchu w chwilach trudnych, kiedy mogę z kimś porozmawiać po polsku. Bardzo ważna i jakże cenna dla mnie jest też świadomość, że w razie jakichkolwiek problemów językowych, Ania zaoferowała się telefonicznie tłumaczyć i pomagać. Wspaniała kobieta o otwartym, życzliwym sercu :)

  
Ok. południa na szczęście przestało padać. Czasem nawet na chwilę wyglądało słońce, jednak przewalające się nad nami ciężkie chmury zdecydowanie utrudniały mu opromienianie ziemi...

Do Domrémy-la-Pucelle dotarłyśmy zmęczone i choć jeszcze było dosyć wcześnie, to tutaj postanowiłyśmy poszukać noclegu. Plebanii tu nie ma, „mairie” jest zamknięte bo dziś sobota, szukamy więc informacji turystycznej. Jest tylko kasa biletowa do muzeum, bo Domremy to miejsce urodzin św. Joanny d'Arc. Pani w kasie nie mówi po angielsku, ale udaje nam się wytłumaczyć, że jesteśmy pielgrzymami i szukamy noclegu, czegoś zwykłego i prostego, zdecydowanie nie hotelu. A pani wręcza nam ładną, kolorową wizytówkę. Widząc nasze niepewne miny uspokaja nas, że na pewno jest to miejsce dla pielgrzymów i mamy się nie martwić. Prosimy jeszcze, by tam zadzwoniła i upewniła się co do ceny... i po chwili jesteśmy zaanonsowane, musimy jednak dotrzeć na miejsce do godz. 15.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo zostało nam 20 minut, a musimy wejść na wzgórze ok. 1,5 km za wsią. Mobilizujemy więc wszystkie siły i idziemy najszybciej jak możemy, choć plecaki mocno nam ciążą w tym pośpiechu...
Do Bazyliki dotarłyśmy idealnie na czas. Jest tutaj coś jakby dom pielgrzyma (trochę tak jak u nas przy większych sanktuariach). Pan tłumaczy nam, że tańsze pomieszczenia dla jakubowych pielgrzymów jeszcze nie są gotowe, ale w tej samej cenie udostępni nam inny pokój (nie wynika to bezpośrednio z rozmowy, ale domyślamy się, że te pokoje są raczej dla gości przyjezdnych, w cenach francuskich od kilkudziesięciu euro wzwyż). A my mamy zapłacić od 5 do 10 euro, ile uznamy za stosowne, a do tego jeszcze w kuchni jest pełna lodówka, z której możemy korzystać do woli. 
Pokój jest czyściutki, dwa łóżka, własna łazienka. Czuję się jakbym była w pięciogwiazdkowym hotelu. Chyba jestem w jakiejś bajce, aż trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę 😀

Domremy-la-Pucelle  -  Eglise Saint Remy
Wieczorem wracamy jeszcze do wsi na sobotnią wieczorną Mszę Świętą. Tutaj przy kościele (a także wcześniej przed bazyliką obok której mieszkamy), spotykamy turystów i zwiedzających. Widać, że św. Joanna d'Arc jest ważna dla Francuzów. Trzeba więc będzie dowiedzieć się nieco więcej o tej patronce Francji.

św. Joanna d'Arc
W drodze powrotnej z kościoła rozważamy wszystkie „za i przeciw”, aż w końcu postanawiamy, że poprosimy o możliwość pozostania tutaj przez jeden dzień. Ostatni dłuższy odpoczynek miałyśmy u Oli we Frankfurcie, a od tego momentu minęło już sporo czasu. Ostatnie zawirowania pogodowe również dały nam mocno w kość, a do tego ta moja noga… Zdecydowanie potrzebujemy odpoczynku, a taka okazja w tak wspaniałych warunkach i takiej cenie, chyba szybko się nie powtórzy :)
Nasz pan gospodarz nie ma nic przeciwko temu. A wieczorem przyniósł nam jeszcze makaron i sos, abyśmy mogły przygotować sobie ciepły posiłek. Niesamowity człowiek 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz