Dzień 75 : Langres → Auberive (30 km)

Opuszczam Langres z jedną wielką niewiadomą i pytaniem w sercu – czy wczorajszy zabieg pomoże mojej nodze? Czy będę mogła iść, czy też uziemi mnie to na dobre? Na razie jednak idę… choć do komfortu normalnego chodzenia jest bardzo daleko.
Chcę iść, chcę iść dalej, wbrew i pomimo wszystko, do końca, do Celu, do Santiago…

Brnę przez życie
z jednym kijem w ręku
pod wiatr
pod prąd
nie tracąc z oczu
ostatniego szczytu
      ks. Marek Chrzanowski


Prawie cały czas wyznaczamy sobie trasę "po swojemu" bocznymi asfaltowymi drogami. Staramy się unikać ścieżek przez las czy pola, bo po ostatnich deszczach na pewno jeszcze są mocno zabłocone. 


Noga wciąż mnie boli… ale nie jest gorzej, to już duży plus. Mam nadzieję, że po wczorajszej „operacji” stopniowo nastąpi chociaż lekka poprawa. Być może taki zabieg trzeba będzie przeprowadzić ponownie, ale to nic, oby to tylko pomogło…

Dopiero na ostatnich kilometrach wchodzimy na leśną szutrową drogę. Cóż za odmiana, chrzęst żwirku pod stopami, śpiew ptaków wokół… 
W środku lasu mijamy również plac zabaw dla dzieci, parking i stoły piknikowe oraz mini zoo – w jednej zagrodzie dziki, a w drugiej jelonki. Przyjemne miejsce.


Dziś jest nareszcie dzień bez deszczu. Co prawda ciemne chmury straszyły nas przez cały dzień, ale nie licząc kilku drobnych kropel, naprawdę nie padało. Hurra!

W Auberive idziemy najpierw do „mairie”. Tu nie mają dla nas nic oprócz drogich noclegów lub campingu. Oczywiście jest tu „gite” jak w wielu francuskich miejscowościach, ale tutejsza cena za pokój zwala nas z nóg. Tym razem niestety nie ma przyjaznych urzędników, którzy mogliby (i chcieliby) pomóc i coś zaradzić. Nie ma mowy, by było coś taniej, inaczej… A camping? Ech, krzywimy się na to, bo przecież jest zimno, pogoda niepewna, a poza tym mamy i tak tylko jeden mały namiot.
Skoro nie chcemy spać w namiocie, to możemy spać w łazience. Hmm, sama nie wiem dlaczego na to przystałyśmy, zamiast poszukać jeszcze czegoś, najzwyczajniej popytać ludzi... Agnieszka ma jakiś dziwny opór, by pytać i prosić mieszkańców… a to udziela się również mi, sama przecież nie pójdę po prośbie. Poza tym jestem strasznie zmęczona, padnięta wręcz. Dzisiejsze 30 kilometrów, gdy boli każdy kolejny krok a dodatkowo w głowie dudni ciągła niepewność co będzie dalej z moją nogą, mocno dały mi się we znaki. Jakoś nie mam wewnętrznych sił, by pytać ludzi tak jak dwa dni temu w Montigny-le-Roy, choć przecież tam wynikło z tego wiele dobra…

Trochę nie uśmiecha mi się taki nocleg, głównie ze względu na moją nogę… Stacjonowanie w publicznej łazience i rana na palcu – to połączenie nie napawa mnie optymizmem. Oczywiście nie ma mowy, by w takich warunkach przeprowadzić jakiś kolejny zabieg na mojej stopie…
No ale cóż, pewnych spraw nie da się przeskoczyć i nie wiele da się załatwić, jeśli nie ma wspólnego frontu i dążenia w jakimś jednym kierunku.

Wygląda więc na to, że właśnie tu dziś zostaniemy. Cóż, kolejne nowe doświadczenie pielgrzymiego życia :) Próbujemy jakoś ogarnąć się w tej łazience. Międzyczasie zagląda do nas pani ze stacjonującego tu kampera i proponuje, że za jakiś czas przyniesie nam gorącej zupy. To bardzo miło z jej strony…

Nocujemy więc dziś w campingowej łazience, ale nie jest tak źle. To spore pomieszczenie, na jednej ścianie rząd kabin prysznicowych, a przy drugiej ustawiłyśmy i zsunęłyśmy razem ławki, na których będziemy spać. Na pewno lepsze to niż namiot, tym bardziej, że wieczorem trochę jednak popadało. A tu przynajmniej jest nieco cieplej, no i jest dach nad głową. 

Auberive - nocleg w łazience na campingu
Za to doświadczamy życzliwości z innej strony. Wieczorem na campingu są trzy kampery. Pani, którą poznałyśmy już wcześniej, częstuje nas obiecaną zupą. Przynosi nam gorącą w fajnych kubeczkach. Jakie to piękne, wrażliwość ludzkich serc… Coś ciepłego, podane ze szczerego serca dwóm nieznanym dziewczynom...
Z panią z drugiego kampera ucinam sobie pogawędkę, gdy przychodzi wziąć prysznic. Jest pod wrażeniem, że idziemy aż z Polski... a potem podarowuje nam 10 euro. Niesamowite…
Życzliwość obcych ludzi otula serca subtelnym ciepłem i radością :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz