Dzień 53 : Langenselbold - Frankfurt nad Menem (37 km)

Dziś był dość długi etap, a na dodatek nadrobiłyśmy parę dodatkowych kilometrów, bo się zgubiłyśmy. Dziesięć godzin marszu z jedynie króciutkimi odpoczynkami mocno dało nam się we znaki. Pogoda też nas nie rozpieszczała, ale na szczęście już nie padało.
Szczególnie dłużyła nam się wędrówka przez przedmieścia Frankfurtu. Pola, ogródki działkowe, początkowe uliczki i ulice – rozległe przedmieścia dużego miasta zdawały się nie mieć końca.

Wczoraj dzwoniłam do polskiej parafii we Frankfurcie i zostałam potraktowana bardzo obcesowo i zimno (żeby nie powiedzieć – okropnie), oczywiście nie uzyskałam żadnej pomocy ani nawet chęci pomocy, czy jakiegokolwiek zainteresowania naszą sytuacją. A sytuacja polskiego pielgrzyma jest taka, że w ogromnym mieście biznesmenów i banków, nie może sobie pozwolić nawet na tańszy hotel. Czy to dziwne, że szuka wsparcia w polskim kościele?

Cóż było robić, Camino trzeba przejść, a Frankfurt z jego przedmieściami i zamieściami jest na tyle duży, że nie da się go tak po prostu „przeskoczyć”.
Szłyśmy więc do Frankfurtu „w ciemno”, pakując się w to wielkie miasto, nie mając tak po ludzku żadnego punktu zaczepienia. Jedynie ze świadomością, że jeśli Pan Bóg nam nie pomoże... nie, no nie było takiej opcji, przecież musiał się zająć swoimi pielgrzymami... :) Ta myśl nas napędzała, dawała siłę by iść i ufać, ufać, ufać... choć po ludzku patrząc, wszystko przeczyło tej ufności.

Postanowiłyśmy, że i tak pójdziemy do polskiej Parafii Niepokalanego Serca Maryi (Herz Marien Kirche), gdzie posługują księża Misjonarze Klaretyni, ufając w Bożą pomoc i licząc na cud… Tak, to ta sama parafia do której dzwoniłam wczoraj. Ale gdzie mamy iść jak nie do swoich rodaków? 
W końcu dotarłyśmy do Menu, przekraczamy rzekę i zmierzamy w stronę "polskości" w tym wielkim, obcym mieście.

Frankfurt nad Menem
Przyznam, że szłyśmy z lekkim strachem, bo skoro pani sekretarka przez telefon potraktowała nas tak zimno, to mogło oznaczać, że taka jest tu „polityka” i ma taki nakaz od swoich przełożonych. I rzeczywiście nasze przypuszczenia później się potwierdziły, bo ks. proboszcz ma nastawienie całkowicie „anty” w stosunku do pielgrzymów. Dlaczego tak jest tego nie wiem i nie mnie to oceniać.

Ale czymże jest zatwardziałość ludzkiego serca wobec miłosierdzia Boga? Pan Bóg poradził sobie z tym genialnie, bo zamiast na proboszcza to... natknęłyśmy się na księdza wikariusza. A ten okazał się człowiekiem o złotym sercu :)
I choć oczywiście na plebanii ani nawet w salce parafialnej zostać nie mogłyśmy (bo przecież proboszcz nie pozwala), to jednak ks. Antoni, przyjął nas bardzo ciepło, z ogromem serdeczności i zrozumienia. Nawet sam był kiedyś na Camino. 
Dostrzegł w nas człowieka, zmęczonego drogą pielgrzyma, którego Opatrzność przysłała właśnie do niego. Pozwolił nam usiąść, odpocząć, poczęstował herbatą i... zaczął działać w naszej sprawie, dzwoniąc do znajomych parafian :)

Międzyczasie poznałyśmy bardzo sympatycznego Polaka pomagającego w pracach na terenie parafii, który z wielką życzliwością zainteresował się naszą pielgrzymką.

Ksiądz Antoni dosyć szybko znalazł nam nocleg :) Miałyśmy zaczekać na wieczorną Mszę Świętą o 18.30, później planowana była jeszcze próba chóru, po której miała zaopiekować się nami pewna pani... Rewelacja!!! Jak diametralnie w tak krótkim czasie zmieniła się nasza sytuacja.   Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek dla nas :)

Cieszyłyśmy się, że możemy uczestniczyć we Mszy Świętej po polsku, miałyśmy też możliwość przystąpienia do spowiedzi świętej, co chyba każdej z nas po ostatnich trudnych chwilach, było bardzo potrzebne (jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo przełomowy będzie to moment).

Byłyśmy już bardzo zmęczone, spocone i brudne po całym długim dniu, a jeszcze musiałyśmy czekać aż skończy się próba chóru. Agnieszka wykorzystała ten czas, by pójść do Informacji Turystycznej i spróbować dowiedzieć się czegoś o dalszym przebiegu Drogi Jakubowej, a może nawet uzyskać jakieś informacje czy przewodniki.
Niejednokrotnie dziwi mnie moja postawa w tej kwestii, ale akurat w tym temacie mam całkowity pokój w sercu. Być może również dlatego, że mam dostęp do internetu, wgrany ślad szlaku w nawigację GPS i wiem, że dzięki temu jesteśmy w stanie „jakoś” sobie poradzić i iść dalej, a przewodniki z sugerowanymi noclegami w odpowiednich niemieckich cenach, jakoś specjalnie nie są mi potrzebne. Od momentu zakończenia Drogi Ekumenicznej w Vacha, udaje nam się spotkać życzliwych ludzi i znaleźć nocleg, Pan Bóg niesamowicie się o nas troszczy i wierzę, że będzie tak nadal :)

Czekałam sobie spokojnie na krzesełku aż wróci Agnieszka i skończy się próba chóru. Było wiadomo, że dzisiaj nasz dzień zakończy się już prawie w nocy. Robiło się coraz później, a ja byłam już naprawdę baaardzo wyczerpana. Modliłam się, żeby Pan Bóg dał nam niebawem jakiś dzień wolny, żeby pojawiła się możliwość dłuższego odpoczynku...żeby zajął się tą kwestią...

W końcu próba chóru dobiegła końca. Ola, u której miałyśmy nocować, okazała się bardzo sympatyczną kobietą. Zapakowała nas do samochodu i… zaprosiła na pizzę. Ale niespodzianka :) Dla zmęczonego, głodnego pielgrzyma, takie zaproszenie jest naprawdę szczytem marzeń.
Do domu dotarłyśmy bardzo późno. A przed spaniem miałyśmy jeszcze możliwość uprania rzeczy w pralce. Kolejny rarytas, który bardzo doceniamy będąc w drodze :)
Nie wspomnę już o takim rarytasie jakim jest spanie w czystej świeżej pościeli, bo oczywiście Ola nie chciała nawet słyszeć o tym, że możemy spać w śpiworach. Po prostu bajecznie :)
Niesamowita jest ta Ola. Fantastyczna kobieta, o cudownie dobrym sercu i ogromnej życzliwości…

Tyle wrażeń jednego dnia... Nasze serca aż nie są w stanie objąć tej Bożej dobroci i opieki nad nami, wyśpiewać dziękczynienia... A to jeszcze nie koniec :)
Kilka godzin wcześniej modliłam się o możliwość wolnego dnia niebawem… Jestem już taka zmęczona... To wprost niewiarygodne, ale dzień wolny mamy już… jutro!!! Pan Bóg wysłuchał mnie błyskawicznie!
Ola zaproponowała nam przedłużoną gościnę i możliwość odpoczynku u niej, z czego oczywiście z radością skorzystamy.
Aż brak mi słów… 😀

2 komentarze: