Dzień 64 : Wincheringen - Perl (23 km)

Wyruszamy dosyć wcześnie. Świat spowijają mgły, jest szaro i buro. Jesteśmy całkiem spory kawałek poza Szlakiem Jakubowym.
Mamy do wyboru dwie opcje: wyruszyć z Wincheringen w stronę Merzkirchen i po kilku kilometrach wbić się na szlak lub iść w stronę rzeki i dalej ścieżką rowerową podążać do Perl. Postanawiamy iść wzdłuż rzeki, bo pogoda jest niepewna, a przed powrotem na szlak odstraszają nas również znaczne podejścia do góry, o których wspomina przewodnik.

Dzień 63 : Trier - Wincheringen (18 km)

Rano razem z siostrami uczestniczymy w Eucharystii. Cieszymy się z tego, bo najprawdopodobniej nie będziemy miały możliwości bycia na Mszy Świętej ani jutro w niedzielę, ani dziś wieczorem. Przynajmniej tak nam się wydaje, bo kościołów w tych rejonach jest niewiele, a wczorajsze próby dowiedzenia się o ewentualnych Mszach Świętych nie przyniosły zbytnich efektów.

Dzień 62 : Fell - Trier (15 km)

Ostatnio trudno cokolwiek planować, bo droga sama w sobie daje nam w kość. Nie inaczej było dzisiaj. Od rana bardzo żmudne ciężkie podejście do góry. Początkowo asfaltem, potem leśną ścieżką, potem przez mokre trawy, coraz wyższe, sięgające kolan... Aż dziw, że biegnie tędy szlak. A jednak...

Dzień 61 : Morbach - Fell (24 km)

Wyruszamy po śniadaniu u naszych miłych gospodarzy. Początkowe kilkanaście kilometrów idziemy wg nawigacji w telefonie, by w Graferthorn dołączyć już do szlaku.

Od rana czujemy, że jesteśmy w krainie co najmniej „pagórkowatej”, wyczerpujące podejścia i zejścia nie pozwalają nam o tym zapomnieć ;)

Dzień 60 : Kirchberg - Morbach (33 km)

Rano wita nas całkiem ładne niebo, a gdy wychodzimy za miasteczko, mgły snujące się w dolinach. Pięknie to wygląda, gdy z morza bieli wynurzają się jedynie szczyty gór.
Z upływem czasu pogoda się zmienia, a na niebie pojawia się coraz więcej chmur. 
Czasami trochę kropi mżawka...

Dzień 59 : Rheinböllen - Kirchberg (25 km)

Po wczorajszym tak miłym wieczorze spało nam się bardzo dobrze. Rano ksiądz pobłogosławił nam na dalszą Drogę, wręczył każdej z nas mały piękny krzyżyk i wyruszyłyśmy.

Pogoda znów nas nie rozpieszczała i wystawiała naszą cierpliwość na próbę. Dziesiątki razy ubierałyśmy peleryny, by po chwili je zdjąć, a gdy już zdjęłyśmy to szybko okazywało się, że trzeba je na powrót zakładać. Padało, przestawało, znów padało. I tak w kółko. 

Dzień 58 : Bingen am Rhein - Rheinböllen (22 km)

Wczoraj wieczorem znów była burza, ale my już byłyśmy bezpieczne w naszych łóżeczkach i mięciutkiej pościeli. Spało nam się wybornie. Ponieważ ostatnio miałyśmy trochę krótkie dzienne etapy, postanowiłyśmy wczoraj, że dziś postaramy się „nadrobić zaległości”. I na tym się skończyło, bo oczywiście nie udało nam się tego zrealizować. Plany popsuła nam pogoda.

Dzień 57 : Heidesheim - Bingen am Rhein (20 km)

Po wyjściu z Heidesheim robi się trochę pagórkowato. Na razie tylko trochę, ale piętrzące się na horyzoncie góry zwiastują, że w najbliższych dniach może być bardziej pod górkę.
Dziś jest na szczęście nieco chłodniej a powietrze już nie takie parne, więc idzie się o wiele lepiej niż przez ostatnie dwa dni…

Dzień 56 : Chochheim am Main - Heidesheim (24 km)

Rano o umówionej porze z wdzięcznością korzystamy z zaproszenia księdza. Śniadanie upływa w przyjemnej atmosferze. Chyba nawet, specjalnie dla nas, pojechał wcześniej po bułki, bo są takie świeżutkie, pachnące i chrupiące... mmm, pyszności :) Możemy również zrobić sobie kanapki na drogę. Niesłychanie życzliwy człowiek :)
To są właśnie uroki pielgrzymowania, dobroć ludzka wynagradza nam trudy wędrowania.
Ksiądz stara się jak może, nieba by nam przychylił, niesamowity człowiek 😀

Dzień 55 : Frankfurt nad Menem - Chochheim am Main (24 km)

Rano wspólne, niespieszne śniadanie z Olą. Jak nam tu dobrze... Przedłużamy chwilę wyjścia, ale w końcu, chcąc nie chcąc, trzeba wyruszyć w dalszą drogę.
To są takie małe rozterki pielgrzyma – z jednej strony chciałoby się przedłużyć takie chwile życzliwości w nieskończoność, a z drugiej strony wiemy przecież, że św. Jakub na nas czeka i ta świadomość pcha nas ku dalszej wędrówce i zanurzeniu w kolejny dzień Nieznanego na tej pięknej Drodze.

Dzień 54 : Frankfurt nad Menem - odpoczynek

Dziś odpoczywamy u Oli. Niesamowite to i wciąż nie możemy się nadziwić jak to wszystko się poukładało…Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. My – że Pan Bóg tak to wszystko poprowadził i dał nam tyle niespodzianek… Ola – że przysłał do niej pielgrzymów idących z Polski. 
Cieszymy się i radujemy każdą wspólną chwilą.

Dzień 53 : Langenselbold - Frankfurt nad Menem (37 km)

Dziś był dość długi etap, a na dodatek nadrobiłyśmy parę dodatkowych kilometrów, bo się zgubiłyśmy. Dziesięć godzin marszu z jedynie króciutkimi odpoczynkami mocno dało nam się we znaki. Pogoda też nas nie rozpieszczała, ale na szczęście już nie padało.
Szczególnie dłużyła nam się wędrówka przez przedmieścia Frankfurtu. Pola, ogródki działkowe, początkowe uliczki i ulice – rozległe przedmieścia dużego miasta zdawały się nie mieć końca.

Dzień 52 : Wirtheim - Langenselbold (23 km)

Pielgrzymowanie to nie tylko same superlatywy, to nie tylko opowiadanie o tym co się zdarzyło, kogo spotkaliśmy, czy ile kilometrów przeszliśmy. To także inne, czasem bardzo trudne sprawy, aspekty, niekiedy rozczarowania...

Od kilku dni idziemy bez Jarka. I już bez nadziei, że niebawem dołączy, bo przecież wrócił do Polski... Jego decyzja o powrocie do domu była oczywista i moim zdaniem słuszna. To było najrozsądniejsze wyjście i sama też pewnie tak bym zrobiła.

Dzień 51 : Schlüchtern - Wirtheim (30 km)

Od rana niebo było zasnute ciężkimi chmurami... Co jakiś czas lekko padało. Droga na szczęście była prawie płaska, już bez znacznych pagórków, więc szło się zdecydowanie łatwiej. 
Międzyczasie zagadnął nas pan, który w ubiegłym roku przeszedł szlak francuski, krótka przyjazna rozmowa, życzenia dobrej dalszej drogi. Pielgrzym zawsze pozna pielgrzyma :)

Dzień 50 : Fulda - Schlüchtern (32 km)

Dziś jest niedziela. Dzień rozpoczynamy poranną Mszą Świętą w małym kościele św. Michała nieopodal Katedry. Kościół jest piękny w swej skromności i prostocie. I baaardzo wiekowy, bo ma ponad tysiąc lat (zbudowany w latach 820-822). 
Niespotykane ukształtowanie murów i kolumn wewnątrz (rotunda) z ołtarzem pośrodku, odpowiednie oświetlenie i świadomość ponad tysiącletnich modlitw zanoszonych w tym miejscu do Boga przez kolejne pokolenia chrześcijan, tworzą niesamowite wrażenie i odczucia…

Dzień 49 : Geisa - Fulda (35 km)

Wyruszamy o świcie znów tylko we dwie. Zaraz za Geisą witamy wschód słońca. Jest pięknie… Ognista, słoneczna kula wyłania się zza szczytów i zza chmur, na dobre goszcząc na niebie… Towarzyszy nam zieleń i spokój pól oraz otaczające nas ze wszystkich stron małe i większe wzniesienia…

Dzień 48 : Vacha - Geisa (15 km)

Agnieszka, która dotychczas przypominała nam, że będzie naszą towarzyszką tylko do Vacha, zmieniła nieco swoje zdanie i postanowiła iść wspólnie z nami do Fuldy. To kilka kolejnych dni razem. Cieszymy się z tego, ale też pojawiają się kolejne wątpliwości co potem? Może jednak nie trzeba się nad tym zastanawiać i zostawić to wszystko Bogu i Drodze, by toczyło się swoim torem. Tak będzie najlepiej, bo i tak przecież nie mamy wpływu na to co postanowi. Grunt, że na razie idziemy razem :)

Dzień 47 : Hütschhof - Vacha (30 km)

Rano przyjemne zejście do Ollendorf zachęcało do wędrówki. Fajnie jest tak wedrować lekko w dół, wtedy nogi same człowieka niosą. 
Później jednak znów zaczęło się podejście do góry... ale i tak dużo łagodniejsze niż się spodziewałyśmy, widać największe wzniesienia pokonałyśmy już wczoraj  :)

Dzień 46 : Eisenach - Hütschhof (12 km)

Rano wyruszam sama. Zgodnie z ustaleniami Jarek będzie nadal wypoczywał, a Agnieszka chce zostać dłużej u sióstr, a potem jeszcze pozwiedzać. Spotkamy się więc po południu.

Zaraz za Eisenach czeka na pielgrzymów mocne podejście do góry. To naprawdę porządny wysiłek, zadyszka aż zatyka płuca, a kolejne metry podążania pod górę wyciskają ze mnie siódme poty. Przystaję co kilkadziesiąt metrów dla wyrównania oddechu. Dlaczego ten plecak jest taki ciężki?

Dzień 45 : Gotha West - Eisenach (31 km)

Dzień upływa nam pod znakiem wiatru i chmur. Ale widoki i tak są wspaniałe. Wędrujemy ścieżką przez las, a potem przyjemną drogą wśród łąk i pól…
Dziś idziemy bez Jarka. Mamy nadzieję, że ten dwudniowy odpoczynek pomoże mu zregenerować nadwątlone siły i że jego obolała noga odzyska sprawność na tyle, by mógł dalej pielgrzymować… Spotkamy się wieczorem i naradzimy co dalej…

Dzień 44 : Erfurt - Gotha West (29 km)

Rano zbieram się do wyjścia razem z Jarkiem. Agnieszka chce zostać trochę w Erfurcie i dogoni nas później.
Wyruszamy, witając z radością zwiastuny pogodnego dnia. Nasza radość jest jednak tak ulotna jak mrugnięcie okiem i znika bardzo szybko wobec innych poważnych okoliczności. Zaledwie po kilku minutach dopada nas świadomość tego, co dla pielgrzyma jest chyba najgorsze… 

Dzień 43 : Stedten - Erfurt (23,5 km)

Przez całą noc mocno wiało. Huczało za oknami, ale kościelna wieża i włączony grzejnik elektryczny dawały nam poczucie bezpieczeństwa. Rano trzeba było jednak wyjść... i zmierzyć się z zimnym wiatrem. Ciemne chmury wokół nie napawały nas optymizmem, lada moment spodziewaliśmy się jeśli nie burzy, to przynajmniej deszczu. Zawzięcie szliśmy do przodu, a deszczu wciąż nie było :) Cieszył nas każdy kolejny kilometr w suchym ubraniu.

Dzień 42 : Rudersdorf - Stedten (18 km)

Dziś był dość krótki etap. Zwolniliśmy nieco, by jutro popołudniu dotrzeć do Erfurtu i mieć możliwość uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii.
Enrico, niemiecki pielgrzym który wczoraj razem z nami nocował w schronisku, planował dziś zupełnie inny etap, od rana wyrwał mocno do przodu i szybko zniknął nam z oczu. A my szliśmy sobie powoli, nigdzie się nie spiesząc i mając świadomość tylko 18 km do przejścia. Totalny luz...