Dzień 142 : Palas de Rei → Arzúa (28 km)

Te ostatnie 100 kilometrów przed Santiago daje mi w kość głównie w sferze emocjonalno-psychicznej. Po prostu lubię ciszę, spokój, do tego też zresztą mocno przywykłam w czasie tej pielgrzymki, a tu ciągle gwar i zgiełk. O ile wcześniej nie było tak "źle", to od Sarrii gdy szlak zamienił się w autostradę wędrowców, chwilami trudno to wytrzymać. Miliony głosów, słów, śmiechów, ciągły gwar… Jest mnóstwo pielgrzymów i nawet wędrówka przez uroczy las nie daje wytchnienia ani dłuższej chwili samotności, pusto wokół może być jedynie przez chwilę ;) 

Dzień 141 : Portomarin → Palas de Rei (25 km)

Kolejny dzień... Ciało i duch, wszystko we mnie już czuje, że to końcówka i następuje jakieś takie rozprężenie. Z całą siłą czuję jak bardzo jestem zmęczona.... nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Ale to nic, już za tydzień będę w domu, odpocznę...
Już za tydzień będę w domu – w takich chwilach permanentnego zmęczenia, niemalże karmię się tą myślą :)

Dzień 140 : Sarria → Portomarin (22,5 km)

Księżyc w pełni... Wielka, jasna kula widnieje na niebie nad naszymi głowami. Mimo, że jest jeszcze ciemno to na uliczkach Sarrii można już spotkać wielu pielgrzymów. Nie tylko ja wychodzę przed świtem... Chociaż trudno się dziwić, że sporo ludzi już wędruje, przecież tutaj dzień nastaje dopiero ok. 7.30.

Dzień 139 : Fillobal → Sarria (22 km)

Rano pierwsze kilometry mijają w okamgnieniu. W Triacasteli szybkie śniadanko i dalej przed siebie. Tutaj mamy do wyboru dwa warianty drogi: przez Samos lub przez Calvor.
Jako, że przez Samos szłam dwa lata temu, to odpuszczam sobie wędrówkę tą uroczą doliną z królującym w niej imponującym klasztorem. Tym razem wybieram drogę bardziej górską, ale jednocześnie o kilka kilometrów krótszą.

Dzień 138 : Vega de Valcarce → Fillobal (29 km)

Rano, pierwsze co robię po przebudzeniu, to sprawdzam pogodę za oknem, bo wczoraj wieczorem ciut postraszyło deszczem. Ale to był tylko „straszak”.
Na szczęście nie ma chmur, jest piękny księżyc, a więc i nadzieja na ładną pogodę. Zbieram się szybciutko, bo dziś będzie mocno pod górę. 

Dzień 137 : Camponaraya → Vega de Valcarce (30 km)

Pierwszy odcinek dzisiejszego dnia do Villafranca del Bierzo „połykam” na jeden raz. Z rana idzie się dobrze i żwawo ;)
Mniej więcej w połowie tego odcinka mijam dość charakterystyczne albergue w Cacabelos – to rząd dwuosobowych boksów otaczających kościół. Życie pielgrzymów skupia się tu na dziedzińcu kościoła, który niestety ponoć rzadko bywa otwarty…

Dzień 136 : El Acebo → Camponaraya (26 km)

Dziś mam w planach krótszy etap, co wcale nie oznacza że będzie łatwo. Wiem, że z Acebo do Molinaseca czeka mnie miejscami strome zejście, już to kiedyś przerabiałam ;)
Wyruszam nieco przed świtem... tzn. wydawało mi się, że to jest przed świtem... a słońca jak nie ma, tak nie ma. Coś dzisiaj strasznie ociąga się z wychyleniem głowy na świat :) W końcu powoli, powoli, niebo zmienia kolor... 

Dzień 135 : Astorga → El Acebo (37 km)

Wyruszam „tradycyjnie” dosyć wcześnie, gdy nastający dzień graniczy jeszcze z mrokiem ustępującej nocy. Bo choć zegarki wskazują zdecydowanie, że jest już poranek, to na zewnątrz panuje wciąż ciemność…
W nocy była burza, więc rano powietrze jest bardzo rześkie. Idzie się wyśmienicie...

Dzień 134 : Valverde de la Virgen → Astorga (37 km)

„Zostało mi tylko 300 mil. Chcę to już mieć za sobą. Ale też się boję. Jak skończę, nie będę miała grosza przy duszy. Będę musiała zacząć żyć. A nie jestem gotowa.”
„Dzika Droga”

Dzień 133 : Mansilla de las Mulas → Valverde de la Virgen (30 km)

Z radością witam kolejny piękny dzień. Nad głową cudnie niebieskie niebo, a ja zmierzam w stronę Leon. Leon, w którym „wszystko się zaczęło”…
Po drodze napotykam pielgrzymi kramik, woda, cola, banany i inne różności przydatne pielgrzymom. Donativo. Weź co potrzebujesz, wrzuć ile możesz, by pomóc następnym pielgrzymom. Takie miejsca jakże przypominają o pielgrzymiej wspólnocie…

Dzień 132 : Sahagún → Mansilla de las Mulas (37 km)

Camino Frances to droga obfitująca w mnóstwo pielgrzymich krzyży. Czasem wykonane kunsztownie, z ogromną precyzją i dbałością o każdy detal… czasem proste, „zwyczajne” i tak samo piękne… jakby wszystkie chciały przypomnieć nam, co jest ostatecznym Celem naszej Wędrówki przez ziemię… Ileż modlitw bezgłośnych, zmagań ze sobą, ileż myśli pielgrzymich „słyszały” te przydrożne krzyże?

Dzień 131 : Carrión de los Condes → Sahagún (39 km)

Po nocnym odpoczynku, z zapasem sił, wkraczam na złocistą drogę ciągnącą się wśród pól…Na rozgrzewkę poszedł ten długi etap 17 km bez żadnej miejscowości po drodze. Najprostsze, najbardziej płaskie i odsłonięte kilkanaście kilometrów trasy… Wokół tylko pola, pola... To chyba najnudniejszy i najbardziej monotonny odcinek Camino. 
Choć przecież można też spojrzeć na to inaczej - Meseta to jak wyjście na pustynię, dosłownie i w przenośni, w wymiarze nie tylko fizycznym...

Dzień 130 : Frómista → Carrión de los Condes (19 km)

Wychodzę, gdy za oknem jest jeszcze ciemno. Wciąż jeszcze nie wiem i właściwie nie planuję czy zrobię dziś krótszy, czy jednak bardzo długi odcinek, zobaczymy jaki będzie dzień, kondycja i uwarunkowania drogi… Decyzja zapadnie więc po drodze.

Dzień 129 : Hontanas → Frómista (34,5 km)

Rano po przebudzeniu niepokoi mnie dźwięk dochodzący zza okna. No tak, deszcz... Nie, nie deszcz, po prostu ulewa. No nieźle. Jest ciemno więc nie można ocenić sytuacji... Trzeba wstawać, a potem zobaczymy. 
Mocno zastanawiam się jak w ogóle wędrować w takiej ulewie przez bezkres pól Mesety?

Dzień 128 : Burgos → Hontanas (30 km)

Albergi municypalne mają swoje prawa. O ile w tych prywatnych zazwyczaj nie ma problemu z wczesnym porannym wyjściem, to w municypalnych bywa tak, że drzwi są zamknięte na amen i nie ma zmiłuj, a kto nie dopytał lub nie doczytał ten stoi i czeka...

Dzień 127 : Ages → Burgos (23,5 km)

Wychodzę dosyć wcześnie, bo chcę być w Burgos przed południem. Za Ages, gdy nikną uliczne światła wioski, zanurzam się w ciemność. Nikłe światełko czołówki rozświetla mi drogę, a nade mną cudowny baldachim nieba pełen roziskrzonych gwiazd... Niesamowite to wrażenie i takie piękne to niebo, że napatrzeć się nie mogę... I właściwie nie wiadomo, czy patrzeć w górę i podziwiać te gwiazdozbiory, czy raczej skupić się na wypatrywaniu drogi przed sobą ;)

Dzień 126 : Viloria de Rioja → Ages (36,5 km)

Wczorajsza kolacja przebiegała w przesympatycznej atmosferze. Pyszne jedzonko, miłe pielgrzymie rozmowy, w ogóle trafili się świetni ludzie :)
Dzisiaj dzień jest tak samo długi jak wczoraj, ale pogoda sprzyja wędrowaniu i dobrze się maszeruje.

Dzień 125 : Nájera → Viloria de Rioja (36 km)

Dziś czekał mnie długi 36 km dzień. Wstałam dosyć wcześnie i cichutko zebrałam się do wyjścia. Ale bez obaw, na szlaku nie byłam już sama. Co i rusz migały gdzieś światełka latarek, bo pierwsi śmiałkowie z innych alberg wyszli na pewno jeszcze wcześniej.

Dzień 124 : Logroño → Nájera (29 km)

Dzień minął tak po prostu... Na tak długiej pielgrzymce bywa czasem tak, że idzie się jakby mechanicznie, jak „robot”. Jest cel, zadanie do wykonania, dystans który trzeba przejść. I tyle. Bez wzniosłych myśli, bez zachwytu krajobrazami, w takim trochę „otępieniu”, idzie się byle osiągnąć cel danego dnia. Na szczęście takie dni nie zdarzają się zbyt często :)

Dzień 123 : Los Arcos → Logrono (28,5 km)

Dziś 3 sierpnia... Równo 4 miesiące temu, 3 kwietnia, wyruszyłam z domu na tę niesamowitą pielgrzymkę, na moją Drogę Życia... Wychodząc z domu, nie byłam w stanie objąć wyobraźnią tego dystansu, tych kilometrów, tej wędrówki przez kolejne kraje... Marzyłam o tym, by dojść jak najdalej, może nawet do samego Santiago, ale wydawało mi się to takie dalekie, nierealne, prawie niemożliwe do zrealizowania...

Dzień 122 : Lorca → Los Arcos (30 km)

Dziś kolejny bardzo charakterystyczny punkt na Camino Frances – Fuente del Vino de Bodegas Irache, czyli najogólniej mówiąc „fontanna” wina. Kiedy się o tym czyta, to wydaje się takie nierealne. Trzeba samemu zobaczyć i popróbować ;)