Przez całą noc mocno wiało. Huczało za oknami, ale
kościelna wieża i włączony grzejnik elektryczny dawały nam poczucie
bezpieczeństwa. Rano trzeba było jednak wyjść... i zmierzyć się z zimnym
wiatrem. Ciemne chmury wokół nie napawały nas optymizmem, lada moment
spodziewaliśmy się jeśli nie burzy, to przynajmniej deszczu. Zawzięcie szliśmy
do przodu, a deszczu wciąż nie było :) Cieszył nas każdy kolejny kilometr w
suchym ubraniu.
Zimny wiatr przeszywał nas dogłębnie, ale też stopniowo rozwiewał chmury nad nami. Wyciągamy rękawiczki i czapki, kto by pomyślał, że ledwie kilka dni temu gotowaliśmy się w upalnych promieniach słońca...
No cóż, w końcu dziś jest niedziela
Zesłania Ducha Świętego, więc nie ma się co dziwić, że porządnie wieje ;)
Jedną z myśli przewodnich pielgrzymki
Jarka są słowa, jakie Jezus powiedział do Nikodema: „Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego
słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża.” (J 3,8)
Wiatr, Duch Boży… Dziś, w
niedzielę Zesłania Ducha Świętego, dodatkowo jeszcze wobec okoliczności
pogodowych, te słowa nabierają szczególnego znaczenia… Dobry temat do rozmyślań
i odwrócenia uwagi od przeszywających, zimnych podmuchów wiatru.
W Ollendorf zauważamy małe maskotki zawieszone wzdłuż długiego ogrodzenia. Widać, że trwa tu moda na szydełkowanie. Fajnie to wyglądało. A i dzieci pewnie są dumne, że wszyscy mogą oglądać ich rękodzieło :) Tak sobie wiszą te pacynki na płocie, ładne i nie zniszczone, nikomu nie przeszkadzają – kolejne pozytywne zaskoczenie w Niemczech.
Wędrujemy dalej… kolejne pola, kolejne wioski i tylko ten zimny wiatr wciąż tak samo niezmienny ;) I jak szybko rozwiał ciemne chmury nad nami, tak równie szybko napędził kolejne.
Mocno zaczęło padać, gdy akurat
odpoczywaliśmy gdzieś na przystanku. Znów więc mieliśmy farta, a przeczekanie
deszczu stało się okazją do dłuższego odpoczynku.
Ostatni odcinek był bardzo trudny dla
Jarka, bo bardzo zaczęła boleć go stopa, a ból nasilał się z każdym krokiem. Jakoś
jednak dowlókł się do Erfurtu.
Dzisiejszy etap nie był długi, więc dotarliśmy tu w miarę wcześnie. Zależało nam na tym, by dziś zakończyć dzień się w mieście, bo przecież jest niedziela.
Dzisiejszy etap nie był długi, więc dotarliśmy tu w miarę wcześnie. Zależało nam na tym, by dziś zakończyć dzień się w mieście, bo przecież jest niedziela.
Zatrzymujemy się w schronisku
ewangelickim w bursie młodzieżowej św. Jerzego. Najpierw trzeba załatwić wszystkie
formalności w pobliskim pensjonacie. Wypełniamy jakieś kwestionariusze,
pobieramy pościel, otrzymujemy klucze i zmierzamy do naszego dzisiejszego domu.
Nareszcie jest gorący prysznic, po
ostatnich dniach „chlapania się” w misce ciało wołało już o ożywczy strumień
ciepłej wody. Później, po popołudniowym odpoczynku, mogliśmy uczestniczyć w
wieczornej Mszy Świętej w katedrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz