Wczorajsza kolacja przebiegała w
przesympatycznej atmosferze. Pyszne jedzonko, miłe pielgrzymie rozmowy, w ogóle
trafili się świetni ludzie :)
Dzisiaj dzień jest tak samo długi jak wczoraj, ale pogoda sprzyja wędrowaniu i dobrze się maszeruje.
Po drodze mijam małżeństwo z nastoletnim
synem. A po chwili niespodzianka – pani, widząc na moim plecaku naszywkę
polskiej flagi, przemawia do mnie po polsku :) Rewelacja!
Pani Janina z rodziną na stałe mieszka w
Hiszpanii. Przez jakiś czas idziemy razem, ale ponieważ Janina ma problemy z
nogą i idą bardzo wolno, żegnamy się i każdy podąża swoim tempem.
Druga część dnia to 12 km pod górkę, potem
leciutko w dół, cały czas lasem, trochę nużąco. Dlatego też gdy po drodze
pojawia się mały kramik, pielgrzymi witają go z radością. Tym razem nie jest to
objazdowy bar zbijający kasę na zmęczonych pątnikach, lecz prawdziwi pasjonaci
camino, którzy rozdają nam pokrojone arbuzy... Mmm, jeszcze nigdy arbuz nie był
taaaki pysznyyy!!!
Obok stoi skrzyneczka na ewentualne
donativo, ale nikt nikogo nie rozlicza. Myślę, że pielgrzymi sami odpowiednio
wynagradzają za dobre serce tych ludzi :) Oprócz arbuzów jest również kilka
rozwieszonych hamaków, które szybko znajdują chętnych na wypoczynek.
W Ages zatrzymałam się w alberdze El
Pajar. Cieszyłam się, bo małe 8-osobowe dormitorium dawało możliwość dobrego
odpoczynku, tym bardziej że przez dłuższy czas byłam tam sama. Ale potem
pojawiła się grupa pięciu starszych rozkrzyczanych Francuzów. Hmm, starsi
zmęczeni marszem i pewnie mocno chrapiący faceci raczej nie zwiastują spokojnej nocy.
Na
szczęście hospitalero był bardzo wyrozumiały dla moich obaw i pozwolił mi
przenieść się do drugiej sypialni. Mam nadzieję, że to był dobry wybór :)
Ja to się już zaczynam martwić, co będę czytać jak dojdziesz, Wiolu, do celu... Bardzo się przyzwyczaiłam do tych relacji :-)
OdpowiedzUsuńAgula, dziękuję za miłe słowa. Motywujesz mnie do regularniejszego zamieszczania opowieści z kolejnych dni ;)
UsuńJak już skończę "porządkowanie" wspomnień z tej Drogi, dojdę do celu w tych wspomnieniach i zamieszczę ostatni post z Santiago, to... może trzeba będzie pomyśleć o kolejnej wyprawie? Heh :)
Rzym przecież czeka :-)
OdpowiedzUsuńOj czeka... :)
Usuń