Dziś czekała nas przeprawa przez Poznań,
co nie napawało mnie zbyt optymistycznie. Wędrówka przez duże miasta nie należy
do zbyt przyjemnych. Nie lubię gdy wokół panuje szum i miejski zgiełk.
Na szczęście czekało nas pozytywne
zaskoczenie. Okazało się, że szlak jest poprowadzony całkiem przyzwoicie, właściwie
to nawet rewelacyjnie :)
Najpierw idziemy sporo przez las, który
w porannym świetle wygląda przeuroczo :)
Potem wędrujemy wzdłuż Jeziora
Maltańskiego. Rano jest bardzo zimno, dokucza nam przejmujący wiatr, który nad
jeziorem jest jeszcze dotkliwszy. Staramy się jak najszybciej przejść ten
odcinek, by te podmuchy nie przewiały nas do szpiku kości i nie przyprawiły o
jakieś przeziębienie. Odpoczywamy więc dopiero za jeziorem.
Później szlak wiedzie przez miasto, ale niezbyt
długo. Wszyscy gdzieś się spieszą, każdy ma jakieś swoje sprawy, ot typowe
miejskie życie. I tylko my, trochę tu nie pasujący z naszymi wielkimi plecakami i sercami poza całym tym zgiełkiem zwykłej codzienności dzisiejszych czasów, za to w cudownym poczuciu pielgrzymiej wolności 😀
Kolejne jakubowe muszle i drogowskazy
cieszą oczy i niebawem prowadzą nas wzdłuż rzeki Warty, gdzie jest znacznie
przyjemniej.
Ani się obejrzałam już były „zamieścia”
Poznania, a dalej wspaniałe pola i wioski. Nie zdążyłam zmęczyć się miejskim
gwarem :)
Na peryferiach miasta, w Poznaniu-Głuszynie zaglądamy
do parafii pw. Św. Jakuba Większego Apostoła. Na szczęście na plebanii jest
ksiądz, więc piękna, zielona jakubowa muszla ląduje w naszych credencjalach.
Krótka, przyjazna rozmowa i ruszamy dalej przed siebie.
Krótka, przyjazna rozmowa i ruszamy dalej przed siebie.
Na świecie robi się coraz piękniej... soczysta zieleń wzrastających zbóż... połacie pól z dnia na dzień coraz bardziej okrywające się żółtym kolorem kwitnącego rzepaku... Cudnie jest tak obserwować te zmiany w przyrodzie, bo wszystko naprawdę „rośnie w oczach”.
Dziś
doszliśmy do Rogalinka. Na plebanii otworzyła nam gospodyni. Przedstawiamy się,
prosimy o pieczątki… Wszystko fajnie, ale ksiądz proboszcz obchodzi właśnie
imieniny czy urodziny (nie pamiętam już).
Pani
wzięła więc nasze paszporty żeby przystawić pieczątki i… zamknęła drzwi przed
nosami. Nic nam do tego i pół żartem, pół serio,
zastanawiamy się, co by było, gdybyśmy dziś poszukiwali tu noclegu i zapukali z
prośbą o schronienie dla zmęczonych pielgrzymów?
Na
szczęście nie ma co gdybać i się zastanawiać, bo dziś
nocujemy... z powrotem w Swarzędzu :) Korzystamy jeszcze z gościnności rodziny Magdy
i Jarka. Zaproponowali nam takie rozwiązanie, a my z wdzięcznością na nie
przystaliśmy. Naprawdę fantastyczni ludzie, odebrali nas z Rogalinka, zabrali z
powrotem do siebie, a jutro rano odwiozą do miejsca gdzie dziś zakończyliśmy
wędrówkę. Niesamowite :)
Wspaniale
było mieć zapewnione noclegi przez ostatnie dni. Prawie już "przyzwyczaiłam się"
do takiego psychicznego luksusu ;)
Ale
od jutra znów powracam do prawdziwego żywota pielgrzyma, zanurzenia w Nieznane
i codziennej Niepewności. Jarkowi przyjdzie dopiero się z tym zmierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz