Mogilno pożegnało mnie deszczowo. Muszę
przyznać, że jest to urokliwie położone miasteczko z bardzo przyjemnym parkiem
i jeszcze przyjemniejszymi ścieżkami spacerowymi przy jeziorze.
W
Mogilnie ponownie wkroczyłam na szlak św. Jakuba, tutaj rozpoczyna się Droga
Wielkopolska. Nareszcie powróciło ulubione przez pielgrzyma oznakowanie Drogi.
Widząc znane muszelki i strzałki, jakoś przyjemniej się idzie :)
Czas upływał mi szybko, tradycyjnie już przez pola i wioski. Świadomość krótkiego dystansu dawała mi psychiczny luz. Od rana siąpi, pada, jest nieprzyjemnie. Gdyby było słonecznie mogłabym z lubością rozłożyć karimatę gdzieś w trawie, tym razem jednak mokra ziemia nie zachęcała do takiej formy odpoczynku. Naciągam więc głębiej kaptur na czoło i "mknę" przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się w miejscu suchym i ciepłym.
Do
Trzemeszna dotarłam już ok. godz. 13. Od razu skierowałam się w stronę
Kościoła. Nocleg miałam zapewniony, bo Magda zarekomendowała mnie u tutejszego
księdza Proboszcza. Dzięki temu mam warunki iście luksusowe, piękny gościnny
pokój z łazienką. Widać i czuć, że jest to nocleg z polecenia.
W
sumie bardzo dobrze się stało, że dotarłam tak wcześnie, przynajmniej zdążyłam
jeszcze spotkać się z ks. Proboszczem zanim wyjechał na uroczystości do Gniezna.
Dziś trwają tam wielkie narodowe uroczystości 1050-letniej rocznicy Chrztu
Polski. To też był jeden z powodów, dla których postanowiłam iść przez Gniezno,
a nie np. najkrótszą drogą i spotkać się z Jarkiem dopiero na granicy. Być w
Gnieźnie, w tym szczególnym czasie wędrować przez miasto, które jest zalążkiem
naszego polskiego chrześcijaństwa. I jutro tam dojdę… aż trudno uwierzyć, że
przeszłam już prawie pół Polski :)
Na
plebanii zostałam przyjęta bardzo życzliwie, gościnnie i wogóle miałam się czuć
jak u siebie. Z obiadu księży została zupa i jeśli mam ochotę to mogę się
poczęstować. Jeśli mam ochotę? Dwa razy nie trzeba mnie namawiać ;) Kiedy się
wędruje przez całe dnie, potrzeba o wiele więcej wartości odżywczych i kalorii
niż zwykle, a ciepła strawa jest marzeniem. Coraz bardziej doświadczam tego, że
pielgrzym jest „prawie zawsze” głodny ;) Zupa była bajeczna… pyszna, gulaszowa,
gęsta… Tego mi było potrzeba :)
Później
pani opiekująca się ogrodem oprowadza mnie po „włościach”, pokazuje i opowiada
o różnych kwiatach i gatunkach ziół i choć nie znam się na uprawie i ogrodzie,
to bardzo miło spędzam tu czas.
A
później już tylko odpoczywam i wreszcie mogę trochę „zająć się sobą".
Jakże mi było potrzeba takiego wolnego popołudnia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz