Szlak Orlich Gniazd, dzień 3: Złoty Potok - Podlesice (32 km)

Wczoraj wieczorem nadciągnęła kolejna burza. Leżąc bezpiecznie w naszych łóżeczkach długo nasłuchiwałyśmy złowrogich grzmotów rozcinających niebo… Naturalne więc, że pierwsze co nasuwa się na myśl po przebudzeniu, to pytanie o aurę za oknem. Dziś czeka nas długi dzień, obfitujący  w wiele cudów i wspaniałości, i dobrze byłoby gdyby pogoda dopisała. Na szczęście po wczorajszym żywiole nie ma śladu i zapowiada się, że dziś aura będzie znacznie lepsza.
Zbieramy się dosyć wcześnie. Przemykamy pustymi jeszcze uliczkami i na szlaku witamy się ze słońcem wyglądającym zza chmur…


Mijamy miejsca, które odwiedziłyśmy podczas wczorajszego popołudniowego spaceru: Staw Amerykan, Grotę Niedźwiedzią, Źródło Spełnionych Marzeń i wchodzimy na szlak, który ze Złotego Potoku prowadzi nas przez przepiękny Rezerwat Parkowe. Ta wszechobecna zieleń, niezmącona cisza i jakaś majestatyczność tego miejsca, wprost oszałamiają moje miasteczkowe serce ;)


Po ok. godzinie pysznej wędrówki, za drzewami zauważamy okazały ostaniec tonący w koronach tutejszych drzew. Bryła, której chropowate ściany bieleją wśród zielonych liści, robi wrażenie… To Diabelskie Mosty – formacja skalna, która swoją nazwę zawdzięcza Zygmuntowi Krasińskiemu.

Diabelskie Mosty
Zachwyca nas to miejsce… Zrzucam plecak, by móc podejść nieco wyżej, bliżej… To ciekawa skała i zapewne niezła gratka dla wspinaczy. Wysokie, 15-metrowe bloki skalne porozcinane są głębokimi szczelinami. Pięknie tu jest :)


Ponoć Zygmunt Krasiński kazał zamontować drewniane kładki nad szczelinami, by móc swobodnie się po nich przechadzać. Dodając do tego różne legendy o diable wpadającym w szczeliny – mamy wyjaśnienie nazwy tego miejsca.


Ruszamy dalej i po chwili jesteśmy przy barze pod Ostrężnikiem, niestety zamkniętym tego poranka na cztery spusty. Szkoda, przydałaby się kawa… Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma – odpoczywamy i posilamy się naszymi zapasami przy pobliskiej wiacie.

Poranne słońce dawno już schowało się za nieprzyjemnymi chmurami. Będzie deszcz czy nie będzie? Oto jest pytanie…
Postanawiamy odpuścić sobie wizytę w ruinach zamku Ostrężnik, nie zachęca do tego ciemna i wilgotna leśna ścieżka odbijająca od szlaku. A zresztą, z tego co czytałam i widziałam w internecie, raczej nic tam nie ma, albo jest bardzo niewiele. Iść dla samego bycia i „zaliczenia” miejsca, eee, nie tym razem ;)

Spod baru idziemy bardzo przyjemną ścieżką rowerową. Wciąż towarzyszy nam spokój i cisza lasu… ale po jakimś czasie niepokoi nas fakt, że już dość długo nie widziałyśmy oznakowania szlaku. To bardzo dziwne… Internet, mapa i… no tak, my tu gadu gadu i chyba przeoczyłyśmy rozwidlenie drogi. Zamiast iść czerwonym szlakiem, wylądowałyśmy na niebieskim. Byłoby bez sensu wracać całkiem spory odcinek, idziemy więc dalej do przodu, by przed Czatachową skręcić w lewo i dobić do szlaku. Trawa na ścieżce, po wczorajszych opadach, obfituje w rosę, która z lubością osiada na naszych butach… No ale cóż, jakoś do szlaku trzeba dojść ;)

W końcu zauważamy wyczekane czerwone oznakowanie drogi. Jest dobrze 😀 
Przechodzimy przez Trzebniów, gdzie zaglądam do sklepu, zdawałoby się tylko na chwilę. Ale sklepiki wiejskie mają swoje prawa – to nic, że jest kolejka, że czeka kilka osób… trzeba pozałatwiać różne sprawy, porozmawiać ze znajomą, posłuchać ploteczek. Ot, inny świat ;)

Międzyczasie wypogadza się. Oj, jak dobrze… Do Niegowej docieramy już nieźle zmęczone. No dobrze, to ja jestem zmęczona i bolą mnie bąble na stopach. Odpoczywamy na ławeczce przy tutejszym kościele…

Niegowa - Parafia św. Mikołaja
A nieco dalej napotykamy kolejne miejsce zachęcające do odpoczynku ;)


Za Niegową mamy nieco trudności z odnalezieniem właściwej drogi. Brakuje nam tu oznakowania w którą ścieżkę skręcić, posiłkujemy się więc internetem i wkraczamy na właściwą drogę wiodącą przez łąki…



...a trochę dalej wspaniałym, przyjemnym lasem, który po jakimś czasie wyprowadza nas do Mirowa. Gdy drzewa pozostają za nami, oczom ukazuje się górujący w oddali Zamek Mirów.

Idziemy do centrum miejscowości. Robimy małe zakupy, zagadujemy z bardzo sympatyczną panią w sklepiku, która bez problemu pozwala nam zostawić na zapleczu i przechować nasze plecaki. Ooo, jak dobrze, możemy „na lekko” wdrapać się na wzniesienie i zwiedzać okolicę. A jest na co popatrzeć.

Zamek Mirów
Choć na dziedziniec ani do środka nie można się dostać, to i tak ruiny tego rycerskiego zamku wspartego na wapiennej skale, wyglądają pięknie…


Całości zachwytu dopełniają okoliczne skałki i ostańce… Połacie zielonych łąk, niebieskie niebo, wapienne formacje i bielejące ściany zamku… czyż tu nie jest pięknie?



Przechadzamy się „skalną drogą” po Skałkach Mirowskich. Fajnie byłoby pójść tędy do Bobolic gdybyśmy szły na lekko, z plecakami chyba niekoniecznie chciałybyśmy iść tym wariantem szlaku. Ostatnie więc spojrzenie na Zamek Mirowski…


… i wracamy do sklepu po plecaki. Jeszcze kilka słów z miłą właścicielką i czas ruszyć dalej, ku następnym wspaniałościom. Zarzucamy na plecy nasze „czemodany” i prostą, asfaltową drogą idziemy do Bobolic.
Niebawem wita nas kolejny zamek, który już z oddali zachęca i „przyzywa” ku sobie… Tym razem, nie ma sklepu ani żadnego miejsca, gdzie mogłybyśmy na chwilę zostawić bagaże. Jesteśmy zmęczone i nie uśmiecha nam się bieganie z plecakami. Zwiedzanie „na lekko” jest zdecydowanie lepsze. Postanawiamy więc, że jedna z nas zostanie z plecakami na dole i przy okazji odpocznie, podczas gdy druga będzie zwiedzać. A potem się zmienimy.


Królewski Zamek w Bobolicach interesuje wielu turystów… Nic dziwnego, to już nie ruiny, ale odrestaurowany i przywrócony do stanu dawnej świetności, najprawdziwszy zamek.
Gdy patrzy się na zdjęcie dawnych ruin, sterczących ścian i pozostałości dawnej budowli, aż trudno uwierzyć, że takie „straszydło” można przywrócić do tak pięknego stanu i nadać mu niepowtarzalny klimat.

Do zamku prowadzi przepiękny ostaniec – skalna brama, nazwana na cześć współczesnych właścicieli – Bramą Laseckich.

Brama Laseckich
Ponoć zamki w Mirowie i w Bobolicach łączył podziemny tunel, w którym spotykali się i przechowywali skarby, dawni właściciele, bracia bliźniacy: Miro i Bobola. Według legendy kosztowności pilnuje czarownica z czarnym psem… Inna legenda mówi o lochach znajdujących się w podziemnych przejściach… a jeszcze inna o Białej Damie, ukazującej się nocą na kamiennym balkonie zamku.
Legendy, legendy, ale czy tunel istnieje naprawdę?

Zamek Bobolice
Przepięknie tu… Istna perełka, zamek położony na wzgórzu, wkomponowany w skałę, tak jak jego "brak bliźniak" w Mirowie.




W końcu jednak musimy ruszyć w dalszą drogę, choć zupełnie już nie mamy na to ochoty. Niebo wciąż jest ładne, a jednak prognozy pogody straszą popołudniowymi burzami… i usilnie wciskają się w naszą świadomość. To, oraz całkiem ładny już dzisiejszy odcinek plus ogarniające nas zmęczenie, powodują, że nieco modyfikujemy dalszą drogę i jak najkrótszą trasą, wyznaczoną przez wujka Google, podążamy do Podlesic. W ten sposób omijamy wzniesienia i ponoć ładą górę Zborów. Trochę szkoda, ale jesteśmy naprawdę zmęczone i zdrowy rozsądek bierze górę.
Kierujemy się w stronę miejscowości Hucisko, potem dobijamy do głównej drogi i maszerujemy wzdłuż niej, na szczęście wydzielonym chodnikiem. Gdy mijamy miejsce, w którym szlak przecina drogę, wiemy że pozostał nam jeszcze ok. kilometr do celu. Ten jeden mały kilometr okazuje się najdłuższym w czasie całej naszej wędrówki i zdaje się nie mieć końca… Jesteśmy naprawdę mega zmęczone i ostatkiem sił docieramy na miejsce.

Nocleg mamy zarezerwowany w Gościńcu Jurajskim. Jak tu miło i przyjemnie. Jesteśmy pozytywnie zaskoczone zarówno standardem jak i miłą obsługą. Dostajemy bardzo przyjemny, mega czysty pokój z łazienką i nawet bielusieńkimi ręcznikami, co dla zmęczonych wędrowców jest istnym rarytasem. No fakt, nie ma telewizora, ale bez tego potrafimy żyć :) Wieczór przeznaczamy na odpoczynek. Wiemy już, że tak długie etapy połączone ze zwiedzaniem i pokonywaniem wzniesień i pagórków, są dla nas zbyt męczące. Co i tak nie zmienia faktu, że dzisiaj był piękny dzień 😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz