Dzień 41 : Roßbach - Rudersdorf (27,5 km)

O świcie zostawiamy przyjazne schronisko św. Michała i wyruszamy dalej. Św. Michał Archanioł to niezawodny orędownik mojej Drogi. Wierzę, że czuwa i będzie czuwał nad naszym bezpieczeństwem.
Ten dom nazwany jego imieniem był dla nas istną oazą luksusu w rozumieniu pielgrzyma.

Dzień 40 : Frankleben - Roßbach (28 km)

Od rana dzień jest przepiękny. Słońce coraz mocniej ogarnia nas swoimi ramionami… znów towarzyszą nam hektary żółtych kwiatów rzepaku wspaniale kontrastujące z błękitem nieba i zielenią wzrastającego zboża… Codziennie zachwycam się cudami przyrody i wcale nie mam dosyć. Wręcz przeciwnie. Z lubością karmię oczy i duszę pięknymi krajobrazami…

Dzień 39 : Kleinliebenau - Frankleben (25,5 km)

Od rana witają nas promienie słońca i kolejne polanki kwitnącego czosnku. W lesie unosi się specyficzna woń tych kwiatów, oszałamiając nieco swoim zapachem… Słońce przebija się przez dość gęste liście drzew i tańczy wśród białego kwiecia pod naszymi nogami.
Niedźwiedzi czosnek – taki prosty i taki piękny zarazem…

Dzień 38 : Sommerfeld - Kleinliebenau (26,5 km)

Wychodzimy dosyć wcześnie. Chcemy przejść przez Lipsk zanim słońce w pełni ogarnie nas swymi gorącymi ramionami... Rano jest jeszcze w miarę znośnie i nie czuć tak bardzo uciążliwości wędrówki przez duże miasto.

Szczerze mówiąc Lipsk zbytnio mnie nie zachwycił. Najpierw długo szliśmy przez jakieś zaniedbane i brudne dzielnice. Centrum może i jest przyjemne, ale nie jakoś szczególnie porywające. Przed ratuszem sporo kramów i stoisk, chyba to dzień targowy, nawet nie robiłam zdjęć.

Dzień 37 : Wurzen - Sommerfeld (24 km)

Żywot pielgrzyma to nie tylko „ochy” i „achy”, ale czasem również najzwyklejszy „niechciej" czy zmęczenie.
A dzisiaj jest jeszcze inaczej. Idę bo idę. I już. Bez żadnych rozmyślań, bez wzniosłych myśli, bez zachwytów i bez narzekań. Po prostu idę przed siebie... nie widząc chyba właściwie nic… tak trochę „tępo” pokonuję kolejne kilometry.

Dzień 36 : Strehla - Wurzen (38 km)

Dzień zaczyna się nieciekawie. Jarek chce przejść jak najwięcej zanim słońce zacznie mocno przypiekać, więc wychodzi bardzo wcześnie… Jego wyjście w jakiś sposób daje sposobność ujścia moim nagromadzonym emocjom… Nie, przy nim na pewno nie rozkleiłabym się, ale teraz gdy zostałyśmy w alberdze tylko we dwie, coś we mnie pękło…
Bo ta pielgrzymka to nie tylko zachwyt pięknem przyrody, nie tylko doświadczanie ludzkiej dobroci, nie tylko zmaganie się ze zmęczeniem czy bólem, ale… czasem również spływająca po policzku łza…

Dzień 35 : Grossenhain - Strehla (26,5 km)

Słońce objawia swe uroki w pełnej krasie :) To już jakby nie wiosna, to już jakby lato, choć dopiero maj :)
Nad nami rozpostarte niebo w cudnym odcieniu błękitu... Jest wspaniale, choć coraz bardziej męcząco w miarę zbliżania się południa i godzin popołudniowych.
Cudownie piękny dzień…

Dzień 34 : Konigsbruck - Grossenhain (33 km)

Od rana pogoda jest wyśmienita. Pierwszy odcinek wiedzie przez piękny las. Jak sielsko… idzie się tak przyjemnie. Wciąż nie możemy się nadziwić jaki porządek panuje w tych Niemczech, jak ludzie tak po prostu tu wszystko szanują, dbają by było ładnie… Pełna kultura, tylko pozazdrościć. Nawet tutaj w lesie, tabliczki z oznakowaniem szlaków są ładne, nie zniszczone, nie połamane, nikomu nie przeszkadzają…  U nas w Polsce chyba byłoby to niemożliwe… To samo tyczy się wiat dla pielgrzymów. Ładne, schludne, na stoliku nawet stoją kwiaty w doniczce… Otwieramy oczy w jeszcze większym zdziwieniu i mega pozytywnym zaskoczeniu…

Dzień 33 : Panschwitz Kuckau - Konigsbruck (26 km)

Pierwsze co robimy po przebudzeniu to wyglądamy przez okno – jest pochmurno, ale nie pada. To już duży plus.
Agnieszka zostaje dłużej u sióstr w Panschwitz Kuckau, a my z Jarkiem ruszamy w Drogę, niespiesznie pokonując kolejne kilometry.

Dzień 32 : Bautzen - Panschwitz Kuckau (21 km)

Od rana pada. Cały dzień... szaro, buro, brzydko... A ostatnio było już tak ładnie na świecie, dziś jest to już tylko wspomnienie i oczekiwanie na powrót słońca...
Zakładamy peleryny, naciągamy kaptury i toczymy tą nierówną walkę z kapryśną aurą. Pojawiające się czasami budki przystankowe dają schronienie choć na chwilę. Dłużej odpoczywać się nie da, bo w bezruchu szybko marzniemy. Więc znów idziemy przed siebie, a deszcz kap, kap, kap...

Dzień 31 : Buchholz - Bautzen (26 km)

Wieczór i noc w tak przyjaznym dla pielgrzymów miejscu, dały nam sposobność do dobrego wypoczynku. Rano niespieszne śniadanie i wyruszamy. Piękna Droga czeka na nas :)
Od rana jest bardzo pogodnie, zapowiada się ciepły i słoneczny dzień.
Droga od samego początku jest bardzo malownicza. Najpierw przepiękną aleją drzew, przygotowaną jakby wprost dla pielgrzymów...

Dzień 30 : Zgorzelec - Buchholz (32 km)

Umówiliśmy się z Agnieszką na godzinę 7. Spotykamy się na Moście Staromiejskim łączącym Zgorzelec z Gorlitz, pamiątkowe zdjęcie i wyruszamy wspólnie, rozpoczynając nowy, kolejny etap naszej Drogi. Po kilku krokach jesteśmy już na „nie swojej” ziemi… Czy będzie to ziemia gościnna, przyjazna pielgrzymom?
Strach i radość jednocześnie zaglądają w serce, zupełnie jak na początku pielgrzymki... Oto zostawiamy za sobą nasz ukochany kraj i zanurzamy się w coś zupełnie nowego. Nieznane jeszcze Niemcy witają nas słoneczną i ciepłą aurą, a cudowny szlak otwiera przed nami swe ramiona i zaprasza by nim wędrować...

Dzień 29 : Zgorzelec i Gorlitz - odpoczynek

Jak miło było pospać dziś dłużej, bez nastawiania budzika, tak całkowicie na luzie.
Dziś jest niedziela. Uczestniczymy we Mszy Świętej w pobliskiej parafii św. Jana Chrzciciela.
Potem wracamy do siebie i oczekujemy na przybycie Agnieszki. O umówionej godzinie zmierzamy na dworzec PKP. Nareszcie, w końcu możemy osobiście się poznać.
Nie przedłużamy zbytnio spotkania, nasza towarzyszka ma załatwiony nocleg u jakiejś znajomej swojej koleżanki, niech więc odpocznie, ogarnie się. Od jutra wędrujemy we trójkę, jeszcze będzie czas na rozmowy :)

Dzień 28 : Henryków Lubański - Zgorzelec (21 km)

Dziś zmierzamy do Zgorzelca.
Wiadomo (albo raczej powinniśmy to wiedzieć), że w takim przygranicznym mieście nocleg trzeba zarezerwować dużo wcześniej. Ale my obudziliśmy się z tym tematem dwa dni temu, Magda przypomniała nam, że to przecież będzie długi majowy weekend… O rety, całkiem o tym zapomnieliśmy.
Pielgrzym w jakimś sensie żyje poza czasem, ledwie udaje nam się pilnować jaki jest dzień tygodnia, a co dopiero pamiętać o długim weekendzie. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie miejsca… 

Dzień 27 : Bolesławiec - Henryków Lubański (33 km)

Wyruszamy po pysznym śniadaniu i ostatnich przemiłych rozmowach z opiekującą się nami siostrą. Jest dosyć wcześnie, ale już widać, że to będzie ładny dzień.

Ostatnio mieliśmy krótkie dystanse, bo Jarek wciąż zmaga się z syndromem startu, mimo że wędruje już kilkanaście dni. Dziś jednak planujemy dłuższy etap, miejsce mamy zarezerwowane, więc nie musimy się spieszyć.

Dzień 26 : Osła - Bolesławiec (22,5 km)

Mama ks. Marka serdecznie nas rano żegna, błogosławi na dalszą drogę i wyruszamy. To takie piękne, serce wzrusza się za każdym razem gdy ktoś, kogo przecież dopiero co poznałam, kreśli krzyż na moim czole... A tak zdarzało się już kilkukrotnie w czasie tej pielgrzymki. To tak cenne chwile, które zostają w sercu na bardzo długo. To dla mnie też niesamowite świadectwo wiary tych osób, ale też ich ogromnej życzliwości... 

Dzień 25 : Chocianów - Osła (21 km)

Rano niespiesznie spożywamy śniadanie z naszymi gospodarzami. Oni cieszą się nami, my cieszymy się nimi, w jakiś piękny sposób jesteśmy wszyscy nawzajem sobie potrzebni i ubogacamy się wzajemnie... Tak nam tu dobrze, że nie chce się wychodzić, ale przecież iść trzeba... Droga wzywa :)
Dagmara zaopatrzyła nas w prowiant na co najmniej dwa dni, oj ciężko będzie na plecach ;) Ale życzliwość i Miłość z jaką wyprawia nas w Drogę, będzie nas uskrzydlać :)
Serdeczne pożegnanie z naszymi dobrodziejami i wyruszamy.

Dzień 24 : Jakubów - Chocianów (25 km)

Dziś ponownie pogoda jest kiepska, zimno, wietrznie i trochę deszczowo. Znowu. A to już przecież końcówka kwietnia. 
I jakże tęskno mi do wesołego błękitu nieba, słońca muskającego twarz swymi promieniami, łagodnego wietrzyku radośnie mierzwiącego czuprynę... Na to trzeba najwidoczniej trochę poczekać :)
Tymczasem zziębnięci i skuleni przemierzamy kolejny dzień...

Dzień 23 : Głogów - Jakubów (12 km)

Czekaliśmy na ten dzień. Przed nami był bardzo krótki etap, jedynie ok. 10 km. Tak to sobie ustaliliśmy, że rano śpimy dłużej, idziemy ten niewielki odcinek, a popołudnie przeznaczamy na odpoczynek u św. Jakuba.
Międzyczasie jednak trochę pobłądziliśmy i nadłożyliśmy nieco drogi.
Dzień jest pochmurny i wietrzny, więc znów wyciągamy rękawiczki, polary i czapki.

Dzień 22 : Wschowa - Głogów (29 km)

Dziś od rana było bardzo zimno i wiał przejmujący zimny wiatr. Dodatkowy polar, czapka, rękawiczki – kto by pomyślał, że to końcówka kwietnia. Gdy wychodziło słońce, na chwilę robiło się cieplej, gdy zachodziło – powracała zimnica. I taka huśtawka towarzyszyła nam przez cały dzień.

Dzień 21 : Osieczna - Wschowa (38 km)

Wyruszamy wcześnie rano, bo przed nami dość długi etap. Wędrujemy głównie przez lasy i wioski…
Na jeden z postojów zatrzymaliśmy się przy ławce na placu zabaw dla dzieci. Starszy pan opiekujący się wnuczką zainteresował się nami i naszą podróżą. Krótka, sympatyczna rozmowa, obiecał nawet „trzymać kciuki” :)

Dzień 20 : Lubiń - Osieczna (20 km)

Po wczorajszym hardcorze jesteśmy dziś w nienajlepszej formie. I tej fizycznej i psychicznej. Ale idziemy dalej, dziś tylko 20 km. Powoli, spokojnie, do przodu...
Szło się ciężko, wczorajsze zmęczenie jeszcze nie odpuściło.
Muszę przyznać, że i tak jestem pozytywnie zaskoczona tym, że nasze ciała są w ogóle zdolne do dalszej drogi, że nogi mogą dalej iść, że oprócz przemęczenia, chyba nic złego się nie dzieje.

Dzień 19 : Rogalinek - Lubiń (43 km)

Dziś miało być tak łatwo, lekko i przyjemnie, a wyszło zupełnie inaczej. Ale po kolei.
Poranek spędzamy na wspólnym śniadaniu z naszymi gospodarzami. Siostra Magdy i jej mąż to wspaniali ludzie, brak mi słów, by wyrazić wdzięczność za tą cudowną gościnę. W końcu szwagier Jarka odwozi nas do Rogalinka, miejsca gdzie wczoraj zakończyliśmy.

Idziemy spokojnie, zbytnio się nie spieszymy, bo dziś chcielibyśmy mieć trochę krótszy dystans niż przez ostatnie dni, planujemy tak ok. dwudziestu kilku kilometrów. Może spróbujemy zatrzymać się w Manieczkach, może w następnej miejscowości lub gdzieś w okolicach. Jesteśmy dobrej myśli...

Dzień 18 : Swarzędz - Rogalinek (30,5 km)

Dziś czekała nas przeprawa przez Poznań, co nie napawało mnie zbyt optymistycznie. Wędrówka przez duże miasta nie należy do zbyt przyjemnych. Nie lubię gdy wokół panuje szum i miejski zgiełk.
Na szczęście czekało nas pozytywne zaskoczenie. Okazało się, że szlak jest poprowadzony całkiem przyzwoicie, właściwie to nawet rewelacyjnie :) 

Dzień 17 : Murowana Goślina - Swarzędz (29 km)

Dziś było dosyć chłodno... Rano dość pochmurnie z przejmującym wiatrem, potem nawet zaczęło wyglądać słoneczko, by na końcu dnia symbolicznie pokropić nas kilkoma kroplami deszczyku. Pierwsza połowa dnia to kontynuacja wędrówki przez Puszczę Zielonka. Tylko drzewa, drzewa, drzewa… Cudnie.
Później przez małe miejscowości, pola i znów lasy...

Dzień 16 : Skrzetuszewo - Murowana Goślina (29 km)

Nareszcie!!! Po deszczowych dniach, w końcu możemy cieszyć się upragnionym słońcem. Niewielkie to pocieszenie dla Jarka, ale zawsze jakieś… W promieniach słonecznych idzie się zdecydowanie lepiej i przyjemniej niż w deszczu, gdy wokół mokro, szaro i brudno, gdy nie ma gdzie usiąść, a człowiek gotuje się w niezbyt oddychającej pelerynie…
To piękne słońce jest jak zalążek nadziei w sercach, że będzie lepiej, że trudności i bolączki miną…

Dzień 15 : Gniezno - Skrzetuszewo (24 km)

Dziś jest niedziela. Rano o godz. 8 uczestniczymy we Mszy Świętej. Pod koniec Eucharystii ks. proboszcz oczywiście ogłasza o naszej pielgrzymce (w końcu to jego parafianin wyrusza z domu do św. Jakuba niczym średniowieczny pielgrzym), wychodzimy na środek, uroczyste błogosławieństwo pielgrzymów… Takie momenty są zawsze wzruszające i na pewno dodają wewnętrznych sił.
Potem jeszcze kilka chwil rozmów, ostatnie pożegnania i możemy iść.

Dzień 14 : Gniezno - odpoczynek

Jak to miło móc pospać dłużej, z lubością wylegiwać się o poranku w łóżku, mając świadomość, że nie trzeba się spieszyć, że nigdzie nie trzeba iść, że nie będzie dziś trudu i zmęczenia… Jak to miło nie spoglądać za okno z trwogą i pytaniem o pogodę na zewnątrz… Drobne sprawy, które doceniam dopiero teraz.

Takie dni relaksu też są pielgrzymowi potrzebne, czasem trzeba znaleźć odskocznię od codziennego marszu.

Dzień 13 : Trzemeszno - Gniezno (31 km)

Trzynasty dzień wędrówki wcale nie był pechowy. Wręcz przeciwnie, dodatkową radością było to, że zbliżam się do Gniezna...
Z Trzemeszna wyszłam po 8, po porannej Mszy Świętej, wspólnym śniadaniu z księżmi i ostatnich życzliwych rozmowach.

Poranek jest bardzo pochmurny. Czyżby znów miało padać? 

Dzień 12 : Mogilno - Trzemeszno (18 km)

Mogilno pożegnało mnie deszczowo. Muszę przyznać, że jest to urokliwie położone miasteczko z bardzo przyjemnym parkiem i jeszcze przyjemniejszymi ścieżkami spacerowymi przy jeziorze.

W Mogilnie ponownie wkroczyłam na szlak św. Jakuba, tutaj rozpoczyna się Droga Wielkopolska. Nareszcie powróciło ulubione przez pielgrzyma oznakowanie Drogi. Widząc znane muszelki i strzałki, jakoś przyjemniej się idzie :)