Dzień 108 : Lectoure → Condom (28 km)

Mam wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz bardziej gorąco i coraz trudniej iść. Kiedy już wydaje się, że upał osiągnął możliwe apogeum, następnego dnia okazuje się, że może być jeszcze goręcej. Normalnie jak na Saharze ;)

Z niepokojem myślę o czekającym mnie przejściu przez Pireneje... Oby tylko pogoda była łagodniejsza, bo w górach taki skwar byłby „zabójczy”.
Ale faktem jest, że ostatnie upały są naprawdę niebagatelne, myślę że temperatura oscyluje w okolicach ponad 40 stopni.


Gotuję się na drodze już od pierwszych kroków rano aż do ostatniego, serce i płuca pracują na zwiększonych obrotach, po plecach i skroniach spływają strużki potu, a purpura bardzo szybko oblewa policzki…

jezioro Lac de Bousquetara
Odpoczywam pod drzewem przy jeziorze Lac de Bousquetara. Jest tu tak przyjemnie, wspaniały cień drzewa, cudowny lazur wody, błękit nieba, nieopodal skrzące się w słońcu słoneczniki. Można byłoby tu siedzieć godzinami, zwłaszcza dzisiaj ;) 
W końcu, chcąc nie chcąc, trzeba ruszyć dalej i ponownie zanurzyć się w dzisiejszym skwarze.

Przez cały dzień co jakiś czas mijam tabliczki informujące o alberdze donativo zaraz za Condom. Tam właśnie postanawiam się zatrzymać.

Bolą mnie biodra, naprawdę. Na kościach biodrowych mam otarcia od pasa biodrowego przy plecaku i jest to spore utrudnienie w marszu. Głupie to takie, a jednak boli i utrudnia marsz...
Krok za krokiem ten dziwny ból wrzyna się w moją świadomość i ciało…


Przy katedrze w Condom „spotykam” czterech muszkieterów: d’Artagnan, Atos, Portos i Aramis. I ja – piąta muszkieterka, a co ;)


Zaglądam jeszcze na chwilę do informacji turystycznej, a potem zmierzam na „zamieścia” w poszukiwaniu mojego noclegu.

Refuge de Jean jest otwarte, ale nikogo tu nie ma. Nie wiem czy mogę wejść, a próba zadzwonienia do właściciela i rozmowy po francusku kończy się niepowodzeniem. Proszę więc sąsiada, by zadzwonił i dopytał o szczegóły. Po chwili już wiem, że mogę wejść i rozgościć się.
To pierwsza alberga donativo, która nie ma w sobie tego swoistego klimatu. No i jest tu „trochę” niezbyt czysto ;)
Długo jestem tu sama i już zaczęłam się martwić czy ktoś jeszcze przyjdzie… Na szczęście wieczorem zjawiła się Aurora, którą poznałam na poprzednim noclegu w Lectoure, więc razem było nam zdecydowanie raźniej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz