Dzień 125 : Nájera → Viloria de Rioja (36 km)

Dziś czekał mnie długi 36 km dzień. Wstałam dosyć wcześnie i cichutko zebrałam się do wyjścia. Ale bez obaw, na szlaku nie byłam już sama. Co i rusz migały gdzieś światełka latarek, bo pierwsi śmiałkowie z innych alberg wyszli na pewno jeszcze wcześniej.

Czy jest sens wychodzenia w drogę gdy jeszcze jest ciemno? To pytanie nieraz budzi zażarte dyskusje na internetowych forach... Moim zdaniem odpowiedź zależy od różnych czynników. Jeśli jedynym powodem wczesnego wyruszania byłby „wyścig” do albergi, to uważam że nie miałoby to sensu, nie dajmy się zwariować.
Natomiast dla mnie osobiście wczesne wyruszanie w drogę ma sens, bo wtedy idę bez presji, wiem że mam czas. Poza tym tutaj w Hiszpanii rano jest jeszcze w miarę chłodno i można spokojnie iść, po południu już nie bardzo. I kolejny najważniejszy powód – bardzo lubię witać świt w drodze, obserwować zmiany zachodzące na niebie, cieszyć się słońcem wynurzającym się zza horyzontu. 


Tak jak dzisiaj... Z mojej jednej strony słońce, które z minuty na minutę coraz jaśniej rozświetla świat... a z mojej drugiej strony ciemne chmury w ognistej łunie ustępujące przed budzącym się dniem... Pięknie :) Przyroda tak cudownie chwali swego Stwórcę :)

„Chwała tobie, słońce
Odyńcu ty samotny
Co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych
I w górę bieżysz, w niebo sam się wzbijasz
I chmury czarne białym kłem przebijasz (…)
Gloria! Gloria in excelsis soli!”
       SDM „Gloria”


Po drodze napotykam nieco dziwną budowlę, mówiąc w przenośni wygląda jak „schron”. I mocno się zastanawiam, cóż to tak naprawdę jest?


Dziś przechodziłam przez Santo Domingo de la Calzada. Kolejne charakterystyczne miejsce na Camino. I jak jestem przeciwnikiem płacenia za wstęp do kościoła, tak dzisiaj zrobiłam wyjątek. Piękne muzealne zbiory, mnóstwo figur różnych świętych, makiety różnych kościołów i zamków (to akurat bardzo lubię, choć świadomość czekającej mnie jeszcze drogi nie pozwalała zatrzymywać się zbyt długo).


Ale chyba największe zainteresowanie w katedrze budzi... kogut i kura. Autentycznie, żywe ptaki trzymane są w specjalnej klatce (tak, tak, wewnątrz kościoła), na pamiątkę pewnego wydarzenia sprzed wielu, wielu lat... 


A co to za legenda? Temat możemy zgłębić na wielu internetowych stronach. Jak podaje jedna z nich:
„Według pewnej legendy, w XVI wieku w jednej z karczm w Santo Domingo de la Calzada zatrzymał się wraz z rodziną pewien niemiecki młodzieniec o imieniu Hugonell.
Zakochała się w nim pracująca u karczmarza miejscowa dziewczyna. 
Hugonell bezustannie odrzucał jej zaloty, aż wreszcie niewiasta zapragnęła zemścić się. Wrzuciła do jego torby srebrny kielich należący do właściciela gospody i oskarżyła młodego pielgrzyma o jego kradzież. Wkrótce Hugonell został ujęty, osądzony i powieszony. Rodzice wyruszyli w dalszą drogę do grobu św. Jakuba by złożyć tam swoje modlitwy. Wracając z powrotem do domu tą samą trasą zatrzymali się ponownie w Santo Domingo de la Calzada. Ku ich zdumieniu okazało się, że ich syn wiszący na szubienicy wciąż żyje. Cud ten przypisany został wstawiennictwu św. Jakuba. Rodzice Hugonella zjawili się u sędziego, który akurat spożywał swój obiad: pieczoną kurę i koguta. Kiedy powiedzieli mu o cudzie, ten ironicznie odpowiedział, że jeśli to prawda to drób który ma na talerzu zaraz podniesie się i zacznie śpiewać. Tak też się stało...”
(źródło: hiszpania-portal.pl)


Większość towarzyszących mi dziś pielgrzymów została w Santo Domingo, tutaj kończąc swój dzisiejszy pielgrzymi marsz. Ja jednak postanowiłam mocno wydłużyć dzisiejszy dzień. Wychodzę więc z miasteczka i podążam dalej wędrując przez piękny świat pól… Radośnie zanurzam się w błogiej ciszy świata przyrody. Skoszone zboże cudnie wygląda na tle pięknie niebieskiego nieba upstrzonego białymi chmurkami… 




Po drodze przekraczam granicę prowincji Castililla i Leon, o czym informuje przydrożny caminowy słupek. A potem dla odmiany zanurzam się w morze słoneczników… Mimo, że jest bardzo gorąco to idzie mi się dobrze i dzień upływa naprawdę przyjemnie.

Zatrzymałam się w małej wiosce Viloria de Rioja. Hospitalera, bardzo sympatyczna pani, zaprasza pielgrzymów na wieczorną kolację. Będzie więc wieczorne ciepłe jedzonko i integracja pielgrzymów :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz