Dzień 76 : Auberive → Poiseul-lès-Saulx (33 km)

Nocleg nie był wcale taki zły, tyle tylko, że twardo. Drewniana ława czy podłoga – moje plecy zdecydowanie nie chcą się zaprzyjaźnić z twardym podłożem.
Nie przewidziałyśmy tylko, że w łazience gdzie przecież jest sporo wilgoci, nasze śpiwory naciągną jej nieco, staną się wilgotne i nieprzyjemne.

Rano nie pada, choć ciemne chmury straszą. Chmura z krótkim acz intensywnym deszczem pojawiła się w momencie, gdy akurat odpoczywałyśmy na przystanku. Ale miałyśmy farta! Spokojnie przeczekujemy i przedłużamy odpoczynek, aż przestanie padać.


A przed południem niebo wreszcie się rozjaśniło, wypogodziło, nareszcie zaczęło wyglądać słońce. Hurra!!! Wyczekiwana, promienna kula, rozgościła się na niebie. Świat od razu zrobił się piękny, kolorowy, przyjazny :) 


Dojrzewające zboże cudnie skrzy się w słońcu... świerszcze bajecznie cykają i przygrywają nam w drodze... Jest przepięknie :)


(…) ze słońcem wstaję
i ze słońcem zachodzę
za horyzont czerwcowego nieba
wierząc
ciągle wierząc
że miłość to jedyna droga
by Boga poznać
i człowieka pokochać
a na końcu sobą pozostać
      ks. Marek Chrzanowski

Miłość to jedyna droga… Nie zapominajmy o tym, pomimo naszych różnych charakterów i temperamentów, pomimo różnych spojrzeń, pomimo zapewne wielu zalet, ale i wielu naszych wad, o uwidocznienie których jakże łatwo w warunkach ciągłego trudu, permanentnego zmęczenia i ciągłej niepewności. Miłość przez duże M to jedyna droga…


Jesteśmy w terenie pagórkowatym, więc dziś nie omijają nas podejścia i zejścia. Ale i to nie jest jakoś szczególnie uciążliwe, bo wokół przecież rozlewa się ciepło i piękno wyczekanego słońca... No może ostatnie podejście było już mocno męczące, ale to przecież naturalne pod koniec dnia.


Po ostatnich szarościach i opadach, dzisiejszy piękny dzień wprost zanurza duszę w dziękczynieniu i radości.


Cudowne łąki zachwycają nas feerią barw i kolorowymi kwiatami… Cudowne niebo i pierzaste chmury… Cudownie piękny jest ten świat!
Tyle prostych, drobnych radości... wokół tyle piękna, które wychwala swego Stwórcę :)


W Poiseul-lès-Saulx „mairie” jest zamknięte. W niewielkich wioskach urząd nie jest czynny codziennie. Trzeba więc poszukać mera. Na ulicy dzieci jeżdżą na rowerach. Pytamy chłopca, czy mówi po angielsku. Nie. No to z pomocą translatora próbujemy po francusku zapytać gdzie mieszka mer. Chyba nie wyszło nam to najlepiej, bo chłopcy nic nie zrozumieli ;)
No to nic, trzeba zapukać do któregoś domu. Ale wtedy podjeżdża do nas inny chłopiec i z dumą oznajmia, że mówi po angielsku. Super. Pokazuje nam dom mera, zaprowadza na miejsce i znika.

dawne schronisko dla pielgrzymów
Pan mer początkowo proponuje nam „budkę dla pielgrzymów”, dawne schronisko. Miejsce jest zadaszone, murowane, jest tam jakiś stół, ale nie ma ani wody, toalety, elektryczności... Ech, my ludzie XXI wieku… W ostateczności dobre będzie i to, ale pytam nieśmiało, czy może mogłybyśmy przenocować w „mairie”. Okazuje się, że jak najbardziej możemy i pan życzliwie udostępnia nam merostwo. Sala, kuchnia z kranem i bieżącą wodą, toaleta… jak fajnie :) A wcześniej spotkana pani pożyczyła nam koce, bo jednak ostatnie noce są dosyć chłodne.
Po raz kolejny potwierdza się, że trzeba pytać ludzi… zwyczajnie pytać i prosić, bo ludzie naprawdę są dobrzy i często chcą pomóc.

Tak więc mamy dach nad głową i dom na dzisiejszą noc. W dużej sali rozkładamy karimaty i śpiwory i mościmy legowiska. Pożyczone koce jak najbardziej się przydadzą.
Takie miejsce i czyste warunki pozwalają, bym ponownie pobawiła się w chirurga i przeprowadziła kolejny zabieg na mojej stopie. Jestem pełna nadziei, dziś zauważyłam lekką poprawę :) Będzie dobrze. Musi być!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz