Z radością witam kolejny piękny dzień. Nad
głową cudnie niebieskie niebo, a ja zmierzam w stronę Leon. Leon, w którym „wszystko
się zaczęło”…
Po drodze napotykam pielgrzymi kramik,
woda, cola, banany i inne różności przydatne pielgrzymom. Donativo. Weź co
potrzebujesz, wrzuć ile możesz, by pomóc następnym pielgrzymom. Takie miejsca
jakże przypominają o pielgrzymiej wspólnocie…
Niebawem wkraczam do Leon. To miasto w
którym rozpoczynałam swoje pierwsze Camino dwa lata temu i miejsce, w którym
zaczęła się moja wielka pasja. Wspomnienia powracają...
Pamiętam, jakby to było wczoraj… gdy po
wyjściu z autobusu, nieco przerażona wielkim obcym miastem, w półmroku
nastającego świtu szukałam tutejszego albergue, by kupić swój pierwszy paszport
pielgrzyma. Pomógł mi wtedy napotkany Hiszpan, którego zapytałam o drogę. Ten
młody człowiek, Jose Miguel (Józef Michał), był wtedy dla mnie jak światełko z
nieba. Tak jakby sam św. Józef Opiekun i św. Michał Archanioł zesłali tego
człowieka ku pokrzepieniu serca i dodaniu odwagi na samym początku Drogi.
Pamiętam, gdy przed Katedrą zobaczyłam „na
żywo” pierwszą w swoim życiu caminową żółtą strzałkę i wzruszenie jakie
towarzyszyło mi w pierwszych krokach wędrówki w Nieznane.
Teraz jestem już nieco bardziej doświadczonym
pielgrzymem, przemierzam więc miasto bez obaw, wiem gdzie, co i jak. Niemniej
sentymenty mnie dopadają ;)
![]() |
Leon - Cathedral Santa Maria |
Przed katedrą spotykam znajomą dziewczynę,
która kilka dni temu zniknęła mi z oczu. Kończy już Camino, a przynajmniej
tegoroczny etap. Serdecznie się żegnamy, fajnie było spotykać się od czasu do
czasu, obdarzać wzajemnie dobrym słowem, uśmiechem i życzliwym „Buen Camino”.
Później spotkałam Staszka. Odpoczywamy na
placu przed katedrą. Staszek też już kończy i jutro wraca do domu. Tak sobie
założył, że nie przejdzie Drogi za jednym razem, że jeszcze tu wróci, aby
kontynuować dalej. Życzymy sobie wszystkiego dobrego, miło było się spotkać.
Idąc dalej zaglądam do kościoła św.
Izydora. To właśnie tutaj dwa lata temu otrzymałam błogosławieństwo na moje
pierwsze Camino. Jak ważne było ono wówczas dla mnie, jak bardzo umocniło w
Pewności i Zaufaniu, jak dodało odwagi w tych pierwszych chwilach samotnej wędrówki
w nieznanym kraju…
I dzisiaj również je otrzymuję. I to od tego samego księdza, który z jednakową gorliwością jak dwa lata temu, wciąż służy pielgrzymom dobrym słowem. Niesamowite :)
To błogosławieństwo, teraz, tutaj, po ponad czterech miesiącach drogi i wielu doświadczeniach, jest nie mniej ważne jak wtedy…
I dzisiaj również je otrzymuję. I to od tego samego księdza, który z jednakową gorliwością jak dwa lata temu, wciąż służy pielgrzymom dobrym słowem. Niesamowite :)
To błogosławieństwo, teraz, tutaj, po ponad czterech miesiącach drogi i wielu doświadczeniach, jest nie mniej ważne jak wtedy…
Idę dalej, plac św. Marka, pomnik
strudzonego pielgrzyma, których wiele i w różnej postaci widziałam i jeszcze
zobaczę w czasie Camino. Odchylona głowa, przymknięte powieki, zatopienie w
myślach, a może po prostu błoga kontemplacja Drogi i piękna otaczającego
świata…
Obok tablica wskazująca rozgałęzienie
szlaku: Camino Frances i Camino San Salvador. Podążam tym pierwszym, mając
nadzieję, że kiedyś dane mi będzie przejść Camino San Salvador. To ponoć bardzo
piękny, malowniczy i górski szlak.
![]() |
Leon - renesansowy klasztor San Marcon (aktualnie hotel) |
Z Leon do Santiago jest nieco ponad
trzysta kilometrów, aż trudno mi uwierzyć, że to już tuż, tuż… Tymczasem staram
się jak najszybciej opuścić miejski zgiełk, co wcale nie dzieje się tak szybko,
bo zamieścia Leon ciągną się jeszcze bardzo długo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz