Dzień 10 : Siniarzewo - Kruszwica (31,5 km)

Dzisiejsza droga wiodła głównie przez wioski poprzecinane polami. Szło mi się nad wyraz ciężko, droga dłużyła się i zdawała się nie mieć końca. Było bardzo duszno, parno, co na pewno nie ułatwiało wędrówki. A może jestem tak najzwyczajniej trochę zmęczona?
To dopiero 10 dni, jeszcze kilkanaście razy tyle...  Wciąż nie potrafię ogarnąć umysłem czekającej mnie wędrówki. Wiem, rozumiem ile to czasu, kilometrów, ale ciągle nie umiem oczyma wyobraźni zobaczyć siebie u kresu tej Drogi… To wciąż jest takie nierealne…
Ale póki co – byle do Gniezna. To już za kilka dni. To taki pierwszy mały etap wędrówki przez Polskę. W Gnieźnie dołączy do mnie Jarek, który wspaniałomyślnie wraz ze swoją rodziną zaproponowali mi jednodniowy odpoczynek.


Spotykam dziś niewielu ludzi. Dzień w zasadzie upływa w cichej zadumie i kontemplacji Drogi. Gdy tak wędruje się między polami, gdy przed oczyma wędrowca rozciąga się długa droga, mam wrażenie jakby ona wciąż codziennie od nowa przyzywała pielgrzyma i wrastała w serce. Ta Droga przez duże D przenika na wskroś, wlewając w duszę subtelną radość, niezależną od wszystkiego.
Tego doświadczam i będę doświadczać każdego dnia, tej stałej towarzyszącej radości wędrowania, nie tylko wtedy gdy jest „fajnie”, ale również w dzisiejszym zmęczeniu, czy także pomimo czasami innych trudnych spraw i nieraz gwałtownych emocji, które zapewne nieraz jeszcze pojawią się w czasie tej pielgrzymki.
Ta radość wędrowania trwa i jest nieodłącznym elementem tej wędrówki:) I to jest wspaniałe.

Pod koniec dnia zatrzymał się przy mnie samochód, kierowca poznał muszlę św. Jakuba zawieszoną na moim plecaku. Przeszedł z żoną szlak w Hiszpanii. Widać było, że szczerze cieszy się ze spotkania jakubowego pielgrzyma. Krótka przyjazna rozmowa i każdy z nas ruszył w swoją stronę. Takie małe, krótkie spotkania, gdy ktoś rozpoznaje we mnie pielgrzyma dają niesłychanie dużo radości…

W końcu dotarłam do jeziora Gopło i do Kruszwicy. Przechodzę mostem na drugi brzeg jeziora… Mimo, że jest pochmurnie to i tak jest tu pięknie. Mijam kilkoro spacerowiczów, może to tutejsi, może turyści… Tylko ja tu tak nie turystycznie. Może wypadałoby cokolwiek zwiedzić, jest Kolegiata, Mysia Wieża… Chyba tylko dziś brak mi na to sił i zapału…


W Kruszwicy są dwa kościoły, najpierw zmierzam do parafii pod wezwaniem św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Takie mam wewnętrzne przekonanie. „Mała” Tereska…  A ja, jak to małe ziarenko pielgrzymujące na mapie ludzkości…

Ksiądz proboszcz zgadza się mnie przyjąć i udostępnić salkę. Świetnie, w salce jest nawet jakaś kanapa, będzie miękko i przyjemnie spać. Ksiądz martwi się, że nie ma tu prysznica, ale przecież mogę wykąpać się na górze, sam zaprasza, zaraz pokaże gdzie, co i jak… Wspaniale! Widać, że to otwarty i życzliwy człowiek. Miło czuć, że pielgrzym nie jest dla niego problemem, ale raczej przychodniem, którego Opatrzność przysłała w progi jego parafii.

Jeszcze tylko pieczątka w credencialu i… ksiądz proboszcz zmienia zdanie.
Bo właściwie to dlaczego mam spać tutaj? Zaprasza mnie na plebanię, miejsce się znajdzie. Założę się, że patronka tego miejsca, św. Tereska szepnęła mu coś tam w duszy. A on nie pozostał głuchy na to wezwanie… :)
W pierwszej chwili aż „zaniemówiłam” na taką niesamowitą propozycję, ale ogromna serdeczność księdza przynagla do radosnego przyjęcia tego daru. Po chwili w oniemieniu patrzę na to wszystko i po raz kolejny w czasie tych zaledwie 10 dni pielgrzymki, nadziwić się nie mogę, jak szybko może zmienić się sytuacja pielgrzyma. W jednej chwili salka (która dla pielgrzyma jest naprawdę dobrym noclegiem) zmienia się w komfortowe warunki – otrzymuję do dyspozycji przytulny pokój z własną łazienką. Łał! I nie chodzi tu o ładny pokój, czy „mniej ładną” salkę, ale o ogromną życzliwość ludzkich serc, o dzielenie się z pielgrzymem wszystkim co się ma. To jest niesamowite.
Ależ mnie Pan Bóg zaskakuje :)
I jeszcze nieraz będzie zaskakiwał, dając o wiele więcej niż mogłabym sobie wyobrazić :)

Wieczorem razem z ks. proboszczem i ks. wikariuszem idę na Mszę Świętą. Cóż za sympatyczni, otwarci, przyjaźni księża :) Cieszę się, że właśnie tutaj wezwała mnie św. Tereska, dając kolejny raz w czasie tej pielgrzymki sposobność do doświadczania Bożego i ludzkiego miłosierdzia 😀

1 komentarz:

  1. Mały kwiatek to jedna z najpiękniejszych postaci kościoła.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń