Dzień spokojny. Czasem idziemy razem, czasem rozdzielamy się na kilka godzin. Tak nam to wychodzi ostatnio i to chyba dobry układ.
Ponownie miałyśmy farta, bo deszcz zaczął
padać w trakcie naszego postoju. Wskutek tego jeden z naszych odpoczynków
przedłużył się do prawie godziny, ale za to byłyśmy bezpieczne i suche pod
daszkiem przystanku autobusowego.
A gdy już się wypadało i wiatr przewiał
resztę chmur, to nawet wyjrzało słońce.
Nie chciało mi się smarować kremem z
filtrem, bo już jestem opalona to nic mi nie będzie a i droga zbliża się ku
końcowi... O ja niemądra, a wieczorem zbieram skutki tego na ręce wystawionej do
słońca. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie :)
W Messigny-et-Vantoux tradycyjnie
rozglądamy się za noclegiem. Wpadła nam w oczy tabliczka kierująca do
biblioteki i do parafii. Bliżej jest biblioteka, więc idzie na pierwszy ogień.
Trzy panie bardzo chcą nam pomóc znaleźć nocleg na miarę naszych możliwości,
zastanawiają się, dyskutują, w końcu gdzieś dzwonią... Po niedługim czasie
przychodzi pan, proponuje byśmy z nim poszły, zobaczyły co i jak i wtedy
dopiero zdecydujemy, bo... ma miejsce w stodole. Tego jeszcze nie było, heh,
czyżby kolejne nowe doświadczenie?
![]() |
nocleg w stodole Filipa |
W stodole nie jest najgorzej, są nawet jakieś sienniki wypchane słomą, chyba
czasem nocują tam pielgrzymi. Początkowo cena wynosi 10 euro, potem spada do 5,
w tym ma być również kolacja. Może spaść jeszcze bardziej, jeśli popracujemy w
ogrodzie. Na to jednak jestem
chyba zbyt zmęczona. Zostajemy, zobaczymy co z tego wyniknie, choć jestem nieco
„przerażona” wizją spania w stodole. No dobra, przyznaję się, po prostu boję
się myszy i innych dziwnych stworzeń, które w stodole mogą urzędować, heh.
Generalnie pan Filip jest przesympatyczny
i nieba by nam uchylił. I mówi bardzo dobrze po angielsku, co jest dla nas
sporym pozytywnym zaskoczeniem, bo jak na razie rzadko zdarzało się, by
Francuzi mówili w jakimkolwiek innym języku.
Dostajemy czyste ręczniki, możliwość
skorzystania z prysznica, materiał który możemy położyć na sienniki, by było
nam czysto, kołdrę żeby nie zmarznąć. Niesamowicie dobry człowiek.
Filip ma również pokój do wynajęcia
(ciekawe w jakiej cenie), ale dziś i tak będzie zajęty, bo zarezerwował go inny
pielgrzym.
I tak niebawem poznaję Henriego,
pielgrzyma z Holandii. Idzie sam i też zmierza do Santiago od progu domu. Jak
miło jest spotkać takiego pielgrzyma :)
W wieczornym słońcu możemy w końcu wysuszyć
śpiwory, które po dwóch ostatnich chłodnych nocach (a zwłaszcza po tej w
łazience) załapały trochę wilgoci i są nieco nieprzyjemne. Na szczęście ciepłe
promienie słońca zrobią z tym porządek ;)
![]() |
z Filipem |
Filip troszczy się o nas jak o najlepszych
swoich gości. Pilnuje by nic nam nie zabrakło, najpierw zasiadamy w ogrodzie przy
gofrach i soku, potem jest wspólna pyszna kolacja. Co za niesamowity człowiek,
całym sercem oddany pielgrzymom.
Naprawdę fajnie. Ciekawe tylko jak to
będzie spać w stodole?
Noclegi w stodole są fajne. Kilka pielgrzymek do Częstochowy tak przespałam :-) No fakt, że to było w młodości, więc nie wiem, jak reagowałabym teraz. Pamiętam, że czułam czasem jak jakaś myszka po mnie przebiegła...
OdpowiedzUsuńHeh, też tak spałam na pielgrzymkach do Częstochowy. Ale to było dawno temu... i chyba nieco "zapomniałam" jak to jest spać w stodole ;)
Usuń