Dziś odpoczywamy u Oli. Niesamowite to i wciąż nie możemy się nadziwić jak to wszystko się poukładało…Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. My – że Pan Bóg tak to
wszystko poprowadził i dał nam tyle niespodzianek… Ola – że przysłał do niej pielgrzymów
idących z Polski.
Cieszymy się i radujemy każdą wspólną chwilą.
Cieszymy się i radujemy każdą wspólną chwilą.
Razem byłyśmy na Mszy Świętej na placu
przed katedrą i uczestniczyłyśmy w procesji Bożego Ciała. Poznałyśmy również
siostrę Oli. Wspaniałe dziewczyny :)
Po procesji miałyśmy okazję poobserwować jak Polacy lgną tutaj do siebie, jak wzajemnie się tu potrzebują, przystają razem i rozmawiają, uśmiechają się do siebie. Kościół jest tu dla nich bardzo ważny i scala ich jako Polaków poza ojczyzną. Dla nas było to piękne świadectwo.
Po procesji miałyśmy okazję poobserwować jak Polacy lgną tutaj do siebie, jak wzajemnie się tu potrzebują, przystają razem i rozmawiają, uśmiechają się do siebie. Kościół jest tu dla nich bardzo ważny i scala ich jako Polaków poza ojczyzną. Dla nas było to piękne świadectwo.
Cudownie nam Pan Bóg to wszystko
zorganizował, postawił wspaniałych ludzi na naszej drodze i właśnie poprzez
ludzi dał nam o wiele więcej niż prosiłyśmy i niż mogłyśmy sobie zamarzyć :)
Popołudnie przeznaczam na błogi
wypoczynek, mój organizm bardzo tego potrzebuje. I choć może powinnam zwiedzać
Frankfurt (na pewno powinnam, ale nie mam na to sił), to jednak wybrałam
popołudniowe leniuchowanie, by się trochę zregenerować i nabrać sił na kolejne
dni zmagań z trudami wędrówki.
Agnieszka biega po mieście, Ola musiała
wyjść na kilka godzin, a ja na całego korzystam z możliwości poleżenia na
kanapie i wspaniałego poczucia „nic nie robienia”.
Na Camino wiele rzeczy jest zmiennych,
ludzkie decyzje również. Agnieszką po raz kolejny zmieniła zdanie i tym razem
postanowiła towarzyszyć mi do końca Niemiec. Nie wiem z czego to wynika…
(wyjaśniło się to dużo później i jak się
okazało, taki obrót spraw był zasługą ks. Antoniego).
Tym samym moje pozostanie w pojedynkę
przesuwa się w czasie o kolejne dni... i jednocześnie daje możliwość dłuższego
zastanowienia się nad tym, co zrobić potem gdy zostanę sama.
Z tego wszystkiego jest niezła huśtawka
emocjonalna, no ale cóż, widać tak trzeba i być może też to jest mi potrzebne,
choć na razie tego nie rozumiem... Mam jednak nadzieję, że Pan Bóg ma w tym
wszystkim swój plan i ostatecznie i tak wyprowadzi dobro z tego co teraz jest
trudne i co po ludzku wydaje się niezrozumiałe.
Od wczoraj, od rozmowy z księdzem
Antonim, zupełnie inaczej zaczynam postrzegać tą kwestię… a Pan Bóg cierpliwie
wyrabia tą „glinę” w moim sercu, by uformować z niej niezachwianą Pewność, Siłę
i Odwagę, o jakiej wcześniej nie miałam pojęcia… (na to jednak potrzeba jeszcze
kilku dni „wyrabiania”, ale efekt zaskoczy nawet mnie samą).
Gratuluję towarzystwa w drodze. Pewnie potrzeba nam "dwóch nóg", zarówno trochę samotności jak i bycia z innymi ludźmi. Frankfurt piękne miasto. Pozdrawiam i udostępniam dalej!
OdpowiedzUsuńI jedno i drugie jest potrzebne pielgrzymowi :)
Usuń