tuż przed

O Camino san Salvador marzyłam od 5 lat... o Picos de Europa ciut krócej... o Camino Lebaniego stosunkowo "od niedawna". I właśnie w sierpniu 2019 r. przyszedł czas realizacji tych marzeń!!!

Każdy z tych szlaków jest inny, choć przecież każdy górski, każdy przynoszący niesamowite wrażenia, każdy obfitujący w miliony chwil i miejsc do zachwytu...

 


We wszystkich moich podróżach i wędrówkach najbardziej nie lubię tego, że po prostu trzeba tam dojechać, a jeszcze gorzej – gdy trzeba dolecieć samolotem. No ale jak trzeba, to trzeba. I już.

Tym razem początek nie był fajny. Najpierw zlewa i burza, a tu nie ma zmiłuj i trzeba było iść na pociąg... Potem przeprawa na lotnisku. Uff... Do trzech razy sztuka - no i za trzecim razem się nie udało. Zdarzało mi się już przewozić kijki w plecaku. Aż do teraz. Przecież ja spokojny człowiek jestem, a nie żaden zbir. No ale w bagażu podręcznym nie wolno. I basta. Tak, tak, wiem. Ale nadawać bagaż tylko z powodu kijków, a potem mieć stres żeby go "odnaleźć" na wielkim lotnisku w Madrycie i tracić na to czas, a potem jeszcze zdążyć na przesiadkę. Eee, za duży to byłby stres... Kijków zbytnio nie szkoda, bo to takie najprostsze i najtańsze były. Szkoda tylko tego czasu i zachodu, który czeka mnie wieczorem aby jakieś kijki kupić. No ale nic, zapowiada się wieczorne bieganie po Santander. Mam tylko nadzieję, że limit niepowodzeń na dziś już został wyczerpany ;)

Zresztą co by nie było, to przecież jadę, lecę, na te wyśnione i wymarzone szlaki. I tylko to się liczy :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz