Dzień 12 : Mogilno - Trzemeszno (18 km)

Mogilno pożegnało mnie deszczowo. Muszę przyznać, że jest to urokliwie położone miasteczko z bardzo przyjemnym parkiem i jeszcze przyjemniejszymi ścieżkami spacerowymi przy jeziorze.

W Mogilnie ponownie wkroczyłam na szlak św. Jakuba, tutaj rozpoczyna się Droga Wielkopolska. Nareszcie powróciło ulubione przez pielgrzyma oznakowanie Drogi. Widząc znane muszelki i strzałki, jakoś przyjemniej się idzie :)


Czas upływał mi szybko, tradycyjnie już przez pola i wioski. Świadomość krótkiego dystansu dawała mi psychiczny luz. Od rana siąpi, pada, jest nieprzyjemnie. Gdyby było słonecznie mogłabym z lubością rozłożyć karimatę gdzieś w trawie, tym razem jednak mokra ziemia nie zachęcała do takiej formy odpoczynku. Naciągam więc głębiej kaptur na czoło i "mknę" przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się w miejscu suchym i ciepłym.
Do Trzemeszna dotarłam już ok. godz. 13. Od razu skierowałam się w stronę Kościoła. Nocleg miałam zapewniony, bo Magda zarekomendowała mnie u tutejszego księdza Proboszcza. Dzięki temu mam warunki iście luksusowe, piękny gościnny pokój z łazienką. Widać i czuć, że jest to nocleg z polecenia.

W sumie bardzo dobrze się stało, że dotarłam tak wcześnie, przynajmniej zdążyłam jeszcze spotkać się z ks. Proboszczem zanim wyjechał na uroczystości do Gniezna. Dziś trwają tam wielkie narodowe uroczystości 1050-letniej rocznicy Chrztu Polski. To też był jeden z powodów, dla których postanowiłam iść przez Gniezno, a nie np. najkrótszą drogą i spotkać się z Jarkiem dopiero na granicy. Być w Gnieźnie, w tym szczególnym czasie wędrować przez miasto, które jest zalążkiem naszego polskiego chrześcijaństwa. I jutro tam dojdę… aż trudno uwierzyć, że przeszłam już prawie pół Polski :)

Na plebanii zostałam przyjęta bardzo życzliwie, gościnnie i wogóle miałam się czuć jak u siebie. Z obiadu księży została zupa i jeśli mam ochotę to mogę się poczęstować. Jeśli mam ochotę? Dwa razy nie trzeba mnie namawiać ;) Kiedy się wędruje przez całe dnie, potrzeba o wiele więcej wartości odżywczych i kalorii niż zwykle, a ciepła strawa jest marzeniem. Coraz bardziej doświadczam tego, że pielgrzym jest „prawie zawsze” głodny ;) Zupa była bajeczna… pyszna, gulaszowa, gęsta… Tego mi było potrzeba :)
Później pani opiekująca się ogrodem oprowadza mnie po „włościach”, pokazuje i opowiada o różnych kwiatach i gatunkach ziół i choć nie znam się na uprawie i ogrodzie, to bardzo miło spędzam tu czas.
A później już tylko odpoczywam i wreszcie mogę trochę „zająć się sobą". Jakże mi było potrzeba takiego wolnego popołudnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz