Dzień 141 : Portomarin → Palas de Rei (25 km)

Kolejny dzień... Ciało i duch, wszystko we mnie już czuje, że to końcówka i następuje jakieś takie rozprężenie. Z całą siłą czuję jak bardzo jestem zmęczona.... nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Ale to nic, już za tydzień będę w domu, odpocznę...
Już za tydzień będę w domu – w takich chwilach permanentnego zmęczenia, niemalże karmię się tą myślą :)


Poranek jest przepiękny. Przed naszymi oczyma rozpościera się biała pierzyna chmur zalegających w dolinach... Uwielbiam taki widok ;)




Dziś wchodząc do albergi przeżywam lekki szok. Przy wejściu mnóstwo plecaków, walizek i wielkich waliz przywiezionych transportem... Czy wszyscy ich właściciele to ludzie starsi, chorzy lub w jakiś sposób chwilowo niedomagający? Wątpię... Łatwo jest nadać bagaż, zapłacić za transport i mieć to z głowy, tylko czy to jest Camino? Jakoś tego nie rozumiem...
Jedna z takich waliz ląduje w „moim” pokoju. Jej właścicielka to młoda dziewczyna... Na innym łóżku piękna fioletowa satynowa pościel, takie rzeczy też można wozić... I ten jazgot, ciągły jazgot wokół... Ło matko... W jakim ja świecie jestem? Bo już chyba nie w świecie "prawdziwego" pielgrzymiego życia... 
No cóż, tak naprawdę po wielu miesiącach wędrówki w przeważającej ciszy i spokoju, wciąż trudno mi przywyknąć do tego ciągłego gwaru.

Nie myśleć o tym, nie rozważać i patrzeć z przymrużeniem oka... I wytrzymać... jeszcze trochę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz