Noc w campingowej łazience wcale nie
była zła, powiedziałabym nawet, że była dobra. Bardzo ważne, że nie spałyśmy w
tym samym pomieszczeniu co prysznice, więc śpiwory nie złapały wilgoci...
W przewodniku mamy namiary do państwa w
Charlieu, przyjaciół pielgrzymów, goszczących wędrowców za donativo. Dzwonię
więc rano i jakoś łamanym angielskim z mieszanką francuskiego udaje mi się
dogadać. Możemy przyjść, tyle tylko że ok. godz. 19, bo wcześniej nie będzie
ich w domu. Ok, poczekamy, nie ma problemu :)
Dzisiejsza pogoda jest wspaniała do
wędrowania...
Od kilku dni towarzyszą nam naparstnice,
czasem są to całe zbocza różowych kwiatów radośnie wyciągających szyje ku
błękitowi nieba...
Franciszku, jakżeś Ty odgadł,
że Bóg w nieskończoność rozciągnięty
mieszka cichutko pod korzeniem dębu,
dziś już spod Prawa wyjęty?
Albo kto Ci powiedział,
kiedyś Ty po górach chodził,
że Ty i kwiaty, że was Bóg urodził? (…)
Fioretti „Zabierz
mnie”
Dziś również idziemy osobno. Agnieszka
poszła leśnymi ścieżkami przez góry, ja wybrałam łagodniejszy wariant lokalnymi
drogami. Ale widoki i tak mam przednie :)
Samotna, spokojna wędrówka też bardzo
mi odpowiada.
Podążam dalej wśród cudownych pól... Wokół tylko cisza...
W Charlieu jestem dosyć wcześnie. Zaglądam na pobliski camping z nadzieją, że
jeśli nikogo nie będzie (np. wczoraj w Azole nie było) to może uda mi się
zagotować wodę na herbatę, bo mam malutką grzałkę. Ale na campingu roi się jak w
ulu, mnóstwo ludzi, jakieś grupy młodzieży. Proszę więc tylko panią w recepcji
o możliwość skorzystania z toalety i uciekam stamtąd czym prędzej, byle dalej
od tych tłumów.
Na herbatę trzeba będzie poczekać do
wieczora. A tymczasem wygodnie sadowię się na ławeczce w cieniu na placu zabaw
dla dzieci i tam odpoczywam przez kilka godzin.
Po 18 zmierzam do państwa Carlier z
nadzieją, że może już wrócili do domu i... rzeczywiście już są, przyszli kilka
minut wcześniej. Niedługo po mnie dociera Agnieszka, również bardzo zadowolona ze
swojej dzisiejszej trasy.
Państwo Maria i Pierre to bardzo
sympatyczni ludzie, całym sercem otwarci na pielgrzymów. Mają nawet swoją pieczątkę dla pielgrzymów :) Dostałyśmy swój pokój,
łóżko, zaprosili nas także na kolację oraz jutro rano na śniadanie.
A pan Pierre to prawdziwy pasjonata
camino, nawet butelki wina oznacza charakterystyczną niebieską naklejką z żółtą muszlą :)
Poza tym to pięciokrotny caminowicz, w tym rejonie również odpowiedzialny za oznakowanie szlaku. Nie ma to jak spotkać pielgrzyma :)
Poza tym to pięciokrotny caminowicz, w tym rejonie również odpowiedzialny za oznakowanie szlaku. Nie ma to jak spotkać pielgrzyma :)
Pani Maria biegle włada językiem
niemieckim (jest nauczycielką), nie ma więc problemu z komunikacją z Agnieszką.
My z panem Pierre oczywiście czekamy na tłumaczenie, ale jakoś to idzie. Bardzo
sympatyczny wieczór :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz