Opuszczam Langres z jedną wielką
niewiadomą i pytaniem w sercu – czy wczorajszy zabieg pomoże mojej nodze? Czy
będę mogła iść, czy też uziemi mnie to na dobre? Na razie jednak idę… choć do
komfortu normalnego chodzenia jest bardzo daleko.
Chcę iść, chcę iść dalej, wbrew i pomimo
wszystko, do końca, do Celu, do Santiago…
Brnę przez życie
z jednym kijem w ręku
pod wiatr
pod prąd
nie tracąc z oczu
ostatniego szczytu
ks. Marek Chrzanowski
Prawie cały czas wyznaczamy sobie trasę
"po swojemu" bocznymi asfaltowymi drogami. Staramy się unikać ścieżek przez las czy pola, bo
po ostatnich deszczach na pewno jeszcze są mocno zabłocone.
Noga wciąż mnie boli… ale nie jest gorzej,
to już duży plus. Mam nadzieję, że po wczorajszej „operacji” stopniowo nastąpi
chociaż lekka poprawa. Być może taki zabieg trzeba będzie przeprowadzić
ponownie, ale to nic, oby to tylko pomogło…
Dopiero na ostatnich kilometrach wchodzimy na leśną szutrową drogę. Cóż za odmiana, chrzęst żwirku pod stopami, śpiew ptaków wokół…
W środku lasu mijamy również plac zabaw dla dzieci, parking i stoły piknikowe oraz mini zoo – w jednej zagrodzie dziki, a w drugiej jelonki. Przyjemne miejsce.
Dopiero na ostatnich kilometrach wchodzimy na leśną szutrową drogę. Cóż za odmiana, chrzęst żwirku pod stopami, śpiew ptaków wokół…
W środku lasu mijamy również plac zabaw dla dzieci, parking i stoły piknikowe oraz mini zoo – w jednej zagrodzie dziki, a w drugiej jelonki. Przyjemne miejsce.
Dziś jest nareszcie dzień bez deszczu. Co
prawda ciemne chmury straszyły nas przez cały dzień, ale nie licząc kilku
drobnych kropel, naprawdę nie padało. Hurra!
W Auberive idziemy najpierw do „mairie”.
Tu nie mają dla nas nic oprócz drogich noclegów lub campingu. Oczywiście jest
tu „gite” jak w wielu francuskich miejscowościach, ale tutejsza cena za pokój
zwala nas z nóg. Tym razem niestety nie ma przyjaznych urzędników, którzy mogliby (i chcieliby) pomóc i coś zaradzić. Nie ma mowy, by było coś taniej, inaczej… A camping? Ech,
krzywimy się na to, bo przecież jest zimno, pogoda niepewna, a poza tym mamy i
tak tylko jeden mały namiot.
Skoro nie chcemy spać w namiocie, to
możemy spać w łazience. Hmm, sama nie wiem dlaczego na to
przystałyśmy, zamiast poszukać jeszcze czegoś, najzwyczajniej popytać ludzi... Agnieszka ma
jakiś dziwny opór, by pytać i prosić mieszkańców… a to udziela się również mi, sama przecież nie pójdę po prośbie. Poza tym jestem strasznie zmęczona, padnięta wręcz. Dzisiejsze 30 kilometrów, gdy boli każdy kolejny krok a dodatkowo w głowie dudni ciągła niepewność co będzie dalej z moją nogą, mocno dały mi się we znaki. Jakoś nie mam wewnętrznych sił, by pytać ludzi tak jak dwa dni temu w Montigny-le-Roy,
choć przecież tam wynikło z tego wiele dobra…
Trochę nie uśmiecha mi się taki nocleg,
głównie ze względu na moją nogę… Stacjonowanie w publicznej łazience i rana na
palcu – to połączenie nie napawa mnie optymizmem. Oczywiście nie ma mowy, by w
takich warunkach przeprowadzić jakiś kolejny zabieg na mojej stopie…
No ale cóż, pewnych spraw nie da się
przeskoczyć i nie wiele da się załatwić, jeśli nie ma wspólnego frontu i
dążenia w jakimś jednym kierunku.
Wygląda więc na to, że właśnie tu dziś
zostaniemy. Cóż, kolejne nowe doświadczenie pielgrzymiego życia :) Próbujemy jakoś ogarnąć się w tej
łazience. Międzyczasie zagląda do nas pani ze stacjonującego tu kampera i
proponuje, że za jakiś czas przyniesie nam gorącej zupy. To bardzo miło z jej strony…
Nocujemy więc dziś w campingowej łazience,
ale nie jest tak źle. To spore pomieszczenie, na jednej ścianie rząd kabin
prysznicowych, a przy drugiej ustawiłyśmy i zsunęłyśmy razem ławki, na których
będziemy spać. Na pewno lepsze to niż namiot, tym bardziej, że wieczorem trochę
jednak popadało. A tu przynajmniej jest nieco cieplej, no i jest dach nad
głową.
Auberive - nocleg w łazience na campingu |
Za to doświadczamy życzliwości z innej
strony. Wieczorem na campingu są trzy kampery. Pani, którą poznałyśmy już
wcześniej, częstuje nas obiecaną zupą.
Przynosi nam gorącą w fajnych kubeczkach. Jakie to piękne, wrażliwość ludzkich
serc… Coś ciepłego, podane ze szczerego serca dwóm nieznanym dziewczynom...
Z panią z drugiego kampera ucinam sobie
pogawędkę, gdy przychodzi wziąć prysznic. Jest pod wrażeniem, że idziemy aż z
Polski... a potem podarowuje nam 10 euro. Niesamowite…
Życzliwość obcych ludzi otula serca
subtelnym ciepłem i radością :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz