Dziś jest niedziela. Dzień rozpoczynamy
poranną Mszą Świętą w małym kościele św. Michała nieopodal Katedry. Kościół jest piękny w
swej skromności i prostocie. I baaardzo wiekowy, bo ma ponad tysiąc lat
(zbudowany w latach 820-822).
Niespotykane ukształtowanie murów i kolumn wewnątrz
(rotunda) z ołtarzem pośrodku, odpowiednie oświetlenie i świadomość ponad
tysiącletnich modlitw zanoszonych w tym miejscu do Boga przez kolejne pokolenia chrześcijan, tworzą niesamowite
wrażenie i odczucia…
Katedra - Fulda |
Wyruszamy
w drogę po ósmej. Ponownie mijamy katedrę i witamy Jakubowy Szlak. Dziś jest mój 50 dzień tej pielgrzymki. Niesamowite, że to
już tyle czasu. A ile przede mną? Przypuszczam, że jeszcze ze dwa razy tyle ;)
Dzień jest gorący, duszny, a droga mocno
pagórkowata. Szło nam się nie najlepiej, tym bardziej, że miałyśmy dziś do przejścia
ponad trzydzieści kilometrów.
Agnieszka wciąż idzie dalej razem ze
mną, choć przecież minęłyśmy Fuldę…
Po drodze zatrzymujemy się na placu
zabaw. No nie powiem, ale lubimy odpoczynki w takich miejscach… A przy okazji
można powrócić myślą do czasów dzieciństwa i poświęcić chwilę na odrobinę
spontanicznej „zabawy” ;)
Zmierzamy do Schlüchtern. Podczas przygotowań
do pielgrzymki znalazłam w internecie informację, że mieszka tu polski ksiądz,
mamy więc nadzieję, że w tym obcym państwie Rodak okaże nam choć odrobinę
zrozumienia.
Maszeruje nam się dosyć ciężko. Pagórki oraz parne i duszne powietrze robią swoje i stopniowo pozbawiają nas sił.
Kilka kilometrów przed docelową miejscowością
spotkałyśmy w lesie spacerującą panią. Krótka przyjazna rozmowa, pani
potwierdziła, że ksiądz w parafii jest Polakiem i że na pewno nas przyjmie, bo
jest bardzo życzliwym człowiekiem. Gdyby jednak z jakiś względów to się nie
udało lub nie było księdza, to pani zaprasza nas do siebie. Niesamowite
spotkanie i niesamowita życzliwość tej kobiety... Wręcza nam swoją wizytówkę, zapewniając, że gdyby nie było księdza to bez żadnego "ale" mamy przyjść do niej pod wskazany adres. Spoglądamy na siebie w wielkim oniemieniu - kobieta, która przecież wyszła jedynie na spacer, proponuje nam dwóm nieznajomym spotkanym w środku lasu, gościnę pod swoim dachem. To jest wprost niesamowite i nie do ogarnięcia ludzkim umysłem.
Ta rozmowa dodała nam wewnętrznych skrzydeł.
Ta rozmowa dodała nam wewnętrznych skrzydeł.
Na miejsce dotarłyśmy przed 18. Ktoś krzątał się w zakrystii. Tym razem to ja idę „na pierwszy ogień” choć świadomość nieznajomości niemieckiego przeraża mnie. Przecież jeśli to będzie Niemiec to na pewno się nie porozumiem. Ale trudno, trzeba spróbować…
Zapukałam z drżeniem serca, bo niby po
jakiemu mam przemówić? Szybkim spojrzeniem zmierzyłam mojego potencjalnego
rozmówcę – jest koloratka, uff :) No to po polsku „Niech będzie pochwalony
Jezus Chrystus”. Odpowiedź w ojczystym języku usłyszana tutaj na obcej ziemi,
jest muzyka dla ucha.
Ksiądz Leszek przyjął nas u siebie na plebanii z serdecznością o jakiej nawet nam się nie marzyło... z otwartym na pielgrzymów sercem i świadectwem miłości Boga, a przez Niego drugiego człowieka. Polskie przesympatyczne rozmowy, polski ciepły obiad, pyyyszna kawa i przeogromna życzliwość księdza. Bajecznie po prostu :)
Zaproponował nam również możliwość
skorzystania z pralki, co przyjęłyśmy z ogromną radością i wdzięcznością.
Okazało się, że na dole ksiądz
przygotowuje prawdziwe schronisko dla pielgrzymów, z kuchnią, pralką i osobnym
wejściem, tak by nawet w czasie jego nieobecności każdy potrzebujący piechur
mógł skorzystać z gościnności tego miejsca. Cóż za oddany ludziom, niesamowity
kapłan :)
Wieczorem pogoda bardzo się zmieniła.
Ulewny deszcz i burza... leżąc w łóżku nasłuchiwałam tych odgłosów i tak bardzo
cieszyłam się, że właśnie tutaj w tym wspaniałym miejscu zakończyłyśmy nasz
dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz