Szlak Orlich Gniazd, dzień 8: Kraków i Łagiewniki

Dziś już nie wędrujemy Szlakiem Orlich Gniazd, ale spędzamy ostatnie chwile w uroczym Krakowie. 
Wstajemy raniutko, szybka poranna kawa i jedziemy do Łagiewnik. Nie wyobrażam sobie, bym mogła nie odwiedzić tego miejsca będąc w Krakowie.
Łagiewniki to miejsce szczególne…

Szlak Orlich Gniazd, dzień 7: Pieskowa Skała - Ojców (14,5 km)

Zawirowania z biletami powrotnymi i konieczność skrócenia naszej wyprawy o jeden dzień niejako wymusiły na nas małą zmianę planów wędrówkowych. Chciałybyśmy spędzić jedno popołudnie w Krakowie, dlatego też postanawiamy zmodyfikować plan na dzisiejszy dzień – zamiast wracać do Rabsztyna i iść pełen etap, „ucinamy” nieco kilometrów i jedziemy prosto do Pieskowej Skały.

Szlak Orlich Gniazd, dzień 6: Golczowice - Rabsztyn (24 km)

Dziś 3 maja – święto Matki Bożej Królowej Polski. Zastanawiałyśmy się wczoraj wieczorem, jak rozplanować trasę, by być dziś na Mszy Świętej. Postanowiłyśmy, że do kościoła pójdziemy w Jaroszowcu, po pierwszym kilkukilometrowym etapie. 
Wyruszamy wcześnie. Chcemy mieć zapas czasu, nie wiemy jaka droga przed nami, może piaszczysta, może pod górkę, a przecież moje pęcherze potrafią mocno spowolnić nasz marsz. Tymczasem droga przez las jest bardzo przyjemna i mija nam nad wyraz szybko. 

Szlak Orlich Gniazd, dzień 5: Podzamcze - Golczowice (23 km)

Dziś czekałby nas kolejny długi etap. Nauczone doświadczeniem sprzed dwóch dni, raczej nie chciałybyśmy dotrzeć na nocleg tak skrajnie zmęczone jak wówczas. Postanawiamy więc, że pierwszy kilkukilometrowy odcinek do Pilicy podjedziemy busem. 
Rozkład busów nieco koliduje z wyznaczoną godziną śniadania. Wczoraj więc podpytałyśmy, poprosiłyśmy i okazało się, że nie ma sprawy, możemy zejść na śniadanie wcześniej. Rano zastanawiamy się, czy aby na pewno… ale okazuje się, że życzliwość i otwarcie na klienta w Gościńcu pod Lilijką jest wprost na medal. Śniadanko już na nas czeka :)

Szlak Orlich Gniazd, dzień 4: Podlesice - Podzamcze (19,6 km)

Dziś śpimy nieco dłużej, nie musimy się spieszyć, przed nami nieco krótszy etap. Poza tym i tak czekamy na śniadanie, które mamy wliczone w cenę noclegu. Punktualnie o ósmej przed drzwiami jadalni jest już kilka osób, ale drzwi jak zaklęte wcale się nie otwierają… Mija pięć, dziesięć, piętnaście minut… Niezłe opóźnienie ;) Przez szklane drzwi widać jednak, że śniadanie stopniowo ląduje na stole… Wreszcie – sezamie otwórz się – możemy się posilić i nabrać sił na kolejny dzień wędrówki.