Dzień 129 : Hontanas → Frómista (34,5 km)

Rano po przebudzeniu niepokoi mnie dźwięk dochodzący zza okna. No tak, deszcz... Nie, nie deszcz, po prostu ulewa. No nieźle. Jest ciemno więc nie można ocenić sytuacji... Trzeba wstawać, a potem zobaczymy. 
Mocno zastanawiam się jak w ogóle wędrować w takiej ulewie przez bezkres pól Mesety?
Na szczęście przestało padać zanim byłam gotowa do wyjścia. To już jest ogromy plus, z entuzjazmem więc wkraczam w nowy dzień  :)


Początkowo jest jeszcze pochmurno, ale potem pogoda się zmienia, bardzo szybko wypogadza się i już przed 9 nad głowami pielgrzymów rozpościera się jedynie piękne, błękitne niebo... A nocno-poranna ulewa pozostaje jedynie mglistym wspomnieniem.

Dziś ciąg dalszy Mesety... ponownie zanurzam się w bezkres złotych pól, poprzecinanych gdzieniegdzie polami żółtych słoneczników…

Za Castrojeriz czeka mnie podejście na szczyt Alto Mostelares, na szczęście niezbyt wysoki. 
A potem ponownie złote pola...


Od rana bardzo mocno wieje wiatr. Z jednej strony to dobrze, bo dzięki temu upał nie jest tak bardzo dokuczliwy. A z drugiej strony jest to trochę utrudnienie w wędrówce, bo czasami podmuchy są tak silne jakby chciały nas zmieść z drogi. Dobrze chociaż, że wieje z boku a nie w twarz.
Mój kapelusz tylko czeka na stosowną chwilę, by razem z jakimś powiewem wiatru pofrunąć w dal i tańczyć na polach. Heh, tylko tego by brakowało ;) Zaciągam więc mocniej przytrzymującą go tasiemkę i dalej przemierzam kolejne kilometry.


Co jakiś czas mijam kolejne miejscowości…
Gdzieś po drodze cieszą oczy dobre życzenia dla pielgrzymów i „caminowo” wymalowana fasada budynku.

Żółte słoneczniki radośnie uśmiechają się pośród łanów złotego zboża, rozweselając nieco już zmęczonych i przykurzonych wędrowców ;)


Jest pięknie i wszystkie widoki Mesety też niezaprzeczalnie mają swój urok. Bo jak tu się nie zachwycić, mając nad głową błękit nieba i widząc przed sobą wstęgę drogi przecinającą złote pola? Bezkres pól... tylko człowiek, przyroda i Pan Bóg.
Wędrówka w tym pyle drogi i dzisiejszej walce z wiatrem, też może stać się swoistym wymiarem modlitwy, tym czego doświadczamy niejednokrotnie w czasie całego Camino.
Każdy krok, oddech, każda radość i każdy wysiłek – cała Droga może stać się modlitwą, przedziwnym „oddechem życia” tu i teraz.
Pięknie mówi o tym Waldemar Paweł Los w „Duchowej pielgrzymce do Santiago de Compostela”:

„Nic nie jest mi narzucone, a jednak czuję, że bez tego moje wędrowanie byłoby niepełne. Nim stałem się pielgrzymem, nie myślałem o tym. Później każdego dnia docierało to do mnie i teraz dalej dociera w coraz większym stopniu – modlitwa to oddech życia. (…)
Nie modlę się przez cały czas, ale mam wrażenie, że mimowolnie cała moja droga jest modlitwą. W tym wszystkim, co robię i co podejmuję, jest obecny Pan Bóg, który po prostu jest. Nie muszę rozważać jak. On po prostu jest. Wszystko to połączone z wysiłkiem każdego dnia wrosło we mnie i stało się częścią mnie. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.”


I tak, przez większość dnia walcząc z silnym wiatrem, w końcu dotarłam do Fromisty. Zatrzymałam się w alberdze municypalnej.
Tradycyjnie pora na popołudniowy odpoczynek, a potem na wieczorny spacer po miasteczku :)

Fromista - kościół de San Martin de Tours


2 komentarze:

  1. Witaj Wiola,czytam Twoją historię pielgrzymowania od kilku dni, jestem pod wielkim wrażeniem. Powróciły wspomnienia kiedy wyruszałem z synem z Saint-Jean-Pied-de-Port i dotarłem do Frómisty, więcej nie mieliśmy czasu. W tym roku mamy pragnienie kontynuować naszą pielgrzymkę na przełomie sierpnia i września, może się uda...Wojtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Wojtku. Mam nadzieję, że uda Wam się dalej kontynuować Waszą pielgrzymkę. Camino jest wspaniałe, życzę Wam wielu cudownych przeżyć :)

      Usuń