Dzień 132 : Sahagún → Mansilla de las Mulas (37 km)

Camino Frances to droga obfitująca w mnóstwo pielgrzymich krzyży. Czasem wykonane kunsztownie, z ogromną precyzją i dbałością o każdy detal… czasem proste, „zwyczajne” i tak samo piękne… jakby wszystkie chciały przypomnieć nam, co jest ostatecznym Celem naszej Wędrówki przez ziemię… Ileż modlitw bezgłośnych, zmagań ze sobą, ileż myśli pielgrzymich „słyszały” te przydrożne krzyże?


                                                Za horyzontem
                                                krzyża
                                                jest dal
                                                nieogarnięta myślą
                                                w słowie niezamknięta
                                                święta
                                                    ks. Marek Chrzanowski


Dziś szlak wiódł prawie cały czas ścieżką wzdłuż drogi, trochę monotonnie i dłużyło mi się nieco. Tym bardziej, że wszyscy znajomi zostali gdzieś w tyle i bez tych osób, znanych choćby tylko z widzenia i zamiany paru słów, z którymi spotykałam się wiele razy, zrobiło się jakoś pusto.


Dziś znowu długi dzień i całkiem ładny etap jeśli chodzi o kilometry. Póki jest „płasko”, póki mam siły i wewnętrznego oraz fizycznego powera (a ostatnio mam niezaprzeczalnie i wprost frunę połykając kolejne kilometry), chcę nadrobić jak najwięcej, by potem w górach mieć możliwość krótszych etapów. Tak, bo jeszcze góry przede mną i to całkiem nie małe. Majaczą już na horyzoncie gdzieś w oddali... Za kilka dni czeka mnie parę ładnych i wyczerpujących podejść i zejść... Ale to dopiero za kilka dni.


W Reliegos wita nas skupiony kamienny pielgrzym. To pomnik „Hołd dla pielgrzyma”. Caminowe akcenty bardzo cieszą pątników ;)


Sądząc po wyglądzie i stroju, jest to pomnik pielgrzyma wędrującego wiele, wiele lat temu…
A w Mansilla de las Mulas, dla odmiany, współcześni pielgrzymi odpoczywający pod krzyżem…


Tak, Camino to Droga, którą od wieków przemierzali pątnicy wędrujący do św. Jakuba.
Zmieniają się czasy, gospodarki państw, wyposażenie pielgrzymów, uwarunkowania drogi czy infrastruktura pielgrzymowa, ale Cel pozostaje ten sam... Wędrujemy, tak jak i setki lat temu wędrowali pielgrzymi, w pyle drogi lub w deszczu, niejednokrotnie zmagając się ze swoimi słabościami...
Przeszywająca i wzruszająca jest świadomość, że tą Drogą od setek lat niestrudzenie pielgrzymują kolejne pokolenia…
Ta świadomość jest jak oddech tej Drogi :)

Camino to nie tylko sprawy wzniosłe i duchowe, ale również zwykłe, codzienne i czasem bardzo banalne… Ale wszystkie razem, i te wielkie i te małe, tworzą mozaikę każdego niepowtarzalnego dnia.
A u mnie dziś dzień „małych nieszczęść”. Zdejmując soczewki kontaktowe chyba zbyt mocno nacisnęłam na oko, widocznie pękło jakieś naczynko i na białku mam ekstra czerwoną krwawą plamę. Wyglądam „zjawiskowo”, tylko spojrzeć mi w oczy, heh ;)
Żeby nie było, że tylko oko wygląda „ładnie” – wczoraj chyba zbyt późno posmarowałam się kremem z filtrem i dziś są tego efekty. „Piękne” uczulenie i krosty pod kolanami i na szyi... no ekstra. Ale nic to, zażywam wapno, więc przejdzie :)
I do tego jeszcze buty. Z troską je oglądam... Zaczynają się odklejać naprawione we Francji podeszwy, ratuję je więc ostatkiem kleju super glue, oby tylko wytrzymały jeszcze kilka dni, żeby chociaż jeszcze przejść w nich góry...

Ale to wszystko to nic, pod koniec muszą być różne drobne trudności. Nie zmącą tej niesamowitej radości i pokoju, jakie ogarniają serce po tych kilku miesiącach.
Do Santiago i tak coraz bliżej 😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz