Dzień 40 : Frankleben - Roßbach (28 km)

Od rana dzień jest przepiękny. Słońce coraz mocniej ogarnia nas swoimi ramionami… znów towarzyszą nam hektary żółtych kwiatów rzepaku wspaniale kontrastujące z błękitem nieba i zielenią wzrastającego zboża… Codziennie zachwycam się cudami przyrody i wcale nie mam dosyć. Wręcz przeciwnie. Z lubością karmię oczy i duszę pięknymi krajobrazami…


Człowiek to takie „dziwne” stworzenie, że często chciałby wszystko „po swojemu”. A czasem potrzeba po prostu zwykłej otwartości na to, co w danej chwili, jedynej i niepowtarzalnej, daje nam Pan Bóg.
Szłyśmy razem z Agnieszką (Jarek poszedł wcześniej) przez jakąś miejscowość. Ot, wioska jakich wiele mijamy w czasie wędrówki. Z reguły witamy się z napotkanymi ludźmi zwykłym „dzień dobry”. Tak też było i tym razem. Pani przycinająca krzewy bzu w ogrodzie, odpowiedziała nam z uśmiechem.
Po kilku minutach zatrzymuje się przy nas samochód i ta sama pani oferuje nam krótkie podwiezienie. Grzecznie podziękowałyśmy, ale jednak chciałybyśmy iść na własnych nogach… (wtedy jeszcze ta pielgrzymka jawiła nam się jako wyłącznie piesza i miałyśmy głupie wyobrażenia, że musi być tylko na własnych nogach, bez jakichkolwiek innych opcji).

Czy nasza odmowa była słuszna? Raczej nie... Wpadłyśmy na to bardzo szybko, ale jednak o te parę chwil za późno... Został nam tylko żal do samych siebie za to, że nasze „ja” wzięło górę… i wstyd, że nie przyjęłyśmy czyjejś dobroci…
Przecież ta pani zostawiła swoje zajęcia, bo widząc nas tak bardzo przejęła się trudem pielgrzymiego życia, tym że jest gorąco, a my idziemy w pełnym słońcu… Chciała nam ulżyć i podwieźć tylko kilka kilometrów dalej, na skraj lasu tam gdzie już będzie cień...
A my odmawiając, nie dość że pozbawiłyśmy tą kobietę radości z pomocy pielgrzymom, to również my nie skorzystałyśmy z łaski przyjęcia czyjegoś daru serca i z tego co w danej chwili dał nam Pan Bóg. Oczywiście jest to piesza pielgrzymka, ale przejechanie dziś kilku kilometrów nie umniejszyłoby jej wartości... Wręcz przeciwnie.
Jak to jest, jaki człowiek potrafi być przewrotny, narzeka że mu ciężko iść, a gdy Bóg posyła pomoc i ludzkiego „anioła” to i tak potrafi zrobić po swojemu i nie skorzystać z pomocy. A wystarczyłoby więcej otwartości na Boga, świat, ludzi... otwartości, która musi być tu i teraz, w każdej danej nam chwili... bo kilkanaście sekund później może być już za późno.
Obydwie z Agnieszką mamy wewnętrzne przekonanie, że to był Boży dar dla nas tego dnia... dar, który odczytałyśmy zbyt późno... A to potęguje jeszcze ten wewnętrzny niesmak, jaki pozostał nam po naszej odmowie.
To była dla nas bardzo ważna lekcja... i mam nadzieję, że wyciągnęłyśmy z niej pouczające wnioski…
Dziękujemy Bogu za tą kobietę, za jej wrażliwe serce i otaczamy ją wspólną modlitwą, teraz „tylko” tyle możemy zrobić…


Po jakimś czasie doszłyśmy do lasu, do którego chciała nas podwieźć owa pani. Cóż to było za wytchnienie… Odpoczywamy przy przydrożnej wiacie na skraju lasu, gdzie czeka na nas Jarek, a potem wędrujemy dalej zanurzając się w kojącym cieniu drzew… Jak tu pięknie. Liście i trawa wybuchają wokół cudną zielenią… słońce przeciska się przez gałęzie drzew i tańczy na listkach, rozweselając wszystko wokół. Nas nie dosięgają już jego gorące promienie, jest bardzo przyjemnie.


Dzień upływał nam spokojnie i chyba aż do samego końca w rozważaniu wcześniejszego zdarzenia.

Przed Freyburgiem czekało nas niemalże „górskie” zejście w dół. Ale za to widok czerwonych dachówek w dole, tej idyllicznej osady z majestatycznie górującym nad miastem kościołem, wśród winnic na zboczach, robił oszałamiające wrażenie. Szkoda, że na razie nie ma winogron, bo byłoby tu jeszcze piękniej :)

Freyburg
Korzystamy z obecności marketu po drugiej stronie rzeki, robimy niewielkie zakupy i przysiadamy pod jakimś ogrodzeniem w cieniu. Jest tak gorąco i jesteśmy już zmęczeni, ale zimne czekoladowe jogurty stawiają nas na nogi.

Nie zwiedzaliśmy tutejszego zamku Neuenburg, ale z zainteresowaniem przeczytałam w naszym przewodniku o św. Elżbiecie, córce króla węgierskiego i żonie landgrafa Turyngii, która stała się posługaczką trędowatych i żebraków. Ta dzielna niewiasta odważyła się konsekwentnie naśladować Chrystusa, co budziło wiele kontrowersji w otaczającym ją trzynastowiecznym świecie.
<<Pewna historia opowiada, jak Elżbieta, jej małżonek Ludwik IV i jego matka, landgrafini Zofia, bawili na zamku Neuenburg. Tam Elżbieta zaprosiła brudnego, chorego na trąd żebraka, kazała go wykąpać, ostrzyc i ogolić oraz ułożyć do snu w książęcym łożu. Gdy teściowa się o tym dowiedziała, przyprowadziła syna do jego sypialni i rzekła: „Patrz tylko, jakim ludziom Elżbieta pozwala brudzić twoje łoże.” W tym momencie księciu otwarły się oczy i  w biedaku leżącym na jego łóżku rozpoznał Ukrzyżowanego. Prosił więc Elżbietę, by częściej kładła takich ludzi w jego łożu. (według podania z Reinhardsbrunn z 1293 roku). Swym postępowaniem Elżbieta stawia radykalne pytanie o treść i cel ludzkiego życia.>>

To przepiękna historia, która wraz z porannym wydarzeniem, daje tak wiele do myślenia… Rozpoznać Chrystusa w drugim człowieku… zauważyć Jego Cierpiące Oblicze w człowieku potrzebującym… ale również dostrzec Jego kojące dłonie w człowieku, który nam chce pomóc… Rozpoznać Chrystusa…

„Uwierzyć w Ciebie naprawdę
zerwać bielmo mgły z oczu
przekroczyć barierę ciemności
ścianę lęku i grzechu
która zniewala mnie i kruszy
rozniecić płomień w mojej duszy
żeby móc zamknąć kiedyś oczy
i poczuć Twoją bliskość Panie (…)”
            ks. Marek Chrzanowski

Na koniec dnia trochę skracamy sobie drogę. Szlak biegnie do Naumburga robiąc ogromną pętlę i dopiero potem prowadzi do naszej dzisiejszej docelowej miejscowości. Za Großjena ścinamy mocno tą pętlę, pomijamy miasto i od razu wędrujemy do Roßbach, oszczędzając parę ładnych kilometrów. 
Zatrzymaliśmy się w Roßbach w schronisku młodzieżowym. Muszę powiedzieć, że to miejsce jest bardzo przyjazne wędrowcom. Na dzień dobry wspaniała zimna woda (gazowana lub nie – do wyboru), co przy dzisiejszym upale jest dla nas wspaniałym powitaniem. W ogóle jest tu zupełnie inaczej od naszych wyobrażeń o młodzieżowym schronisku, bardzo czysto, przyjemnie, prawie „luksusowo” w rozumieniu pielgrzyma :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz