Dzień 13 : Trzemeszno - Gniezno (31 km)

Trzynasty dzień wędrówki wcale nie był pechowy. Wręcz przeciwnie, dodatkową radością było to, że zbliżam się do Gniezna...
Z Trzemeszna wyszłam po 8, po porannej Mszy Świętej, wspólnym śniadaniu z księżmi i ostatnich życzliwych rozmowach.

Poranek jest bardzo pochmurny. Czyżby znów miało padać? 
Powietrze jest wilgotne, nieco mgliste, dla bezpieczeństwa od razu zakładam pokrowiec na plecak. Nawet jeśli pojawi się deszcz, to i tak dzisiaj nic nie zepsuje mi nastroju. Zmierzam do Gniezna, gdzie u Magdy i Jarka będę mogła odpocząć. Jutro dzień całkowitego lenistwa, po dwóch tygodniach marszu i bardzo trudnym początku tej pielgrzymki, czuję że będzie to w pełni zasłużony odpoczynek.

Pierwsza połowa dnia to droga głównie przez las, od czasu do czasu przejechał tylko jakiś samochód. Generalnie jednak towarzyszyły mi zapachy i odgłosy lasu. Sielsko :)


Przy przydrożnym parkingu i wiacie robię sobie mały odpoczynek. Spotykam tu dziewczynę z chłopakiem, właśnie mają przerwę w podróży i są bardzo zainteresowani dokąd zmierzam z „takim dużym plecakiem". Trochę rozmawiamy, opowiadam im o idei wędrowania szlakami jakubowymi. Cieszę się, że mogę być tu i teraz „apostołem” jakubowego pielgrzymowania i mam nadzieję, że ta rozmowa zaszczepiła w nich choć troszkę ciekawości i chęci, by kiedyś wybrać się na Szlak Jakubowy.
Gdy rozmawiamy już bezpośrednio o mojej pielgrzymce, o moim "teraz", dziewczyna dosłownie „łapie się za głowę”, jest pod ogromnym wrażeniem, że można tak iść i tyle iść. No fakt, zupełnie nie wygląda na piechura, choć oczywiście zewnętrzne pozory mogą mylić. 
I tak bardzo chciałaby mi przychylić nieba i coś mi dać i... po chwili dostaję kanapkę (była bardzo pyszna). To jest niesamowite ile ludzie mają w sobie dobra...
To jest mały-wielki gest, oddać pielgrzymowi swoją kanapkę, która przecież miała być jej posiłkiem w podróży. I wcale nie chodzi tu o kanapkę, ale o jej wielkie otwarte serce…
Pożegnaliśmy się i ruszyłam dalej. Z tych wrażeń wybieram niewłaściwą leśną ścieżkę, ale szybko zauważam swój błąd i tym razem ląduję już na właściwej drodze. Jakubowe muszle na drzewach cieszą oczy, a ja dalej zagłębiam się w cudowny, sosnowy las.


Wychodząc z Trzemeszna mogłam obrać znacznie krótszą trasę do Gniezna, ale byłaby to wędrówka cały czas wzdłuż drogi nr 15, zapewne o wiele bardziej ruchliwej i niebezpiecznej niż wędrowanie dzisiejszymi opłotkami. Zresztą dzisiaj nigdzie mi się  nie spieszy, mogę spokojnie trzymać się szlaku, który rzeczywiście robi całkiem ładną pętelkę i nadkłada parę ładnych kilometrów. Ale to nie szkodzi, z lubością wędruję za kolejnymi muszelkami…


Z każdą kolejną godziną na świecie robi się coraz przyjemniej, wypogadza się i nareszcie zza chmur wygląda upragnione słońce. W takich warunkach idzie się zdecydowanie przyjemniej, niemalże frunę w tej mojej radości pielgrzymowania. Kiedy przypomnę sobie to co się działo niemal dwa tygodnie temu, jak ciężkie były początki i jakie trudności znosił mój organizm, oj nie wyglądało to wtedy najlepiej… Ale teraz jest już dobrze. Pęcherze już prawie całkowicie się zagoiły, nie mam zakwasów, nie bolą mnie ścięgna... Owszem, codziennie po południu jestem zmęczona, są to naturalne objawy po całym dniu marszu, ale tak naprawdę nic poważniejszego mi nie dolega… Widzę jak z dnia na dzień moje ciało coraz bardziej się przystosowuje… Jest dobrze :) Jest wspaniale :) Radość wędrowania przenika i ogrania mnie całą :)

Napotkane gdzieś po drodze bociany także radują serce :)

 
W jednej z mijanych wiosek starsza pani jadąca rowerem rozpoznała we mnie pielgrzyma jakubowego. To cieszy i chyba zawsze będzie cieszyć. Zatrzymujemy się, by chwilę być razem, by przez ten moment dać siebie drugiemu człowiekowi, by dać i przyjąć dar obecności. Krótka rozmowa, obietnica wzajemnej modlitwy... Pięknie :) 

W Niechanowie w parafii św. Jakuba niestety nie udało mi się uzyskać pieczątki, bo nikogo nie było na plebanii. Nawet udało mi się dodzwonić do księdza proboszcza, ale okazało się, że będzie na miejscu dopiero za kilka godzin. Szkoda, musiałam obejść się „smakiem”, kolejny kościół jakubowy pozostający bez widocznej pieczęci w moim credencialu. 
Odpoczywam w pobliżu rynku, jest tu miło, czysto, schludnie, ładnie po prostu. Bardzo przyjemna miejscowość :)


Powoli zbliżam się do Gniezna. Zmęczona, ale i szczęśliwa, że niebawem spotkam się z Magdą, Jarkiem i ich rodziną. Droga przez przedmieścia, a potem przez miasto, jak zwykle nie należy do najprzyjemniejszych.
Jarek mnie instruuje gdzie i jak iść, taka telefoniczna nawigacja i niebawem jestem pod wskazanym adresem. Nareszcie, w końcu po długim dniu, docieram na miejsce.
Wszyscy witają mnie radośnie, życzliwie, i z całą dobrocią serc oferują gościnę. Magda z kobiecym wyczuciem proponuje pranie, z czego korzystam z ogromną wdzięcznością. Pielgrzymowi nie często zdarza się pralka i taka możliwość jest istnym rarytasem.

Spędzam tutaj naprawdę miły i sympatyczny wieczór. I cieszę się, że dobiega końca ten pierwszy etap mojej pielgrzymki.  Hurra, jutro odpoczywam 😀

4 komentarze:

  1. Czy dobrze rozumuje Twoje Camino prowadziło w następnych etapach przez Dąbrówkę Kościelną ,Murowaną Goślinę .....

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekamy na dalsze relacje.

    OdpowiedzUsuń