Poranna rozmowa z gospodarzami i reakcje w
stylu "A nie boi się pani tak sama iść przez puszczę? Przecież to dzika
zwierzyna, wilki, zdziczałe psy... itd." nie nastroiła mnie zbyt
optymistycznie... No po prostu zaczęłam się szalenie bać i gdybym miała jakąś
alternatywną drogę pewnie bym z niej skorzystała. No ale wyboru zbytniego nie
miałam. Puszczę Borecką trzeba było przejść...
Powitały mnie gęste mgły spowijające świat... Ta gęsta mgła była jak czekająca mnie lada chwila puszcza, nieprzenikniona i tajemnicza...
W miarę upływu czasu jednak wypogodziło się. Świat stał się od razu inny :)
Pierwsze kilometry w Puszczy wędrowałam z "duszą na ramieniu", poranna rozmowa tłukła mi się po głowie. Dziś myślę, że gospodarze chyba jednak trochę się ze mnie nabijali i niepotrzebnie straszyli ;) Wędrówka przez puszczę okazała się nader przyjemna.
W pewnym momencie przechodzę obok bagien. Osobliwy widok... Obumarła przyroda... życie, które tak szybko może zgasnąć...
Przy zagrodzie żubrów znajduje się wspaniałe miejsce do odpoczynku. Z lubością korzystam z ławeczki i delektuję się zasłużonym relaksem.
Dzień kończę w Kruklankach po 32 km marszu. Kruklanki bardzo mi się podobały, ładna i zadbana miejscowość z zabytkowym kościołem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz