Dzień 30 : Zgorzelec - Buchholz (32 km)

Umówiliśmy się z Agnieszką na godzinę 7. Spotykamy się na Moście Staromiejskim łączącym Zgorzelec z Gorlitz, pamiątkowe zdjęcie i wyruszamy wspólnie, rozpoczynając nowy, kolejny etap naszej Drogi. Po kilku krokach jesteśmy już na „nie swojej” ziemi… Czy będzie to ziemia gościnna, przyjazna pielgrzymom?
Strach i radość jednocześnie zaglądają w serce, zupełnie jak na początku pielgrzymki... Oto zostawiamy za sobą nasz ukochany kraj i zanurzamy się w coś zupełnie nowego. Nieznane jeszcze Niemcy witają nas słoneczną i ciepłą aurą, a cudowny szlak otwiera przed nami swe ramiona i zaprasza by nim wędrować...

Jeszcze w Gorlitz, zatrzymuje nas młoda dziewczyna, pyta się czy jesteśmy pielgrzymami, radośnie życzy nam dobrej drogi i biegnie w swoją stronę.
Fajnie, dobre życzenia tuż na początku Niemiec napawają nas optymizmem :)


Jesteśmy na Okumenische Pilgerweg – Ekumenicznym Szlaku Pątniczym, który będzie nas prowadził mniej więcej do połowy Niemiec, do Vacha. 
Szlak ten, otwarty oficjalnie w 2003 roku, jest jednym z najważniejszych szlaków jakubowych przez Niemcy. Orientuje się według historycznego przebiegu Via Regia, czyli tzw. Drogi Królewskiej będącej jednym z najważniejszych szlaków handlowych dawnej Europy i prowadzącej od Hiszpanii aż po Rosję.
Jak podaje nasz przewodnik: „Średniowieczna droga handlowa Via Regia, stanowiąca ważną arterię komunikacyjną, prowadziła przez obszary środkowych Niemiec, kształtując ich charakter. Poruszali się nią nie tylko królowie, rycerze i handlarze, ale też pielgrzymi. Ze świadomością świętych celów i wierząc w Bożą obecność i opiekę przemierzali zachodnią Europę.”

Niesamowita jest świadomość, że już od stuleci podążali tędy pielgrzymi…


Im bardziej oddalamy się od miasta, tym większe podekscytowanie mnie ogarnia. Mój zmysł obserwacji świata jak zwykle jest bardzo wyczulony na wszelkie cuda natury i właściwie już od progu Niemiec dostaje wspaniałą estetyczną gratkę – bajeczna pogoda w połączeniu z jeszcze bajeczniejszymi krajobrazami tworzy cudowny balsam dla pielgrzymiej duszy.

Droga jest przepiękna... pola rzepaku cudowną żółcią skrzą się w przedpołudniowym słońcu...
Szlak biegnie ścieżkami rowerowymi lub turystycznymi, wzdłuż pól, przez małe miejscowości lub lasem. Jest pięknie...


Zbliżamy się do Konigshainer Berge, czyli najmniejszych gór Niemiec. Może i są najmniejsze, ale pokonanie tych pagórków okazuje się nie lada wyzwaniem dla wędrowców z ciężkimi plecakami. Siódme poty wyciska z nas podejście na wzniesienie Hochstein. Śmieszne to, bo to taka sobie górka, a my czerwoni jak buraki. Ciężkie plecaki dają nam popalić. Tutaj odpoczywamy przed schroniskiem, a my z Agnieszką nawet znajdujemy siły, by się wdrapać na wieżę widokową :)


Dalsza droga upływa nam spokojnie. Schodzimy ze wzniesienia wspaniałym pachnącym lasem, tętniącym zewsząd cudowną zielenią, a potem znów zanurzamy się w pola rzepaku.


Dzisiaj, na „dzień dobry” naszego nowego, wspólnego etapu, dostajemy od Agnieszki kilka niespodzianek.
Pierwsza wspaniale miła i zaskakująca – okazuje się, że nasza towarzyszka kiedyś uczyła się niemieckiego i całkiem dobrze mówi w tym języku. Otwieramy oczy (a raczej uszy) ze zdziwienia, słysząc jak dobrze sobie radzi i prawie płynnie posługuje się tym językiem. Oj, mamy z Jarkiem szczęście. Wspaniała to niespodzianka, bo nieznajomość języków niemalże spędzała nam sen z powiek, a tu proszę, takie miłe zaskoczenie. W tym kontekście czekająca nas droga nabiera nowych barw, a stres „językowy” nagle znika :)
Druga niespodzianka jest nieco mniej miła, bo Agnieszka ostatecznie postanowiła nie brać namiotu. Na świecie robi się coraz cieplej i opcja namiotowa zaczęła już przewijać się w naszych rozmowach z Jarkiem, stając się coraz bardziej realną. A teraz, w tej sytuacji, jak to będzie wyglądać, zupełnie nie wiemy…
Po trzeciej niespodziance mocno rzedną nam miny. Nasza koleżanka zamierza iść z nami tylko Drogą Ekumeniczną do Vacha, nie ma w planach wspólnej wędrówki do Santiago. Za Vacha może pójdzie sama jakąś inną drogą, może pojedzie rowerem, może do Hiszpanii by tam wędrować… mnóstwo różnych pomysłów.
Oj, niedobrze, po raz kolejny wszelkie wcześniejsze ustalenia po prostu znikają.
Teraz dopiero dociera do mnie, że przecież Agnieszka nigdy nie powiedziała, że pójdzie z nami do Santiago. To fakt. Ale wiedziała, że szukamy współtowarzyszki na taką właśnie drogę, a nie na jej kawałek. Wydawało nam się logiczne, że skoro zaczęła rozmowy z nami i podjęła decyzję o dołączeniu do nas, to tym samym przystała na naszą propozycję. Jak bardzo rozminęliśmy się w postrzeganiu tej wędrówki… i jak bardzo jedno niedomówienie zmienia obraz całości.

Może za wcześnie martwić się na zapas. Dopiero przecież wkroczyliśmy do Niemiec, nie wiadomo co będzie dalej. Jednak to niedopowiedzenie na razie bardzo uwiera w serce…
Do Vacha jeszcze ładny kawał Drogi, mam nadzieję, że w tym czasie Agnieszka może zmieni zdanie i jednak zechce iść z nami dalej. Na razie jesteśmy tutaj. Razem. Trzeba iść do przodu i tym się cieszyć.


Do Buchholz dotarliśmy już mocno zmęczeni. Zatrzymaliśmy się w ewangelickim schronisku przy parafii. Herberge mieści się w rozbudowanym budynku dawnej szkoły naprzeciwko kościoła. Jasne, przytulne i czyściutkie pomieszczenia są prawdziwym rarytasem dla zmęczonych pielgrzymów.
Panie opiekujące się tym miejscem przyjęły nas serdecznie, nawet otworzyły nam Kościół.


A wieczorem powrót do czasu dzieciństwa. Na korytarzu stał stół do gry w piłkarzyki, nie można było nie skorzystać. Co prawda przegrałam 6:9, ale radości było co nie miara 😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz