Rano zmierzam na przystanek. A tak,
wczoraj doszłam pieszo do Santiago, to dziś dla odmiany pojadę autobusem. Ale jakie to
dziwne uczucie i jakoś tak mi „nieswojo”, po tylu miesiącach wędrowania,
wsiadać do autobusu…
Jestem w katedrze dosyć wcześnie... Jak
dobrze, jest prawie pusto, niewielu ludzi... mogę spokojnie ponownie uściskać
figurę św. Jakuba, uklęknąć w skupieniu przed sarkofagiem z jego szczątkami, a
potem trwać w ciszy ogromnej katedry...
To jest mój dzień, mój poranek ze św.
Jakubem i właściwy czas na rozmowę... Jemu, a przez jego orędownictwo Bogu
Najwyższemu powierzam wszystkie sprawy i intencje z którymi wędrowałam...
powierzam również wszystkie te intencje, które zostały mi powierzone i
przekazane na czas tej pielgrzymki...
Pielgrzymie serce zanurza się w
dziękczynieniu i radosnym uwielbieniu Boga, w niemym Te Deum.
Ciebie Boga wychwalamy…, nie tylko za
osiągnięcie Celu i szczęśliwe dotarcie do Santiago, ale za wszystko co mi w
trakcie tej Drogi uczyniłeś, czego pozwoliłeś doświadczyć, co odkryć i
zrozumieć… Wychwalam Cię za każdą chwilę tego Camino, za każde spotkanie,
człowieka i każdą chwilę samotności, za każdy krok i każdy zachwyt nad pięknem
świata, za każdą radość i każdą chwilę trudu… za wszystko co pozwoliłeś mi
przeżyć… za to, że powołałeś mnie na tę Drogę i za bezustanną opiekę Twojej
Boskiej Opatrzności… Choć ludzkie słowa są zbyt małe, ludzkie,
niewystarczające… Ciebie Boga wychwalamy…
„Jak Ci dziękować, żeś mi dał tak wiele…”
Mój poranek ze św. Jakubem... taki
spokojny, taki radosny, taki piękny...
Potem jeszcze chwila czasu na kawę i małe
śniadanko. W barze spotykam Patrycję i Dawida i później razem idziemy na Mszę
Świętą. Tym razem nie na główną Mszę dla pielgrzymów, ale na polską w jednej z
bocznych kaplic katedry.
Mszę odprawia ojciec Roman z Monte de
Gozo, śpiew prowadzą wolontariusze tam posługujący. Boże... tyle miesięcy bez
polskiej Mszy... i nareszcie tutaj, na zakończenie mojej pielgrzymki... To jest
niesamowite, cudowne wręcz dla mnie i wzruszenie niejednokrotnie ściska mi
gardło...
Dzisiaj jest przecież 26 sierpnia, święto
Matki Bożej Częstochowskiej... choć w Hiszpanii nie obchodzone, to dla nas
Polaków ważny dzień... u nas jest maryjnie... Jak się cieszę, że jestem właśnie
na tej Mszy Świętej. Z Maryją rozpoczynałam swoją pielgrzymkę w naszym mińskim
sanktuarium pod Jej wezwaniem i z Maryją tę pielgrzymkę kończę. Wiem, że
również dzięki Jej wstawiennictwu i opiece to wszystko się udało :)
Po Mszy Świętej jeszcze czas by posnuć się
po uliczkach Santiago... a potem wracam na Monte de Gozo, odpoczywam,
przepakowuję plecak i robię w nim porządki... Jutro raniutko zmierzam z
powrotem do Santiago, bo o 7 rano mam autobus do Madrytu. Potem nocka na
lotnisku i w niedzielę rano samolot do Polski.
Wracać do domu po prawie pięciu miesiącach
wędrówki… jakie to wspaniałe 😀
Gratuluję przejścia szlaku i pokonania tylu kilometrów. Miałem okazję przejść odcinek z Saint Jean Pied de Port do Santiago de Compostela i dalej przez Muxie do Finistery. Było to niezapomniane przeżycie. Pozdrawiam Grzegorz
OdpowiedzUsuń