Mam wrażenie, że z dnia na dzień jest
coraz bardziej gorąco i coraz trudniej iść. Kiedy już wydaje się, że upał
osiągnął możliwe apogeum, następnego dnia okazuje się, że może być jeszcze
goręcej. Normalnie jak na Saharze ;)
Z niepokojem myślę o czekającym mnie
przejściu przez Pireneje... Oby tylko pogoda była łagodniejsza, bo w górach
taki skwar byłby „zabójczy”.
Ale faktem jest, że ostatnie upały są
naprawdę niebagatelne, myślę że temperatura oscyluje w okolicach ponad 40
stopni.
Gotuję się na drodze już od pierwszych
kroków rano aż do ostatniego, serce i płuca pracują na zwiększonych obrotach, po
plecach i skroniach spływają strużki potu, a purpura bardzo szybko oblewa
policzki…
![]() |
jezioro Lac de Bousquetara |
Odpoczywam pod drzewem przy jeziorze Lac
de Bousquetara. Jest tu tak przyjemnie, wspaniały cień drzewa, cudowny lazur wody, błękit nieba,
nieopodal skrzące się w słońcu słoneczniki. Można byłoby tu siedzieć godzinami,
zwłaszcza dzisiaj ;)
W końcu, chcąc nie chcąc, trzeba ruszyć dalej i ponownie zanurzyć się w dzisiejszym skwarze.
W końcu, chcąc nie chcąc, trzeba ruszyć dalej i ponownie zanurzyć się w dzisiejszym skwarze.
Przez cały dzień co jakiś czas mijam
tabliczki informujące o alberdze donativo zaraz za Condom. Tam właśnie
postanawiam się zatrzymać.
Bolą mnie biodra, naprawdę. Na kościach
biodrowych mam otarcia od pasa biodrowego przy plecaku i jest to spore
utrudnienie w marszu. Głupie to takie, a jednak boli i utrudnia marsz...
Krok za krokiem ten dziwny ból wrzyna się
w moją świadomość i ciało…
Przy katedrze w Condom „spotykam” czterech
muszkieterów: d’Artagnan, Atos, Portos i Aramis. I ja – piąta muszkieterka, a
co ;)
Zaglądam jeszcze na chwilę do informacji
turystycznej, a potem zmierzam na „zamieścia” w poszukiwaniu mojego noclegu.
Refuge de Jean jest otwarte, ale nikogo tu
nie ma. Nie wiem czy mogę wejść, a próba zadzwonienia do właściciela i rozmowy
po francusku kończy się niepowodzeniem. Proszę więc sąsiada, by zadzwonił i
dopytał o szczegóły. Po chwili już wiem, że mogę wejść i rozgościć się.
To pierwsza alberga donativo, która nie ma
w sobie tego swoistego klimatu. No i jest tu „trochę” niezbyt czysto ;)
Długo jestem tu sama i już zaczęłam się
martwić czy ktoś jeszcze przyjdzie… Na szczęście wieczorem zjawiła się Aurora,
którą poznałam na poprzednim noclegu w Lectoure, więc razem było nam zdecydowanie
raźniej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz